Wędrując po naszym pięknym kraju znajdziemy miejsca o wyjątkowej urodzie i spotkamy ludzi „z naszych stron”, którzy przywitają nas z niespodziewaną serdecznością. Kaszuby…Trafiliśmy do miejscowości Gniewino. To tamtymi stronami niemal 100 lat temu zachwycał się Stefan Żeromski. To o Gniewinie pisze tamtejszy poeta:
„Tutaj jest nasze gniazdo
Przy promenadzie słońca
Jak „Okiem” sięgnąć kraina wyśniona
Z marzeń kaszubskiego ludu”.
Symbolem tej miejscowości gminnej jest imponująca wieża w kształcie klepsydry o wysokości 44 metrów z platformą widokową, na którą prowadzi 212 stopni i skąd rozciąga się wspaniały widok na nieodległe Jezioro Żarnowieckie. U podnóża owej budowli jest ogród botaniczny, pole do minigolfa, plac zabaw. W owym Gniewinie właśnie, kilka tygodni temu, uruchomiono rezerwowy ośrodek sportowy dla Gdańska na Euro 2012. Impreza była imponująca, a „Orły Górskiego” po niecałej godzinie przegrały z tutejszą gminną drużyną 4:1.
I na tej imprezie spotykamy niespodziewanie wolbromiankę Ewę Haberkę, polonistkę z nieodległego Kostkowa.
– Wszelki duch… Jakie wiatry do morza tutaj panią przywiały z górzystej Jury na tutejsze równiny… Jak się państwo tutaj zakorzeniliście?
– Przywiały mnie te wiatry prawie 40 lat temu, kiedy zaczynały się prace przy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej w Żarnowcu, która jak wiadomo, ostatecznie nie powstała, choć mamy nadzieję, że lokalizacja nowej elektrowni nie ominie naszego Jeziora. Osiedliliśmy się na pięknej Ziemi Gniewińskiej. Tu ukończyłam studia polonistyczne (w Uniwersytecie im. Marii Curie –Skłodowskiej w Lublinie). Pracowałam najpierw w Bychowie, potem byłam dyrektorem Szkoły Podstawowej w małym Jęczewie i na końcu wicedyrektorem Gimnazjum w Kostkowie. Teraz jestem już na emeryturze i między innymi udzielam się jako jurorka w konkursie literackim „Gniewińskie pióro”. To, jak pan widzi, bardzo piękne i ciekawe okolice, z trudną historią, niepozbawioną tragicznych wydarzeń. Przychodzi na myśl wspaniała książka Melchiora Wańkowicza „Na tropach Smętka”. Przed II wojną światową przebiegała tędy granica polsko-niemiecka. Gniewino było niemieckie, zaś leżące nad Jeziorem Nadole – polskie. To była jedyna po tej stronie polska miejscowość. Łączność z krajem, jeśli chciało się ominąć niemiecki posterunek, istniała tylko przez jezioro. Nie było łatwo Polakom. Nic dziwnego, że trzymali się razem, nie ufali obcym. Po wojnie na te tereny zaczęli napływać osadnicy z różnych stron, przeważnie z ziem wschodnich. Natomiast w czasach budowy, jak to się tu mówi „jądrówki”, można tu było spotkać ludzi ze wszystkich regionów Polski. Nieraz te spotkania były niespodziewane i zaskakujące, jak np. z doktorem M. Kaimem, który niegdyś pracował jako lekarz w Wolbromiu. Wielu z tych przybyszów wrosło w te strony jak my, choć zmieniły się czasy i zmienili się ludzie.
– Kaszuby to jednak pewnego rodzaju osobliwość na naszej mapie. Odmienność etnograficzna i językowa. Co do liczebności Kaszubów – to sprawa jest skomplikowana i uzależniona od metodologii badań. Twierdzi się np, że w województwie pomorskim mieszka około 390 tysięcy Kaszubów, a z częściowym kaszubskim rodowodem – 176 tysięcy.…
– Tak, to odmienność. Trudna do pojęcia obcemu przybyszowi, uwarunkowana przeszłością. Kaszubi, spychani na margines za czasów niemieckich, niedoceniani, a nawet prześladowani w powojennej Polsce, trwali przy swoich zwyczajach i przy swoim języku. A to jedyny pozostały słowiański dialekt pomorski…
– Dawniej mówiono – dialekt kaszubski…
– Język, czy dialekt. Spory trwają, choć coraz wyraźniej twierdzi się, że język. Obecnie definiuje się go, jako język regionalny, przydzielono mu nawet trójliterowy kod CSB. Niektóre gminy kaszubskie wprowadziły go do swoich urzędów jako język pomocniczy. To trudny do zrozumienia język i bardzo zróżnicowany gwarowo. Inaczej mówią w Pecku (czyli w Pucku), inaczej w Kartuzach, jeszcze inaczej w Żukowie, czy Kościerzynie. W czasach po II wojnie mówiło się po kaszubsku tylko w domu. Szkoły uczyły języka literackiego i takiego wymagały. Władza tępiła ten język, określała go jako dialekt. Przecież te tereny, zamieszkiwane wcześniej przez ludność niemiecką, stanowiły swoisty językowy przekładaniec. Nawet w rodzinach kaszubskich zdarzało się, że rodzice rozmawiali ze sobą po kaszubsku, ale z dziećmi – tylko po polsku, a czasem, kiedy rodzice nie chcieli, żeby dzieci za dużo wiedziały – po niemiecku. Obecnie statystyki mówią, że po kaszubsku mówi około 80-90% Kaszubów, dla 60 % to język główny. Po czasie, kiedy młodzież wstydziła się tego archaicznego języka, coraz częściej można usłyszeć młodych ludzi mówiących po kaszubsku. Już nie wstydzą się języka przodków. Szkoły uczą języka kaszubskiego, można zdawać maturę z tego języka. W województwie pomorskim zdawało tę maturę w tym roku bodajże 13 osób.
– Czy w szkole kultywuje się tę odmienność językową?
– Polska szkoła kształci w języku polskim. Ale na Ziemi Gniewińskiej odradza się język kaszubski. Szkoły prowadzą naukę tego języka, a na lekcje chodzą nie tylko rodowici Kaszubi. Powiększa się liczba chętnych. Siedliskiem kaszubszczyzny w naszej gminie jest Nadole, wspomniana wcześniej wieś nad Jeziorem Żarnowieckim. Tu istnieje skansen Zagroda Gburska („gbur” – to bogaty gospodarz) i Rybacka. Tu powstał zespół folklorystyczny „Nadolanie” z regionalnymi strojami i typowymi instrumentami muzycznymi, np. „diabelskie skrzypce”, czy „burczybas”. Co roku odbywa się jarmark ludowy „kroncbal”. Można wtedy zobaczyć dawne sprzęty i narzędzia, spróbować regionalnych potraw, posłuchać koncertów zespołów kaszubskich. Tradycyjnie w lipcu organizowana jest wodno-piesza pielgrzymka z Nadola do Żarnowca na odpust Świętej Anny. Wychodzi kwartalnik literacki, tomiki poezji autorstwa lokalnych poetów kaszubskich.
– Czy pani opanowała ten język, potrafi się porozumieć z tubylcami?
– Żeby mówić po kaszebsku, trzeba być Kaszebą. Tylko oni to potrafią. I trzeba tym językiem posługiwać się na co dzień. Często dzieci dziwiły się, że ja nie rozumiem ich języka. Niekaszubom jakoś się nie udaje… Ja, owszem, nawet dużo rozumiem. Przecież żyję tu już kilkadziesiąt lat, codziennie słuchałam, jak dzieci ze sobą rozmawiały. Ale dobrze mówić potrafię tylko „jo” – czyli „tak”. Od czasu, kiedy tu zamieszkaliśmy, staram się poznać tę piękną ziemię, jej historię, literaturę i tradycje. A ciągle jest co poznawać. Myślę, że teraz, po latach, trochę więcej z tego rozumiem. I cenię. Bo Kaszubi to naród odrębny, ale to Polacy. Zawsze czuli się Polakami. Swoją odrębność starają się kultywować właśnie przez język i tradycję. Tak, jak w słowach „Marszu Kaszebskiego”: „Nie ma Kaszeb bez Polonii, a bez Kaszeb Polści”. Obecnie o Kaszebach słyszy się częściej. Jest Radio „Kaszebe”, telewizja kaszebsaka CBSTV, znani ludzie przyznają się do swoich korzeni. Zawsze w styczniu, w ramach Festiwali Verba Sacra, w wejherowskiej kolegiacie, aktorka Danuta Stenka czyta biblię po kaszubsku.
Kaszuby trzeba poznać. Po prostu. Przyjeżdżajcie tu. Poznawajcie tę regionalną odrębność i dobrych pogodnych ludzi. I zażyjcie tabaki, bo to też kaszebski zwyczaj.
To pierwsze zdjęcie jest straszne!!! Jak można takie coś dać na samym początku artykułu?
Pani Heberka ukończyła studia polonistyczne nie,jak pomyłkowo podałem-w Lublinie,ale na Uniwersytecie w Gdańsku.Za pomyłkę Przepraszam F.Lisowski