W przeciągu czterech dni olkuski SPR poniósł dwie bardzo przykre porażki. Martwi nie tylko sam fakt zejścia z parkietu pokonanym, ale także wyniki ostatnich spotkań. W obu przypadkach „Srebrne Lwice” przegrały różnicą aż 16 bramek! Mimo kiepskich wyników, są nadzieje na lepszą przyszłość, bo o ile w Nowym Sączu dziewczyny zagrały gorzej niż źle, to już w środę, w starciu przeciwko Mistrzyniom Polski z Lublina wypadły bardzo korzystnie. Podkreślali to nie tylko związkowi działacze, ale nawet i kibice. A co o postawie swoich podopiecznych i sytuacji zespołu w ligowym zestawieniu sądzi trener Marek Płatek?
– Panie trenerze, dwukrotnie na przestrzeni kilku dni przegrywacie różnicą 16 bramek. Wydaje się jednak, że te porażki wyglądają zupełnie inaczej.
– Powiem nieco z sarkazmem, że o ile po meczu w Nowym Sączu trzeba było wychodzić tylnymi drzwiami, to po meczu z Lublinem bez obaw możemy już wychodzić tymi frontowymi. Mimo że wynik na to nie wskazuje, ja jako trener tej drużyny czuję się dużo lepiej niż w niedzielę. Zaraz po meczu powiedziałem dziewczynom w szatni, że: „kompletnie mi niczego nie udowodniłyście, ponieważ ja to wiem”. Były nieco zdziwione, ale szybko dogadaliśmy się o co chodzi. Ja doskonale wiem, że w moich podopiecznych drzemią ogromne możliwości. Oczywiście, gdy ktoś był w środę pierwszy raz na meczu, mając na uwadze różnicę 16 bramek i słysząc ode mnie, że w moim zespole były dobre fragmenty gry, pewnie złapie się z niedowierzaniem za głowę. Ale naprawdę w starciu z MKS-em było dużo dobrych fragmentów. Oczywiście Mistrz Polski i uczestnik Ligi Mistrzów, bo o tym też należy pamiętać, to zespół z zupełnie innej półki, ale i ten mecz układał się zupełnie inaczej niż ten w Nowym Sączu. Tutaj walczyliśmy od samego początku, a mając w pamięci plamę na honorze jaką sprawiliśmy sobie i wszystkim naszym fanom kilka dni wcześniej, bardzo chcieliśmy ją „wybielić” i raczej się udało – wprawdzie nie wynikowo, ale na pewno wizualnie.
– Czy wynik 26:42 z Mistrzem Polski jest miarodajny i pomoże w szukaniu odpowiedzi na pytanie: jaka tak naprawdę jest różnica między górą, a dołem tabeli?
– Jeżeli mówimy o różnicy 16 bramek między Mistrzem Polski a beniaminkiem, to można gdybać, że właśnie taka jest aktualna przepaść między najlepszymi w kraju, a drużynami, dla których już sam udział w walce o krajowe czempionaty jest wielkim wyróżnieniem. Taką różnicę przy niezłomnej postawie dziewczyn można przyjąć i uszanować, ale – tutaj znowu wrócę do tego nieszczęsnego Nowego Sącza – te 16 bramek to z pewnością nie jest różnica dzielące nowicjusza od beniaminka z roku poprzedniego. Mam duże pretensje do drużyny o niedzielny występ, natomiast ze środy z Lublinem też mógłbym wyciągnąć kilka uwag. Na pewno zabrakło nam tej żelaznej konsekwencji. Z takim rywalem jak Selgros nawet tę stratę dziewięciu bramek trzeba szanować. Poszliśmy na wymianę ciosów i w końcówce przeciwnik nam uciekł.
– Mistrz z Lublina nie miał litości i wygrał bardzo pewnie. Przed pana zespołem są jednak jeszcze ważniejsze mecze tej jesieni. To najbliższe z Ruchem Chorzów określa się mianem „być albo nie być”. Chyba jest coś na rzeczy…
– Jeśli wygramy z Ruchem, to będziemy mieć cztery punkty, ale i tak to trochę za mało. Z perspektywy czasu wiemy, że był do wzięcia Koszalin i należało również powalczyć z Sączem. W obu przypadkach daliśmy się ograć i teraz nasza sytuacja nie jest komfortowa. Dlatego też na konfrontację z chorzowiankami czekamy z niecierpliwością, myślimy już o tym meczu i na nim koncentrujemy wszystkie nasze siły i całą uwagę. Dobrze się stało, że przed pojedynkiem z Ruchem było nam dane zmierzyć się z Mistrzem Polski. To było mocne przetarcie przed kto wie, czy nie najważniejszym dla nas meczem tego roku. Jeżeli dziewczyny uwierzyły, że można powalczyć nawet z najlepszymi w kraju, to tym bardziej można to zrobić z „Niebieskimi”. Z Ruchem interesują nas tylko dwa punkty!
– Czego brakuje temu zespołowi? Bo raz aż zęby bolą patrząc na grę olkuskich „Lwic”, a przy następnej okazji ręce same składają się do oklasków.
Po straszliwej klęsce w Nowym Sączu odzyskaliśmy jeszcze nie wynik, ale sportową twarz. Jeśli przyjdą, a muszą przyjść także i punkty, to będziemy potrzebowali spokoju i doświadczenia, aby w drugiej rundzie poprawić swoje notowania. Musimy zacząć się uczyć w trybie ekspresowym. Nie możemy ciągle mówić, my biedni, my beniaminek, my różnica. Nikt nas o to nie pyta. W tabeli nie ma beniaminek – albo masz punkty, albo ich nie masz. Nie możemy się asekurować, nie możemy się też usprawiedliwiać. Nie mamy na to ani warunków, ani czasu. Jesteśmy w Superlidze, a tutaj nie ma miejsca na rozpamiętywanie tego czego nie umiemy. Musimy na już nauczyć się sprzedawać to, co mamy.
– W szybką sprzedaż tego co najlepsze wierzy w równym stopniu co trener cała drużyna?
– Czasem się właśnie nad tym zastanawiam. Pompuję w dziewczyny wiarę w sukces. Jeżeli ktoś coś umie, to doceniam to, co potrafi i „kręcę” tak, żeby wyciągnąć z niego/niej jak najlepsze cechy. Są momenty kiedy chwalę, przyklaskuję i podziwiam, a zawodniczki patrzą na mnie i myślą sobie: „aaa trenerze, chyba nie do końca tak jest…”. Takie są kobiety, ale zarazem praca z nimi jest cudowna, chociaż czasem traci się włosy i ich kolor.