„Znów dopada mnie poczucie, że od  wielu lat po prostu błąkam się po świecie bez żadnego planu i pomysłu. Błąkałem się z nadzieją, że pomysł i plan odsłonią się w sposób naturalny,  że sens w końcu się objawi, ponieważ sens istnieje. Dlatego co roku wypuszczam się coraz dalej i dalej. Na koniec kontynentu, żeby zostawał tylko powrót”.

Tak pisze o sobie, o swoich  poszukiwaniach, Andrzej Stasiuk, pisarz wybitny, człowiek w drodze, adorowany przez jednych, piętnowany przez innych ze względu na ostry język i niekonwencjonalne oceny naszej rzeczywistości.

Po czterech latach zawitał znów do Olkusza, do klubu literackiego BWA, na spotkanie licznej grupy swych czytelników i z racji wydania nowej opowieści „Dziennik pisany później”. Andrzej Stasiuk był w młodości infant terrible polskiej literatury. Urodzony w roku 1960 w Warszawie, stworzył swoją legendę awanturnika, wyrzutka z różnych szkół, alkoholika, dezertera, kryminalisty. I takie też były tematy i tony jego pierwszych powieści. Z czasem, gdy przeniósł się do Wołowca, wioski zagubionej w ostępach Beskidu Niskiego, z dala od wrzawy świata, znalazł swój oryginalny, niepowtarzalny, jak niektórzy mówią  -narkotyczny styl pisarstwa. I temat: głęboka, galicyjska prowincja („Dukla”,  „Opowieści galicyjskie”), a przede wszystkim południowy wschód Europy-Węgry, Rumunia, Mołdawia, była Jugosławia („Jadąc na Babadag”, „Fado”), także Niemcy („Dojczland”), a także wspomniany „Dziennik”. Wśród  blichtru świata, prawdziwych i fałszywych zachwytów nad XX i XXI wiekiem, Stasiuk znajduje rzeczywistość, jak z czasów C.K. Austrii, a nawet mocarstwowej Turcji, ludzi z innej epoki. I dramat byłej Jugosławii, morderstw, zniszczeń i bezmyślnych, niczym nieuzasadnionych  rzezi, nienawiści, których zarzewie tli się do dziś i nie wiadomo, kiedy ten pożar znów wybuchnie.
I na tym tle Polska: Ta z Lichenia i ta „wypasiona”, zmotoryzowana, jeżdżąca „beemwicami” i maybachami, klapkowa – bo klapki na nogach stały się w pewnych kręgach synonimem prostackiego luzactwa, ozdobiona złotymi łańcuchami i pierścieniami.
Ktoś powiedział, że pisarstwo Stasiuka jest narkotyczne. Co by to miało znaczyć, jest to literatura fascynująca.
Przeczytajmy  fragment z „Dziennika”. Pisze Stasiuk, pisarz uznawany za  twardziela:

Gdzieś w Albanii, nocą, pełną wrzawy i brudu. „O północy mały jeż, jeżowe dziecko nie większe od piłki tenisowej, jakimś cudem przeszło przez ruchliwą jezdnię i próbowało wspiąć się na wysoki krawężnik. Pomogłem mu. Zwinęło się w kłębek. Przeniosłem je w zarośla”.
Pisarstwo Stasiuka znane jest niemal w całej Europie. Otrzymał nagrodę  „Nike” za opowieść „Jadąc na Babadag”, Nagrodę Literacką „Gdynia 2000” oraz Międzynarodową Nagrodę Literacką Vilenica 2008. Jest również nominowany do tegorocznej nagrody  „Nike”.
Dwugodzinna, bardzo ciekawa rozmowa z Pisarzem dotyczyła różnych aspektów jego twórczości. Oto niektóre dyskutowane  pytania:

– Czy nie jestem znużony tymi Bałkanami? Nie, to nie to… nie jestem bałkanistą. Piszę o Polsce, o moim kraju. To zaszczyt być w Polsce. Ale dobrze być także obywatelem świata,  wyjechać z tego mojego Wołowca 15 km na południe, do Słowacji i już się jest w innym świecie, bez naszych problemów i swarów. Dobrze być obywatelem świata. Czy to zatem jest temat zastępczy? Nie, to jest temat, ta  Jugosławia to temat jak najbardziej podstawowy… Kiedy się tam jedzie i widzi ten piękny świat w ruinie – człowiek zastanawia się: czy  oni zwariowali, żeby za nic zamordować ponad 200 tysięcy ludzi? Te podróże dają mi napęd intelektualny. Moje korzenie tkwią w tej polsko-nadbużańskiej rzeczywistości i krajobrazie. Samo nazwisko „Stasiuk” brzmi, jak człowiek pogranicza. Mój dziadek, jak to już pisałem tu i ówdzie, tu mieszkał, nad Bugiem. Miał mir we wsi, był sołtysem, czcił tradycję, np. nabożeństw majowych.  Ja, jego potomek, patrzę na świat z pozycji nieinteligenckiej. Tak też nieinteligencko np. widzę Licheń, o którym piszę w trzeciej części mojej ostatniej opowieści. To zwycięstwo świata i ludzi „skrzywdzonych i poniżonych,” którzy tam mają swój świat piękny i wielki na miarę ich marzeń i upodobań estetycznych. Nic nie szkodzi, że mówi się o kiczu. To jest kicz nasz  własny. Nawet zachęcam zagranicznych znajomych, żeby zobaczyli coś, czego gdzie indziej się nie spotka. Kiedy widzę tam te proste kobieciny z zachwytem podążające do bazyliki, to jakbym widział drepczącą tam moją śp. Babcię. Głoszę chwałę Lichenia.

Chcę napisać o swojej mazowieckiej rodzinie, o mojej mamie, która do dziś martwi się o mnie, choć mam już lat 50 i nie narzekam na życie. Chcę pisać o Polsce, choć nie używam tego słowa w sensie tanich wzruszeń, w sensie hasłowym. „I sobie obiecuję, że jak tylko wrócę z tych beznadziejnych Bałkanów, to ją (Polskę) zaraz opiszę. Kilometr po kilometrze, hektar po hektarze, gmina po gminie, wymieniając te wszystkie nazwy, jak zaklęcie, jak modlitwy,  jak Litanię: Arko przymierza, Domie złoty, Wieżo z kości gdzieś koło Małkini, koło Bełżca”.
Ktoś  zapytał: „Do czego Pan zmierza, czego Pan szuka? ”W sensie literackim szukam doskonałości. Ale co to jest doskonałość?”

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
7 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
wisdom_tooth
wisdom_tooth
12 lat temu

[quote]straszne dziecko[/quote]

enfant terrible… 🙂

Jan
Jan
12 lat temu

[quote name=”wisdom_tooth”]Kto to jest „infant terrible” ??? :-*[/quote]
straszne dziecko

wisdom_tooth
wisdom_tooth
12 lat temu

Sorry, wiem, że to literówka…czeski błąd.

wisdom_tooth
wisdom_tooth
12 lat temu

Kto to jest „infant terrible” ??? :-*

Kult Óralny
Kult Óralny
12 lat temu

Polska zeszła na… licheń 😕

Szczypiorek
Szczypiorek
12 lat temu

[quote name=”ktosik”]Pan Franciszek był moim nauczycycielem w LO…[/quote]

Wszystko zależy od tego co rozumiemy pod pojęciem „komuch”. Pan Lisowski jest po prostu człowiekiem odpowiedzialnym, który takim był za komuny i takim jest teraz. Krąży anegdota, że Pan Lisowski kazał prosto i wysoko nosić szturmówki w czasie pochodów pierwszomajowych… i co w tym złego? Porządek musiał być, porządek, jakiego dzisiaj próżno szukać gdziekolwiek w Olkuszu. Różne tam pajace usiłują dzielić ludzi na tych z „komuny” i tych współczesnych, a ja wiem, że ci wszyscy współcześni katoaktywiści niewiele różnią się od tych za czasów „komuny”. I nie muszę się wysilać aby cokolwiek udowadniać, ciemnota i głupota jest tak POWSZECHNA, że widać ją na każdym kroku. Każdy kto uważa, że ta cała przemiana cokolwiek zmieniła jest w błędzie. Buraki bywały za czasów komuny, ale teraz jest ich znacznie więcej. Panie Lisowski, Pan do buraków nie należał i nie należy, Wielki Szacunek!

ktosik
ktosik
12 lat temu

Pan Franciszek byl moim nauczycycielem w LO, wtedy był drekktorem tegoż LO. Pomimo tego ze to KOMUCH- szanuję GO. W tych czsach byc sobą to sztuka.! Pozddrawiam Pana Dyrektora.