ISKIERKA Tarnów – KŁOS Olkusz 1:3 (25:22, 17:25, 20:25, 11:25)
Wiele obiecują sobie po obecnym sezonie działacze i zawodnicy sekcji siatkarskiej olkuskiego Kłosa. Walka o ambitne cele wymaga jednak ciężkiej pracy i systematycznych zwycięstw. W takich warunkach należy również pamiętać, że liga to nie bajka, więc nie zawsze wszystko może dobrze się kończyć. Początek III-ligowych rozgrywek należy jednak uznać za bardzo udany, bo i inauguracyjne zwycięstwo za trzy punkty w Tarnowie wypada ocenić bardzo pozytywnie, zwłaszcza, że Iskierka zaliczana jest do grona najlepszych zespołów…
Głosy, że tarnowianie mają zamiar nieco namieszać w stawce, potwierdziły się już w pierwszym secie. Gospodarze grali uważnie, równoważąc swoje siły w każdym siatkarskim elemencie. Ta konsekwencja przyniosła nadspodziewane efekty. Olkuszanie mimo starań nie potrafili odskoczyć choćby na 2-3 punkty, a że końcówka partii należała do zmotywowanych miejscowych, których dzielnie wspierała publiczność, to i pierwsza zmiana boisk nastąpiła przy prowadzeniu Iskierki. (25:22).
Drugi set był zgoła odmienny. Trener Roman Socha „schłodził” nieco rozgrzane głowy swoich podopiecznych, co szybko przyniosło efekty. Kapitalnie na środku siatki zaczął grać blok w wydaniu Poprawa – Wolny. Tak na dobrą sprawę, w tej fazie meczu udane ataki tarnowian, które wylądowały w polu gry Kłosa, można by zliczyć na palcach jednej ręki. Do punktowych bloków olkuszanie dołożyli także zróżnicowaną zagrywkę. Damian Socha zaskakiwał flotami (pozornie lekki, techniczny serwis), natomiast Marcin Typel uderzał niemal jak z armaty. W dodatku cuda w obronie działali Kaliś z R. Sochą, więc nic dziwnego, że goście szybko doprowadzili do remisu 1:1
Kto wie, czy kluczowym momentem meczu nie była trzecia partia, kiedy to miejscowi jeszcze raz podjęli walkę, chcąc tym samym pokrzyżować plany rozkręcającym się siatkarzom Kłosa. Tyle tylko, że samo podjęcie rękawicy wcale nie oznacza automatycznego sukcesu, tym bardziej, gdy naprzeciwko siebie ma się zmotywowanych i głodnych sukcesów rywali. Olkuszanie wyborną dyspozycję nad siatką przenieśli z bloku na atak. I nie stanowiło to większej różnicy, czy nasz zespół atakował ze środka, czy ze skrzydeł. Zarówno „wieże” w osobach Poprawy i Laskowskiego oraz zwinni i szybcy skrzydłowi – Wolny, a także Typel, raz po raz trafiali momentami bezradnych gospodarzy. Kłos był lepszy – to prawda, lecz i graczom Iskierki nie można odmówić ambicji. Skończyło się na wyniku 25:20, na korzyść olkuszan oczywiście.
Patrząc na wynik ostatniego seta można być już niemal pewnym, że choć na parkiecie to właśnie ta partia zadecydowała o końcowym triumfie gości, to jednak w głowach, tarnowianie mecz przegrali jakieś kilkanaście minut wcześniej. Nie można wyciągnąć innych wniosków, biorąc pod uwagę, że gospodarze w ostatniej odsłonie tego ciekawego widowiska ugrali raptem 11 punktów, co nie przystoi zespołowi mierzącemu w czołówkę tabeli. Gdy Tarnów w grobowym nastroju kończył mecz, w olkuskim obozie „głośno grała muzyka”, bo i poczynania podopiecznych trenera Sochy warto określić wręcz koncertowymi. Po raz kolejny olkuscy siatkarze zmiażdżyli rywali w zagrywce, nie mieli również problemów z kończeniem ataków.
Nie ważne jak się zaczyna, lecz ważne jak się kończy. Ta stara prawda jak ulał pasuje do tarnowskiej inauguracji, z której Kłos wyszedł jako zwycięzca. Na przeciwnym biegunie są siatkarze Iskierki. Zgaśli tak szybko, jak ich imienniczka z popielnika…
Już w najbliższą sobotę o godz. 18:00 Kłos po raz pierwszy zagra przed własną publicznością. Do Olkusza przyjadą rezerwy I-ligowego Kęczanina. Emocje gwarantowane!