Z Panem Edwardem Frączkiem, Laureatem Olkuskiej Nagrody Artystycznej 2011- o sztuce i życiu…

PO – W pamięci olkuskich kibiców starszego pokolenia pozostaje Pan jako niegdysiejszy piłkarz w złotych czasach olkuskiego futbolu. Podobno bramkarz. Czy ta przygoda młodości pozostaje nadal w Pana pamięci?
EF – Tak, grałem w piłkę nożną, ale też w siatkówkę i koszykówkę w latach 1946-52. Najprzód była to drużyna „Tur”, później „Stal” Olkusz. Byłem bramkarzem, naprawdę dobrym bramkarzem i kierownikiem drużyny. Boisko mieliśmy tam, gdzie dziś są baseny na Czarnej Górze. Obroniłem niejedną „bombę”, puściłem też niejedną. Ale taki to jest los bramkarza. Mieliśmy wtedy niesamowitą ambicję i wsparcie kibiców. Na tym tu zdjęciu widać naszą drużynę. Ja w centrum jako kierownik drużyny, a tu Niewiara, Lato, Sikorski, Górnicki i inni. Nikt nam za granie nie płacił a stroje kupili nam kibice. Takie to były ciekawe i piękne czasy.
PO – Ale pamiętamy Pana przede wszystkim jako niekonwencjonalnego artystę tworzącego w miedzi, prawdziwego mistrza rzemiosła artystycznego. Prace Pana możemy spotkać w wielu reprezentacyjnych miejscach w Olkuszu. Jaka była Pana droga do tej twórczości?
EF – To jest metaloplastyka, sztuka wymagająca niebywałej, zegarmistrzowskiej wprost  cierpliwości i precyzji. Istna benedyktyńska dłubanina. Żeby wykonać taki obraz, jak np. tę panoramę Lublina, którą tu widzimy, trzeba precyzyjnie uderzyć młotkiem w dziesiątki różnych dłutek i wybijaków kilka milionów razy. Nad tą panoramą pracowałem dwa i pół roku, codziennie po powrocie z pracy. Wykonałem tych obrazów, mniejszych i większych,140. Znajdują się one w Olkuszu, w Krakowie, w Gliwicach, w Holandii, Francji, Niemczech. No i w moim, jak  pan widzi, mieszkaniu. Obejrzyjmy zatem moje „muzeum”.
PO – Więc zwiedzamy: 3 pokoiki w bloku pełne dzieł Laureata – panoram miast: Istambułu,  Ogrodzieńca, Lublina, zamków jurajskich i mnóstwa innych, a także piękne, artystycznie wykonane drobiazgi: żyrandol, portrety, herby, godła miast.
-Każda z tych wykonanych w miedzianej, milimetrowej blasze panorama-opowiada pan Frączek- jest absolutnie wierna z historyczną dokumentacją zachowaną w Muzeum Czartoryskich. Nie ma tu dodanego nawet jednego okienka czy kominka, czy sztachetki w płocie. Jeśli w panoramie Krakowa miało być 30 kościołów-to ani jednego więcej czy mniej. Miałem kompetentnych recenzentów i krytyków: profesora Zina, profesora Trybowskigo, profesora Chromego, czy mojego przyjaciela profesora Siweckiego, którzy tu u mnie bywali. Oni swoim autorytetem zagwarantowali, że moje panoramy są bezwzględnie zgodne z prawdą historyczną. Największy obraz, jaki wykonałem-panorama Krakowa- ma wymiar 340cm x 80 cm, a panorama Lublina-280cm x 80 cm. Są, jak widać, i mniejsze. A moja droga do sztuki? Mój teść nazywał się Władysław Głowacki. Był to człowiek niesamowity, prawdziwa złota rączka i urodzony artysta. Potrafił wykonać wszystko. Był metaloplastykiem i od niego uczyłem się tej sztuki. Razem wykonaliśmy między innymi tabernakulum do Kościoła św. Andrzeja., ale ja poszedłem inną drogą. Przejąłem technikę, ale udoskonaliłem metodę i dzięki temu mogłem wykonać takie wielkogabarytowe prace /tu następuje opis tej wielce skomplikowanej metody, jak mówi Pan Frączek-unikatowej/.Wszystkie potrzebne materiały, jak płyty miedziane, ołów, narzędzia, kwasy kupowałem za własne pieniądze i dlatego trudno by było dzisiaj rozstać się z dziełem mojego życia. Włożyłem w to nie tylko zresztą pieniądze, ale swoje serce i pasję.
A tu moje odznaczenia: Krzyż Polonia Restituta, Złoty i Srebrny Krzyż Zasługi, odznaczenie za działalność racjonalizatorską w OFNE. W OFNE pracowałem  od roku 1935 do roku 1978. To drugie miejsce mojego życiowego bytowania. Jestem z zawodu technikiem mechanikiem. Przez 20 lat w tej fabryce byłem kierownikiem produkcji. Bo pierwsze-to był dom i rodzina. Tu są medale za 50 lat wspólnego z małżonką pożycia, choć przeżyliśmy z sobą wspólnie 64 lata. Musiała mieć do mnie, do mojej dłubaniny, niebywałą cierpliwość. Aż dziw, że przetrzymała tyle lat… To  bezustanne, codzienne stukanie. Była to kobieta  wszechstronna, pisała wiersze, znała się na metaloplastyce. Była przecież nieodrodną córką wspomnianego Głowackiego. Wspierała mnie na duchu, doradzała, inspirowała. Poświęciła się bez reszty dla rodziny i dla mojej pracy. I jeszcze działka, na której też miałem swój warsztat.
PO – Gdy spogląda pan wstecz-jak pan ocenia swój  miniony czas…?
EF –  Moje życie to taki  blok: sport-praca-twórczość-rodzina-działka. Moja sztuka to było i jest w tym życiu najważniejsze. Mam lat 92. Przeżyłem niejedno. W czasie wojny  trzeba było pracować, bo mama, po przedwczesnej śmierci taty, musiała wyżywić i wychować czterech chłopaków i nie było lekko. Bez przerwy, od roku 1946, praca zawodowa i twórczość. Nie interesuje mnie i nie interesowała wrzawa świata, choć czasem popatruję na TV i oglądam  jakiś mecz. Ciągnie jeszcze wilka do lasu… Nie zaniechałem  pracy artystycznej, mam do wykończenia jeszcze jedną pracę, nie idzie to już tak sprawnie, jak dawniej, choć duch wciąż ochoczy…
PO – Otrzymuje pan Olkuską Nagrodę Artystyczną. Pana Miasto, my wszyscy, choć trochę późno, doceniliśmy to wszystko, czego pan dotąd dokonał, co jeszcze wyjdzie spod pana ręki i młotka. Jak pan tę Nagrodę przyjmuje?
EF – Jestem szczęśliwy i przyjmuję ją z najwyższym uznaniem. Olkuszowi poświęciłem całe swoje długie życie i w Olkuszu chcę pozostawić swój ślad.

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Aleut
Aleut
13 lat temu

Bardzo ciekawy człowiek, który nie zmarnował talentu. Wyrazy szacunku. Nagroda trafiła w godne ręce.