W każdej komedii kryminalnej najważniejszym pytaniem jest: „Kto zabił?”. Ale jeśli morderca jest wśród nas, lecz dobrze się kamufluje, a prowadzący śledztwo zadają nieodpowiednie pytania i nie potrafią rozwikłać tajemnicy – co wtedy? Należy poszukać wiarygodnych świadków wśród publiczności i z jej pomocą znaleźć winnego.
„Szalone nożyczki” na scenie Domu Kultury w Wolbromiu zawitały już po raz drugi. W śledztwie uczestniczył zespół aktorski i wypełniona po brzegi widownia. Po raz kolejny okazało się, że nasza publiczność jest niezastąpiona, zarówno jeśli chodzi o zaangażowanie, jak i o wspaniałą zabawę. Mordercę wytypowano większością głosów, choć nie obyło się bez różnicy poglądów i… problemów matematycznych.
Akcja spektaklu rozpoczyna się od pokazania zwykłego dnia pracy w zwykłym salonie fryzjerskim „Szalone Nożyczki”. No, może nie do końca zwykłym… Mamy tu bowiem całą galerię oryginalnych postaci: Basię (Ewelina Starejki), Tonia (Adam Szarek), pretensjonalną żonę posła panią Dąbek (Ewa Mitoń), ponuraka z teczką (Przemysław Branny) i klientów, którzy okazują się policjantami (Łukasz Żurek i Marcin Kobierski). W tle – dźwięki fortepianu dobiegające z mieszkania sławnej pianistki Izabeli Richter. Zanim zostanie ona zamordowana (fryzjerskimi nożyczkami, a jakże), publiczność świetnie bawi się dowcipem sytuacyjnym, w czym niemały udział ma lokalny koloryt, jakiego nadają spektaklowi świetnie przygotowani aktorzy. Wystarczy wspomnieć, że pani Dąbek mieszka „na Manhattanie”, a Edward Wurzel „na Rajach”… Dodatkowo każdy z aktorów wchodzi w dialog z widzami, a że zespołowi „Bagateli” nie brak umiejętności improwizacyjnych ani dowcipu, nie jest łatwo z takiej potyczki słownej wyjść obronną ręką (czyli: bez salw śmiechu wszystkich zgromadzonych).
„Szalone nożyczki” grane są przez „Bagatelę” już od kilku lat, a na całym świecie nie schodzą z afiszy od ponad dwóch dekad, co uhonorowano wpisem do Światowej Księgi Rekordów Guinnesa dla najdłużej utrzymującego się w repertuarze spektaklu, który nie jest musicalem. Sztuka Paula Pörtnera w reżyserii Marcina Sławińskiego to prosty przepis na sukces i doskonałą zabawę. A ponieważ nigdy nie wiadomo, jak się skończy, publiczność ją uwielbia (tym razem mordercą został bardzo niezadowolony z tego faktu Edward Wurzel – ale kto wie, co przypomnieli sobie widzowie po powrocie do domów i co zechcą udowodnić następnym razem…). W piątkowy wieczór w DK można było więc zobaczyć świetny spektakl, doskonałych (jak zawsze) aktorów i rozbawionych do łez widzów.
I zapewne podobnie będzie 23 maja, gdy „Bagatela” przyjedzie do nas z przedstawieniem „Mayday”… To chyba ostatnia chwila na sprawdzenie, czy są jeszcze jakieś bilety!
Fot. Kamil Drąg
Tekst nadesłany przez DK Wolbrom