Galeria BWA zaprosiła nas 5 listopada br. na wernisaż Pawła Kotowicza, z czego skorzystała liczna grupa admiratorów artysty i jego sztuki. Szczególnie cieszy fakt, że byli to w większości ludzie młodzi. Wśród gości zobaczyliśmy m.in. Adama Marczukiewicza, olkuszanina z urodzenia, wybitnego malarza współczesnego. Jego obrazy można oglądać w Galerii W. Domańskiego w Krakowie, ulica Marka 16, m.in. na wernisażu 22 listopada br.
Paweł Kotowicz urodził się w roku 1968 w Chrzanowie. Ukończył Liceum Sztuk Plastycznych w Wiśniczu, a w roku 1994 Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, jako artysta grafik. Swoje prace prezentował na 52 wystawach zbiorowych i 34 indywidualnych. Obecnie dzieli swój pobyt między Trzebinię i Kraków, można więc powiedzieć, że tytuł jednego z jego obrazów: „Na skróty do Olkusza” ma swoją dosłowną wymowę.
– W prezentacji dyrektor Galerii Stanisław Stach określił Pana jako kontynuatora malarstwa młodopolskiego, w szczególności Jana Stanisławskiego, że zacytujemy Wyspiańskiego: malarstwo „śliczne jak obrazki, co malował Stanisławski…”
Czy Pana nie uwierają takie skojarzenia? Kontynuator dawno minionego kierunku i stylu? – pytamy artystę…
– Nie, absolutnie nie! Jestem wychowankiem krakowskiej ASP, gdzie tradycja sztuki jest wysoko ceniona. I ja tak traktuję swoje malarstwo, jako kontynuację, studium natury i rzeczywistości. To sztuka w drodze, poszukująca. Jedni wędrują po świecie, a ja wędruję po nieodległej okolicy: Kraków, Sanok, Krynica, wsie, szukam polskich motywów. Nie ma tu, na tych obrazach, ludzi. Jak malarze młodopolscy – tematów szukam w plenerze. To moje inspiracje artystyczne. Nie jestem malarzem rewolucjonistą, uważam się za tradycjonalistę. Jeśli widać tu wpływy kolorystów, to racja. Od poszukiwań formalnych wolę poszukiwania kolorów czy perspektywy. Jeśli maluję portrety, to zawsze na podstawie żywego modelu, żywej postaci, jeśli martwe natury – to zawsze związane z sytuacją (np. „Arbuz od Agaty”).
Jest to istotnie sympatyczne, realistyczne malarstwo, lubiane przez bywalców naszej olkuskiej Galerii, łatwe do stylowych skojarzeń, oddające urodę przyrody, starych chat, „polskich motywów”, często architektury Krakowa…
– Moje ulubione obiekty w Krakowie – mówi Paweł Kotowicz – to kościół św.św. Piotra i Pawła, brama kościoła św. Andrzeja i kościół Pijarów. Widać to na kilku obrazach, które tu prezentuję.
– A morze? Dostrzegamy tu motywy znane z mnóstwa dzieł wielkich i niedużych. To artystyczna odwaga. Żeby nie popaść we wtórność…
– Jestem, jak widać, człowiekiem gór i pagórków, a morze to była dla mnie prawdziwa niespodzianka. Malowałem je na Bornholmie. To jest moja osobista wizja, osobiste odczucie tego żywiołu. Wyskoczyłem też do Włoch, wciąż jestem w drodze, i tam też szukałem motywów pasujących do mojej wizji świata…
Paweł Kotowicz jest zawodowym, dogłębnie teoretycznie i praktycznie ukształtowanym artystą. To malarstwo nie ma nic z banalności realistycznej fotografii. Jego obrazy, bezbłędne formalnie, pokazują artystyczną duszę malarza zauroczonego przeszłością, szukającego jej – w jeszcze otaczającym i jego, i nas – świecie. Przeszłością, której być może już nie dostrzegamy. Warto więc, oglądając wystawę, pomyśleć o minionym świecie. Urodę tych obrazów tworzy jednak bogata, różnorodna kolorystyka, często ciekawsza od tego, co obrazy przedstawiają.
Wystawa czynna do 23 listopada br.