Z Olgerdem Dziechciarzem, olkuszaninem z Mazańca, człowiekiem talentów rozlicznych… o różnych sprawach świata tego.

– Panie Olgerdzie…, Olgerdzie, gdyż imię ma Pan jakieś niezwykłe. Nie tylko, że litewskie, to jeszcze Olgerd PoMazaniec. Dziwności od urodzenia…

– Z imieniem to przypadek, zapewne błąd urzędnika, może był „trunkowy”. Zresztą dopiero po latach, wyrabiając dowód osobisty, dowiedziałem się, że jestem Olgerd, a nie Olgierd. Nawet zmuszony byłem – po raptem miesiącu – ten dowód wymienić. To imię wymyśliła moja mama, tak samo imię mojej siostry – Ramony. Mama, Teresa Mitka-Dziechciarz, to oryginalna, bezkompromisowa kobieta, obdarzona dużym talentem artystycznym. Z kolei tata, Stanisław Dziechciarz, z zawodu ekonomista, to prawdziwa złota rączka, wszystko potrafi zrobić, naprawić. Zdolności artystyczne, jeśli można uznać, że je mam, odziedziczyłem po mamie, po tacie zdolności do ekonomii czy do naprawienia czegokolwiek w domu – niestety – nie odziedziczyłem, bo jeśli coś potrafię w domu zrobić, to jest to wyłącznie bałagan, który ewentualnie można nazwać „twórczym nieładem”.

Na pewno jednak rodzice przekazali mi pasję czytelniczą, bo oboje dużo czytają. Dodam, że mama, absolwentka Liceum Plastycznego w Bielsku-Białej, przez wiele lat zajmowała się wzornictwem w OFNE, projektowała dla fabryki katalogi, wzory na naczynia, czasem ozdabiała ręcznie i nader precyzyjnie wybrane wyroby emaliowane dla ważnych gości, a po przejściu na emeryturę ponownie zajęła się malarstwem, poszukiwaniem różnych form graficznych. Mama talent artystyczny ma po swoich rodzicach: mamie, Matyldzie z domu Bok, wrażliwej na sztukę (zachowało się kilka jej akwarel), bardzo mądrej, wykształconej kobiecie, i ojcu, którym był Teofil Mitka, przedwojenny policjant, który zajmował się też rzeźbiarstwem. W niewielkiej grupie, razem ze znanym rzeźbiarzem Pawłem Turbasem, jeździli po kościołach i rzeźbili różne piękne rzeczy, nawet w stolicy byli, ponoć ozdabiali Belweder.

– Olkuszanin. Poeta. Powieściopisarz, dziennikarz, historyk, erudyta. Czy Pan przeczytał wszystko?

– Rozumiem, że „wszystko” – to kokieteria. Przecież gdybym wszystko przeczytał, to bym dawno oszalał. Czytanie to moja pasja i zawodowy obowiązek. No i niemały trud. W dzień jestem zajęty pracą, rodziną, do czytania mam noc, dopóki nie padnę. Noc jest także do pisania, ale coraz częściej wolę poczytać niż popisać. A ostatnio to nawet bardziej pospać. Tak więc erudyta – to przesada. Znam ludzi, którzy mogą bez przesady powiedzieć o sobie, że są erudytami, np. mój kolega z pracy, literat Jarek Nowosad, który nie tylko wszystko przeczytał, wszystkiego posłuchał i obejrzał każdy film, ale jeszcze wszystko to pamięta! A ja od dawna głównie zapominam. Zresztą dziś niewiele trzeba, żeby uznano człowieka za oczytanego. Szczerze mówiąc, uważam, że powinienem dużo więcej siedzieć nad książkami, zwłaszcza z historii, bo powoli ulatnia się ze mnie to, co wtłoczono mi do głowy na Uniwersytecie Śląskim. Odszedłem od historii, a na literaturę wciąż brakuje mi czasu. Mam z tego powodu wyrzuty sumienia.

– Nie będziemy tu przepytywać Pana o bohaterską przeszłość. Wspomnijmy jednak, że jest Pan magistrem historii i z tej wiedzy oraz umiejętności uczynił Pan użytek, pisząc oryginalną gawędę – Przewodnik po ziemi olkuskiej. Opus magnum. 4 tomy…

– Mam dopiero 42 lata i „dzieło życia”, mam nadzieję, jeszcze przede mną. A co do Przewodnika – to chyba przeliczyłem się ze środkami i możliwościami czasowymi. Napisałem 4 tomy z zamierzonych sześciu, albo nawet siedmiu. Materiał czeka, ale nie wiem, czy podejmę się dalszego pisania. To było kilka lat żmudnej pracy, szperania, czytania, godziny pracy w bibliotekach, a przecież nie mogłem się zamknąć w pokoju przy komputerze i odpędzać dzieci: Martynę i Tymona. Muszę mieć czas dla rodziny, a i włożone w tę pracę trudy i koszty – bo trzeba być równocześnie autorem, redaktorem, korektorem, wydawcą i swoim menadżerem – są niewspółmierne do zysku. Czy jestem zadowolony z wyników? Nie do końca. Teraz trzeba by to wszystko od nowa napisać, uaktualnić. Obawiam się, że już się nie wezmę za tomy, które chciałem poświęcić gminom: Wolbrom, Żarnowiec, Trzyciąż, Sułoszowa, Jerzmanowice – Przeginia i Skała. Myślę, że po tej deklaracji wielu odetchnie z ulgą.

-A ile Pan napisał książek, reportaży, felietonów, powieści? Czy już wystarczy na pomnik?

– Nie liczyłem. Powiedzmy, że jedną powieść, trzy zbiory opowiadań, pięć tomików poezji, tomik humoresek, trzy tomy felietonów, wiele – chyba setki tekstów rozproszonych po gazetach i czasopismach literackich i na stronach internetowych. Z pomnikiem to, oczywiście, żarty. Widzę dziury w cokole, więc nie chcę żadnego pomnika, bo i tak by się zwalił. Lepiej byłoby postawić go ludziom autentycznie zasłużonym, po których zostaje coś trwałego, a nie sterta zadrukowanego papieru.

– Co Pan, jak wspomnieliśmy, człowiek 42-letni, chce powiedzieć przez swoją twórczość. Patrzy Pan na świat i mówi o nim w sposób ironiczno-cyniczny, narażając się po drodze temu i owemu…

– Nie mam przesłania moralnego dla świata i już nie zamierzam tegoż świata naprawiać. Ale gdy patrzę, jak groza sąsiaduje ze śmiesznością, jak ta śmieszność jest tragicznie głupia – to ludzkie wybory doprawdy mnie zadziwiają. I to zadziwienie, całe głupstwo świata i jego cyniczną podłość chcę ukazać w tym, co piszę. Teksty historyczne – żeby się utrzymać. Felietony, żeby się wygadać (ale już się chyba wygadałem, więc pisanie felietonów zarzuciłem; zresztą jak długo można się kopać z koniem?!) A prozę czy wiersze piszę, żeby mieć jakąś psychiczną równowagę, a czasem dla zabawy.

Olkusz! „Hassliebe”, „kocham i nienawidzę”, jak mawiają nasi odwieczni przyjaciele zza Odry. Z tym dziwnym miejscem trzeba się zmierzyć i ja czynię to od lat. Ale odchodzę już od tematyki olkuskiej. Zostałem tu swoiście zaszufladkowany: oszołom i jednocześnie regionalista olkuski. Wiem, co znaczy oszołom, za to nie wiem, co to jest ten regionalizm. Brzmi pejoratywnie, jak „malarz-amator”, albo „chirurg po studiach zaocznych”. Taki historyk – ale nie do końca. A przecież historia jest jedna. Zresztą dosyć już o tym Olkuszu, dosyć o polityce, dosyć felietonów, skupiam się na literaturze.

– Nie ma Pan poczucia, że marnuje tu Pan swoje talenty i możliwości intelektualne? Olkusz i Olkusz….Współredaktor „Ilkusianów”, magazynu „Ziemia Olkuski”, organizator Klubu Literackiego przy GSW BWA, znajomy wszystkich poetów średniego pokolenia w kraju, promotor poetów olkuskich, organizator znaczącego konkursu poetyckiego im. Ratonia, autor licznych tekstów w czasopismach literackich, koszykarz… Pewnie to nie wszystko.

– Można by jeszcze dorzucić wielbiciel punk rocka i hard core’a (zdarza mi się jechać na jakiś koncert na drugi kraniec Polski). Nie mam najwyższego mniemania o swoim pisaniu, ale to chyba dobrze, że autorowi własne dzieło mniej się podoba niż czytelnikom?! Nie chce mi się stąd, z tej Sikorki, ruszyć, uczestniczyć w nudnych spotkaniach towarzysko-literackich, zawsze takich samych. Najdalsze wyprawy, jakie podejmuję, to Zawiercie – do moich przyjaciół, pisarza Bogdana Dworaka i poety Marka Baczewskiego. Tu, w Olkuszu, mam swoje zobowiązania i powody do zadowolenia. Nie uważam, żebym się w Olkuszu marnował. Mam na to dowody i nie zawaham się ich użyć: książki wydaję poza Olkuszem, można je kupić w każdym zakątku kraju, są recenzowane w poważnych czasopismach, a np. Miasto Odorków jest na krótkiej liście książek kandydujacych do wrocławskiej nagrody Angelusa, najważniejszej nagrody literackiej Europy Środkowej. O moich ekfrazach z tomiku Galeria Humbug wydrukowano obszerny tekst w głównym polskim czasopiśmie językoznawczym, które wydają pospołu UJ i Uniwersytet Poznański (Aneta Gródecka, Ekfraza jako bohater parodii. O kilku wierszach Olgerda Dziechciarza, „Przestrzenie Teorii”, nr 11/2009). Pewnie mało kto o tym wie, tak jak mało kto w ogóle wie, że nasze miasto jest w kraju poważnym (!) ośrodkiem młodej poezji?! Piszą o nas w warszawskiej „Lampie”, wrocławskiej „Ricie Baum”, rzeszowskiej „Frazie” itd., itp. Ukuto nawet żartobliwe pojęcie Samodzielna Grupa Operacyjna Olkusz (copyright by Krzysztof Fiołek, Lampa). Kilku poetów, przede wszystkim moja bratnia dusza Łukasz Jarosz i Sławek Elsner (czasowo, mam nadzieję, na irlandzkim zesłaniu) to ścisła czołówka młodej polskiej poezji. Wydają głośne tomiki (Łukasz ma już trzy na koncie), są nominowani do tak elitarnych nagród, jak Nike, i zdobywają nagrody w ważnych konkursach (np. na najważniejsze polskie debiuty poetyckie). W czasopismach literackich znajdziemy wiele artykułów pisanych przez młodych olkuszan, choćby wspomnianego już wcześniej Jarka Nowosada. A więc nie tylko malarze, muzycy, piosenkarze tworzą kulturalny pejzaż Olkusza. Cieszy mnie rozwój Galerii BWA, smuci, że wiele pomysłów płonie słomianym ogniem krótkotrwałego zapału. Dziwię się, że w innych miastach wolontariusze na różnych polach robią tak wiele, a u nas „się nie da”.

– Ma Pan uroczą małżonkę i dwoje dzieci. Czy mówi im Pan czasem: dzieci, rośnijcie szybko i wyfruwajcie w świat, bo tu nie ma życia?

– Renata jest katowiczanką i jakoś nie związała się uczuciowo z Olkuszem. Pracuje, piastując ważne stanowisko, w Katowicach. Córka, od sześciu lat grająca na skrzypcach, od dwóch na fortepianie, a ostatnio także na altówce, od zeszłego roku chodzi do szkoły muzycznej w Katowicach. Syn – tamże do przedszkola. Cieszymy się, oni i ja, jak wracają „po szkole” do domu. Być może moje dzieci wyfruną kiedyś w świat, ale nie uważam, że źle się stanie, jeśli jednak nie wyfruną. Dyć czy nam tutaj źle?!

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
gość
gość
13 lat temu

Czekam na wywiad z panem Lisowskim o jego „bohaterskiej przeszłości” .

Aleut
Aleut
13 lat temu

Mordercze te pytania, to jest morderczo nudne. Nie dałoby się, żeby ktoś inny te wywiady przeprowadzał, bo przy tym dziennikarzu to nawet Lady GaGa wypadła by jak jakaś błogosłąwiona?!