Cudaczny to był człowiek, dziś byśmy powiedzieli: kontrowersyjny, a może szalony. Siedząc koleje życia Jakuba Lejbowicza Franka (1726-1791) oraz jego działalność religijną, można dojść do wniosku, że gdyby żył w naszych czasach z powodzeniem wytrzymywałby porównanie z niektórymi szokującymi swym zachowaniem gwiazdami filmowymi czy rockowymi.
Nawet ekstrawagancki Marylin Manson czy Trent Reznor (szalony wokalista grupy Nine Inch Nails) mogliby się sporo od Franka nauczyć, a jeszcze więcej zaczerpnąć i wykorzystać na scenie, a zwłaszcza poza nią. Wtedy, w XVIII stuleciu, chrześcijanie uważali go za antychrysta, a pobożni Żydzi za bezbożnika, oba oskarżenia były równie poważne. Ale wszystkie te oskarżenia i obelgi należały się Frankowi, w końcu uważał się za mesjasza, jadł niekoszerne mięso, a jako rzekomo właściciel aż pięciu fallusów oddawał się niekończącym orgiom seksualnym. Przyznajmy, i dziś, kiedy trudno już czymś zaskoczyć świat oraz ludzi oszalałych w wyścigu do sławy, trafiłby Jakub Frank na pierwsze strony skandalizujących tabloidów, a co dopiero ćwierć tysiąca lat temu! Nie zdziwiło więc nikogo, że zainteresował pisarkę Olgę Tokarczuk, która poświęciła mu swoją ostatnią, głośną, monumentalnie obszerną powieść; przeglądnąłem ją, ale wątków z ziemi olkuskiej nie znalazłem, co nie znaczy, że takich nie było, a tylko, że nie były one potrzebne pisarce w toku narracji.
„Gdy czas przyjdzie wielkiej wojny i strasznego krwie rozlewu na świecie, jakiego jeszcze nie było. Bóg dobry sam poruszy serca wszech królów i podniesie jedne królestwa na drugie. A wówczas, gdy one ze sobą ucierać się będą, w tern zamieszaniu, odbierze On swoje”.
Jakub Frank
Sejm w Pilicy
W 1763 r. odbył się w Pilicy – jak pisał przedwojenny historyk Majer Bałaban – „ostatni sejm żydowski”. Przewodniczył obradom Majer Jowelowicz z Dubna, asystował mu czcigodny Chaim Kohen Rapaport, rabin ze Lwowa. Zgromadzeni: marszałek Żydów koronnych, syndycy, rabini ziemscy i zwykli delegaci deliberowali głównie o sposobach walki z frankistami. Zagrożenie było poważne. Frankiści, sekta założona w 1755 r. przez naszego bohatera Jakuba Lejbowicza Franka, zyskiwali w środowiskach ortodoksyjnych dotąd Żydów coraz więcej sympatyków. Frankiści uznawali Jezusa i przechodzili na katolicyzm, za co otrzymywali szlachectwo. Mieli poparcie niektórych hierarchów Kościoła, choć wielu uważało ów ruch za niebezpieczny. Pokusa do odstępstwa od wiary ojców była spora, dlatego rabini czuli się zagrożeni… Całe to zamieszanie powodowała grupa ludzi, którzy ślepo wierzyli jednemu nawiedzonemu człowiekowi. Nim jednak o samych frankistach, słów kilka o założycielu sekty.
Z ojca na syna… Europejczyk
„Czytaliście to, że Mojżesz był dziecięciem i oddano go do Faraona, stawiano przed nim dwa naczynia: jedno ze złotem, a drugie z ogniem i patrzono zdala, do którego naczynia sięgnie ręką. Tak i ja w każdym miejscu próbuję człowieka, jaką drogę sobie obiera. Mówiłem wam, co jest ścieżką, która się niedawno otwarła, a którą nikt nie szedł. Jakżeście sami się podjęli pójść?”
Jakub Frank
Jakub Frank, urodzony w Korolówce lub Bereżance, był synem Lejba, bakałarza szkoły żydowskiej na Podolu, dziad zaś rabbi Icek Jurier pochodził z Kalisza. Jak się okazuje sekciarstwo nasz bohater przejął po ojcu, bo już Lejb był posądzony o związki z sektą sabataistów i zmuszony do ucieczki. Tak rodzina późniejszego mesjasza trafiła do Bukaresztu. Młodość spędził więc Frank na Bałkanach. Szybko dał się poznać jako fantasta, któremu nieobce były rojenia. Podsycali je w młodzieńcu mędrzec Jesachar, który przybył z Polski, a w 1752 r. z nową porcją metafizycznego bajdurzenia pofatygowali się do niego dwaj mędrcy z Pragi: Mordechaj ben Eliasz i rabbi Nachman. Ludzie ci stwierdzili, że Jakub będzie następcą Sabataja Cwi czyli kolejnym wcieleniem Dawida, Eliasza, Jezusa, Mahometa, właśnie Sabbataja i Berechii. Nie dziwne więc, że młodemu Jakubowi przewróciło się w głowie. To wtedy zaczął używać nazwiska Frank, które oznaczało po prostu Europejczyka. Wnet Jakub pojął za żonę Chanę z Nikopolis, ponoć nadzwyczaj powabną niewiastę. Imał się wówczas sztukami magicznymi, czym – jak wielu przed nim i później żyjących – zyskał dużą popularność. Kiedy objawił mu się Duch Święty czyli żydowski Ruach Hakodesz, postanowił wrócić do kraju, w którym się urodził i zająć się sektą prześladowanych wyznawców Sabataja Cwi. Kim ów mąż był, pytacie? Należy i jemu poświęcić kilka linijek, bo lepiej zrozumiemy niektóre późniejsze decyzje i dziwactwa Franka.
Sabataj Cwi był żydowskim pseudomesjaszem żyjącym w XVII wieku. Jak zaświadczają źródła, była bardzo przystojny, tyleż że już w młodym wieku zaczął objawiać symptomy prawdopodobnie depresji maniakalnej znaczące potem całe jego życie. Sabataj Cwi znakomicie wpisał się w zapowiadaną przez kabalistów datę nadejścia mesjasza, iż miało to nastąpić w 1648 r. Bezpośrednim powodem jego nadejścia miała być rzeź Żydów podczas powstania Chmielnickiego na Ukrainie przeciwko polskiej szlachcie. Sabataj przyznał, że miał informacje z samej góry czyli nieba, iż on sam jest mesjaszem. W Salonikach „zaślubił” Torę, co nie spodobało się ortodoksyjnym rabinom i spowodowało wygnanie Sabataja. Następnie widziano go w Konstantynopolu aż wreszcie trafił do Jerozolimy, gdzie modlił się przed Ścianą Płaczu. Tymczasem rosły zastępy jego wyznawców. W Kairze zawarł małżeństwo, już nie ze świętą księga, ale z młodą, pochodzącą z Holandii Żydówką, która trafiła do Egiptu poprzez – zaskakujący traf – Polskę. Na co dzień, wykorzystując swe ponoć niezgorsze powaby, wybranka „Mesjasza” zajmowała się prostytucją. Co interesujące, było to już trzecie małżeństwo Sabataja, tyle że wcześniejsze pozbawione były akcentów cielesnych, gdyż – nie zostały skonsumowane. To nie jedyna różnica między Sabatajem a Frankiem, ale o tym za chwilę. Wracając z Egiptu został Sabataj rozpoznany jako mesjasz przez rabina kabalistę Natana z Gazy. Natan zajął się rozgłaszaniem wszem i wobec wiedzy o nadejściu wybawiciela – właśnie Sabataja; koronował go więc wnet na Króla Mesjasza. Sabataj wrócił do Smyrny w Turcji. Tymczasem Natan z Gazy ogłosił, że rok 1666 będzie rokiem odkupienia, zapowiedział, że Sabataj wjedzie wówczas w efektownej oprawie do Jerozolimy – dosiadając lwa, a w ręce trzymając siedmiogłowego węża. Sabataj ogłosił swą misję mesjańską i pozamieniał większość postów na święta, zezwalając na wspólne nabożeństwa kobiet i mężczyzn oraz zamieniając w modlitwach imię sułtana na własne. Z kolei miał dokonać niebywałej rzeczy, zważywszy na wcześniejszą profesję swej żony, bowiem wreszcie odbył z nią stosunek i potem okazał dowód (zakrwawione prześcieradło) świadczący, że była dziewicą. O ile w sam stosunek trudno nie uwierzyć, to już w dziewictwo prostytutki – choć ponoć cuda się zdarzają – uwierzyć nie sposób. Sabataj podzielił „podległe” mu ziemie na 26 królestw, znajomków obdzielił tytułami królów, a brata zrobił nawet „królem królów”. Kiedy jeszcze Sabataj wjechał do Konstantynopola, by zrzucić z tronu sułtana, w końcu irytację tym wszystkim okazały władze tureckie. Pseudomesjasza aresztowano i osadzono w więzieniu w Gallipoli. Nie miał tam źle, bo zdołał zachować przy sobie dwór i grono wychwalających go i jego cuda wyznawców. Turcy w końcu nie zdzierżyli i dali mu do wyboru – albo śmierć albo przyjęcie islamu. Sabataj Cwi nie okazał się pryncypialny i odważny – wybrał islam. Został Mehmetem Effendi, królewskim odźwiernym; przydzielono mu nawet nową żonę. Cała sprawa podkopała jednak jego autorytet, choć Sabataj cały czas starał się grać na dwa fronty. Koniec życia spędził w tureckiej twierdzy w Albanii, gdzie zmarł w Jom Kipur 1676 r. Grupa sabatejskich wyznawców przetrwała w Turcji aż do XX wieku, co dowodnie świadczy, że musiał być Sabataj przywódcą charyzmatycznym. Przedstawiliśmy krótką sylwetkę poprzednika Franka, by wykazać, że oryginalność wśród pseudomesjaszy jest niejako przypisana tej profesji… Poza tym skoro uważano Franka za nowe wcielenie Sabataja, jest to niejako także żywot osoby, która interesuje nas najbardziej. Wróćmy jednak do tego prawdziwego Jakuba Franka albo, jak kto woli, do jego kolejnego wcielenia.
W Rzeczypospolitej
„W turecczyźnie niepotrzebny głos trąby, bo stamtąd nic się nie otworzy i żadnego głosu słychać nie będzie, tylko w tych krajach, a zwłaszcza z Polski trzeba ogłaszać głosy na cały świat, tak jak stoi: z Północy otworzy się złe na wszystko siedzące na ziemi”.
„W Polszcze ukryte jest wsze dobro całego świata. Powiadam wam: 999 części świata całego w niej jest, a jedna część tysiąca – w całym świecie. Gdyby mi dano cały Offenbach, naładowany najdroższymi kamieniami, tobym go nie wziął za Polskę”.
Jakub Frank
Po powrocie do kraju zaczął Frank szerzyć nową religię, która szybko zyskiwała wielu zwolenników wśród przeciwników ortodoksyjnych rabinów. Jak pisze W. Konopczyński w PSB – „Głównym dogmatem przezeń głoszonym była nauka o Trójcy Św., która jednak wcale nie była identyczna z chrześcijańską. Pierwszą osobą bóstwa był święty Pra-Starzec, drugą św. Król, trzecią najwyższa Matrona: w tym ostatnim symbolu zapowiadała się szczególna skłonność »hachama« (tj. genialnego mędrca) do kobiecości i do zmysłowych praktyk. Poza tym nowatorzy pogardliwie traktowali Talmud, a rozczytywali się w kabalistycznej księdze Sohar”. Z racji tej pogardy do świętej księgi nazywano ich antytalmudystami lub soharytami. Prof. Konopczyński dość oględnie nazwał rytualne praktyki seksualne frankistów, współcześni badacze wyrażają się już mniej parlamentarnie. Zenon Chociski nazywa te rytuały „prostytucją sakralną”. Opisuje nawet jak one wyglądały: „Aby podkreślić mistyczny, a nie intymny charakter tych czynności, Frank bardzo często współżył z wybraną przez siebie kobietą publicznie („w izdebce wśród białego dnia, w obecności wszech przytomnych „). Ponieważ zawsze otaczał go fraucymer wyznawczyń, gotowych do wszelkich poświęceń, często zmieniały się owe «panny», z którymi połączenia seksualne antycypowały i przyspieszały mistyczne połączenie z jedyną «Panną» czyli Szechiną”. Owa Szechina, to właśnie Matrona, o której wspominał opisując Trójcę świętą prof. Konopczyński. Mistyczne zaślubiny z Szechiną, czyli żeńskim elementem Boga, miały przywrócić Trójcy świętej jedność, która uległa rozbiciu w wyniku jakiejś katastrofy kosmicznej. Frank nie poprzestawał na zaspokajaniu własnych potrzeb, ale organizował nawet zbiorcze orgie. Bywało, że kopulowało ze sobą po kilkadziesiąt par, wszystkie dobrane przez Franka. Dla przykładu w 1759 r., tuż przed ważną dysputą z talmudystami i przed chrztem, we Lwowie kopulowało ze sobą 14 par frankistów. Frank pobłogosławił ich krzyżem mówiąc: „daj nam moc wodzenia Go i wielkie szczęście służenia Mu”. A potem nastąpiło spółkowanie. Jedna kobieta jednakowoż, nie nawykła zapewne do takich widoków, dostała ataku śmiechu. Doskonale ją rozumiemy… Dla ratowania „mistycznego” charakteru chwili zdecydowano się zagasić świece. Dalsza orgia odbywała się już po ciemku.
Rosły więc szeregi frankistów w Kopyczyńcach, Busku, Dawidowie, Rohatynie. Rósł też jednak opór religijnych żydów. W styczniu 1756 r. tłum podburzony przez rabinów wtargnął do lokalu frankistów w Lanckoronie nad Zbruczem. Rozpędzono zgromadzonych tam i ponoć tańczących, a może i coś innego czyniących wyznawców Jakuba. Gdy jego samego schwytano w Kopyczyńcach, jako tureckiego poddanego zwolniono go jednak. Jego sektę wyklęto na kahalnym sejmie czterech ziem w Brodach w czerwcu 1756 r. Ortodoksi opowiadali katolikom, że Frank namawiał do islamu. Jednak biskup kamieniecki Mikołaj Dembowski, dowiedziawszy się, że Frank przekonywał swych wyznawców, by przyjmowali chrzest, ciesząc się z rozłamu wśród Żydów, nie przedsięwziął wobec pseudomesjasza żadnych środków. W czerwcu 1757 r. w Kamieńcu odbyła się pierwsza dysputa między frankistami i talmudystami. Biskup Kamieniecki stanął po stronie frankistów, a ich oponentów skazał na grzywny. Liczbę frankistów oceniano wówczas na około 15 tysięcy. Upojeni przewagą wyznawcy Franka złożyli wniosek do sądu grodzkiego o spalenie Talmudu. Pisał prof. Konopczyński: „Nastał chaos i popłoch wśród żydów na Podolu: napastowano rabinów i palono czczone księgi. Przerwała te prześladowania nagła śmierć opiekuna Dembowskiego (9 IX 1759). Teraz ortodoksi w odwet jęli obcinać brody i włosy odszczepieńcom, a ci ostatni chronili się za Dniestr”. To wtedy Frank, tak jak wiek wcześniej Sabataj, przyjął islam, co zapewniło mu ochronę samego sułtana.
Na wygnaniu
„Przywiodłem wam jeszcze w Iwaniu przykład o kogucie, który, szukając w gnoju, znajduje perłę. Kogut pieje nad tą perłą, dając do zrozumienia: co mi po tem? Wolałby ziarnko jęczmienia, które mógłby połknąć. Tak i z wami. Rozrzuciłem perły między was, ale te perły były ukryte w gnoju. Rozumiałem, że radzi temu będziecie i zapytacie mię: co to jest? Tobym wam otworzył, bo kto stuka, temu otwierają, lecz wy nie skłoniliście uszu do słów moich, tylkoście je fałszywie i głupio sami sobie tłumaczyli”.
„Mówiłem wam jeszcze w Iwaniu, ze jest jeden kraj w którym, gdy nastaje król nowy, to go nie sadzają na krzesło królewskie, póki nie siedzi przez trzy doby na krześle zwyczajnym, a nad głową jego wisi szabla ostra, na jednym włosie. Jeżeli ta szabla upada i zabija go, to znak, ze nie wart tronu, lecz jeśli żyje, to do niego królestwo należy. Mówiłem wam: ostra szabla wisi nad głowami waszemi, na jednym włosie. A wyście byli nieostrożnymi.”
Jakub Frank
Na wygnaniu siedział Frank w niewielkiej wsi Iwanie pod opieką sułtana i udając starotestamentowego proroka. Miał tam pałac i harem złożony z uległych mu żon i córek wyznawców. Większość jednak frankistów działała na terenie Polski, bo opiekę nad nimi zapewnił listem żelaznym król August III (w marcu 1758). Frank nie siedział bezczynnie – nauczał. Opowiadał wsłuchanym weń ludziom o różnych królewiczach, skarbach, szybkich jak piorun rumakach, kryształowych zamkach i smokach z zielonego złota, a wszystko to mieszał z nauką o Bogu. Zapewniając wpływowe osobistości polskiego Kościoła i dworu, że jego wyznawcy chcą się masowo chrzcić, szukał Frank poparcia w walce z ortodoksami. W końcu lwowski arcybiskup Władysław Aleksander Łubieński zgodził się na kolejną dysputę między frankistami i talmudystami. Ale coś za coś, Frank miał mu obiecać, że będzie w czasie dysputy bronić tezy, iż Jezus Chrystus był mesjaszem i innego nie będzie. Miał też uznać, że Żydzi z krwi chrześcijańskiej robią macę. Frank się zgodził. Tu zastrzeżmy, by jacyś antysemici nie używali tego argumentu w jałowej dyskusji, że choć sprawa macy z chrześcijańskiej krwi niemowlęcej na dyspucie była podjęta, to jednak Chaim Rapaport udowodnił, iż podnoszący tę kwestię Serafinowicz mówił to z chęci zemsty.
Chrzest
„Gdym wszedł do chrztu w Warszawie, chadzałem do kościoła z odkrytą głową, jak stoi u Dawida: wajchi, Dawid bo ad horosz. „Dawid przyszedł do głowy”.
Jakub Frank
Nie miał już Frank innego wyjścia, musiał się ochrzcić. Nastąpiło to 17 września 1759 r. w katedrze lwowskiej. Nowo ochrzczony przyjął imię Józef, jego chrzestnymi byli Maria Anna Bruhlowa (żona Heinricha, „premiera-ministra” saskiego, który de facto sprawował władzę w Polsce w imieniu ustawicznie nieobecnego Augusta III Sasa) i Franciszek Rzewuski. Dla lepszego efektu Franka ochrzczono jeszcze raz, jeszcze bardziej uroczyście, bo przy królu, w Warszawie. Ten drugi chrzest odprawił biskup J. Załuski. Frankisci masowo wtedy przybierali polskie nazwiska, golili brody i wdziewali krótkie sukmany. Jak podaje W. Konopczyński, tylko we Lwowie w latach 1759-60 chrzest przyjęło 514 osób. Co więcej, decyzją sejmu koronacyjnego 48 rodzin frankistowskich uszlachcono, a Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu dano prawo nobilitacji, brał po 500 dukatów od rodziny, co ponoć dawało mu niezły dochód. W liście pasterskim prymas Władysław Łubieński prosił duchownych, by ci zbierali datki na rzecz Żydów nawracających innych Izraelitów na chrześcijaństwo, jednocześnie wyjaśniał niedowiarkom, że jest to widomy znak nadejścia sądu ostatecznego, gdyż proroctwa mówiły, iż pozostali z domu Jakuba będą nawracać swych współbraci na prawdziwą wiarę.
Nie wszystkim to się jednak podobało. Nuncjusz apostolski Serra powątpiewał, nie bez racji, w prawdziwość nawróceń frankistów. Piętnował Franka jako uważającego się za mesjasza, że o nieobyczajności życia frankistów nie wspomnimy. Zakulisowe zagrywki przyniosły efekt, przywódcę frankistów okrzyknięto heretykiem, zamknięto za murami zakonu i to już w kilka miesięcy po chrzcie – w styczniu 1760 r. Sąd wysłał pseudomesjasza do miejsca odosobnienia, do klasztoru jasnogórskiego.
W cieniu Czarnej Madonny
„Gdym był w Częstochowie w areszcie, w izbie dolnej, narzekałem we śnie, mówiąc: Mojżesz prowadził miliony Izraelitów, a ja zebrałem garsteczkę ludu i to mi trudno dźwigać przychodzi. Odpowiedział mi w ten sposób: Jakóbie! Co ty mówisz? Mojżesz prowadził ich po puszczy, gdzie były wielkie gadziny i węże, to mu lekko było ich odpędzić i tam nie miał się kogo obawiać, ale tu, tu jest puszcza narodów, każdy z osobna jest gadziną i żądłem.”
Jakub Frank
Frank kilkanaście lat spędził w areszcie domowym w Częstochowie, jego zaś zwolennicy prężnie działali na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej. Siedział więc Frank w areszcie, rosła zaś jego legenda męczennika za wiarę. Ale nawet zamknięty, zdawał się wielu niebezpieczny. Ponoć w styczniu 1764 r. dostał w opłatku truciznę. Miano doń nie dopuszczać lekarzy w nadziei, że wyzionie ducha. Spektakularna sprawa, bo „trucizna ta obudziła się u Pana dopiero dnia 3 Marca, w nocy…” napisał w sto lat później A. Kraushar. I dalej donosił: „Mniemanie otrucia było tylko symptomem choroby, której ulegał Frank od dawna, skutkiem czego przestał pić wódkę i zaczął używać soli (salze), lecz nie przeszkadzało mu to do wesołego usposobienia, tak, że częstokroć tańczył po izdebce więziennej z wielką radością i odbywał z Jejmością spacery po wałach fortecznych”. W zamknięciu urodził się niedoszłemu mesjaszowi syn Roch (1764 r.). W latach 1767 i 1768 wszczął Frank nową kampanię mesjanistyczną, ale była ona nieudana; Sabatyjczycy już mu nie ufali, bo powątpiewali w jego nowe zalecenia doktrynalne, że np. zbawcza prawda ukryta jest w katolicyzmie. Nie chcieli też zaakceptować kultu Matki Boskiej Częstochowskiej.
W 1770 r. zmarła mu żona. Poważne środki na działalność sekty czerpał Frank od swych zwolenników, którzy gospodarowali tak w samej Częstochowie, jak i w okolicy. Skarb jakowyś pokaźny miał się znajdować w ukryciu w jednej z olsztyńskich jaskiń. Owego majątku pilnował skarbnik i stróż Rabbi Elisze z Podhajec oraz jakaś tajemnicza istota, bożek zwany „Baałekaben” mający, jak głoszą legendy: „troiste ciało, jedno bez nóg, drugie ze skrzydłami, a trzecie z nogami. Wszystkie te trzy ciała jedną mają postać”, a nad wszystkimi „beznożkami” (Baałekabenami), jeden jest król”, pisał A. Kraushar. Sam Jakub pisał o tych dziwacznych bożkach: „Baałekaben byli ludźmi jak my i byli wielce uczeni. Dla pewnej rzeczy wytrąceni zostali z tego świata i odebrano im nogi. Mieli oni żony z tego świata i te porodziły im dzieci. Teraz jest ich wiele”. Frank zaświadczał też, że widział króla Baałekabenów o złotych włosach i paznokciach „z czystego złota”, królową Rachelę oraz królewską córkę Różę „ładną jak róża”. Ponieważ związani z sektą Żydzi wrócili wówczas do zwyczaju chowania zmarłych w jaskiniach, właśnie w tej grocie pochowano później żonę Franka i jego syna Jakuba. Nie wiemy, która to jaskinia, bo trzymano ją w tajemnicy. A szkoda, bo miało się tam znajdować także 10 tys. dukatów.
Wtrąćmy, że mało brakowało, a sekta trafiłaby na stałe na ziemię olkuską. Frank utrzymywał bowiem bardzo dobre kontakty z dziedzicem Pilicy Teodorem Wesslem, planował nawet przenieść się do tego miasta. Pewnym jest, że jego wyznawcy pojawiali się w naszych okolicach. Jak sądzą historycy, właśnie to mogło spowodować organizowanie sejmów żydowskich w Pilicy, o czym wspominaliśmy na początku tekstu.
Uwięzienie nie nastrajało Franka pozytywnie do Rzeczpospolitej. Już więc w 1765 r. zaczął konszachtować z przywódcą różnowierców prawosławnym biskupem białoruskim Jerzym Konisskim i rosyjskim ambasadorem Mikołajem Repninem. Te knowania wpisane były w akcję carycy Katarzyny II, która – wykorzystując sprawy dysydentów – starała się wpływać i naciskać na Polskę. Frank zapewniał Moskwę, że on i jego wyznawcy, źle traktowani w Rzeczpospolitej, gotowi są przejść na prawosławie. Tyle tylko, że Katarzynie II i cerkwi prawosławnej nie w smak byli frankiści, a już zwłaszcza sam uwięziony mesjasz, którego ewentualne przejście na prawosławie byłoby czwartą z kolei konwersją. Frank pozostał więc katolikiem, a nawet jeszcze usilniej jął namawiać Żydów do przyjmowania chrztu w obrządku rzymskokatolickim. W. Konopczyński w pozostawaniu przez Franka przy katolicyzmie po 1768 r. widział objawy strachu, który opanował pseudomesjasza w związku z konfederacją barską, której żołnierze w 1769 r. zajęli na pewien czas Częstochowę. A potem dokonali tego jeszcze raz, już na dwa lata (od 1770) i „nawet zbytnio interesowali się jego córką Ewą”.
Wyzwolenie i wyjazd
„Jakżeście nie poznali tego, gdybyście mnie widzieli bez nauk, że ja jestem tą ciemnością, z której wyjdzie światło!”
Jakub Frank
Wyzwolenie przyniosły Frankowi szable rosyjskie, gdy w 1772 r. Częstochowę zajęły wojska gen. Bibikowa, Frank, via Warszawa, udał się na Morawy do Brna „przeżywać trzecią czy czwartą młodość wśród marzeń, uniesień, w otoczeniu nieślubnych żon, nadwornych ułanów, kozaków i huzarów. Dalecy współwyznawcy nadsyłali baryłki złota; bliscy Żydzi gorszyli się rozpustą i słali skargi do Wiednia” (W. Konopczyński). To bodaj najspokojniejsze i najlepiej wspominane przez Franka lata życia. To wtedy powstały główne jego dzieła, po prawdzie zbiory aforyzmów czerpiące całymi garściami z Apokalipsy: „Księga słów Pańskich” i „Księga snów Pańskich”. Frank uczył wtedy, że kto wierzy w jego mesjanizm, ten doświadczy „tajemnicy Daas”, czyli życia wiecznego. Pławiąc się w rozpuście i dostatku, nie musiał się przejmować nawet cesarzem, bo ewentualne opory Józefa II potrafiła zdusić w zarodku powabna córka mesjasza Ewa. Frank nawet zapragnął tytułu hrabiego. Nie wiemy, czy to wdzięki córki nie zadziałały, a może miał już nasz bohater zbyt wpływowych wrogów, faktem jest, że hrabią nie został. Potem dwór Franka przeniósł się do Frankfurtu nad Menem, gdzie podawał się za „barona Dobruckiego” lub „barona von Offenbacha” (dziwne, że nie za barona Munchhausena?!). Mieszkał tamże w dwupiętrowym pałacu, a na utrzymanie dworu szły ogromne kwoty otrzymywane od ślepych zapatrzonych w Jakuba wyznawców z Polski. Trzy lata przed śmiercią ogłosił ostatnią wielką tajemnicę „Pan jest królewiczem od żywota matki”. Sam prorok, jak można mniemać, nie doświadczył tajemnicy Daas, bo zmarł 10 grudnia 1791 r. Tak umarł człowiek, o którym pisał Konopczyński: „bezsprzecznie (…) wybitny i w ścisłym znaczeniu wyrazu – niesamowity. Bez europejskiego wykształcenia, syn ghetta, bez pozycji towarzyskiej, potrafił przez lat kilkadziesiąt olśniewać i tumanić…”. Kondukt pogrzebowy poprowadził ksiądz katolicki, a w mieście biły wszystkie dzwony kościelne. W kondukcie kroczył książę Marcin Lubomirski. Z pięciu synów Franka żaden nie odegrał większej roli. Tylko córka, piękna Ewa, starała się dalej ciągnąć frankistowską hecę. Nie mniej była oryginalna od ojca! Zapewniała choćby, że Jakub Frank nie umarł, bo jest w niej (dzięki transmigracji duszy). Nawoływała do dalszego przyjmowania przez Żydów chrztu, ale nie było już na te konwersje przyzwolenia z „góry”. Popadłszy w długi, musiała sprzedać dwór, a w końcu także jedyne mieszkanie, jakie jej pozostało. Szybko umarła, kto wie, może ze zgryzoty (w 1816 r.).
I jedno pozostaje niezmienne, Żydzi wciąż oczekują nadejścia mesjasza.
Postsciptum. Pewnym jest, że Frank i jego zwolennicy zapoczątkowali wśród polskich elit zainteresowanie żydowską tradycją mistyczną. Pod jej wpływem byli np. Adam Mickiewicz i Andrzej Towiański. Na temat naszego narodowego wieszcza i jego kontaktów z ideami kabalistycznymi oraz Żydami powstała praca Abrahama Dukera pt. „Mickiewicz żydowski mistyk”. Duker analizuje w niej wpływ mistyki i mesjanizmu żydowskiego na dzieła Mickiewicza, zwłaszcza „Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego” oraz „Pana Tadeusza”. Tytuły niektórych rozdziałów: „Kabalistyczne i frankistowskie aspekty wierzeń Mickiewicza”, „Kabalistyczne i frankistowskie kontakty Mickiewicza”, „Pochodzenie żydowskie Mickiewicza”. Maszynopis książki znajduje się w zbiorach Archiwum Diaspory w Tel Awiwie. Warto też dodać, że frankiści i ich potomkowie bardzo mocno i wyraziście zapisali się w dziejach kultury polskiej, niezwykle ją wzbogacając. Prócz Mickiewicza z kręgów frankistowskich wywodzili się m.in.: Szymanowscy, Wołowscy, Jan Czyński i Kazimierz Przerwa – Tetmajer, a ponoć także Fryderyk Chopin. Przed kilkunastu laty głośno zaś było o sprawie Piotra Naimskiego, działacza prawicowego, który nieoczekiwanie przyznał się do frankistowskiej konwersji swych przodków, co zaskoczyło jego kolegów partyjnych (z Ruchu Odbudowy Polski).
Godzi się odnotować również, że cenną dwutomową pracę o Franku i frankistach napisał Aleksander Kraushar. Kraushar, powstaniec 1863 r., warszawski prawnik i historyk amator, opierał się głównie na odnalezionej przez siebie tzw. Biblii bałamutnej (była w bibliotece Przeździeckich) oraz – jak pisał W. Konopczyński w PSB – na rękopisach, które „otrzymał od jakiegoś p. J.N.”. Kraushar miał zasługi w badaniach dziejów ziemi olkuskiej, on to bowiem napisał książkę o trzystuletnim sporze właścicieli Bolesławia z Olkuszem o dobra w Ujkowie i wydał w 1880 r. jako „Odwieczny spór o granice między dobrami Bolesław a miastem Olkuszem rozstrzygnięte wyrokiem…” (Warszawa 1880).
Bibliografia:
Z. Chocimski – „Fałszywy mesjanizm Jakuba Franka”, Fronda, nr 19/20, 2000.
J. Doktór – „Frankistowscy maruderzy”, [w:] „Duchowość żydowska w Polsce”, pod red. M. Galasa, Kraków 2000.
M. Galas – ,,Frankizm i jego wpływy na kulturę polską”, [w:] „Duchowość żydowska w Polsce”, pod red. M. Galasa, Kraków 2000.
J. Kalik – „Żydowska duchowość, religia i praktyki religijne w oczach Polaków w XVII-XVIII wieku”, [w:] „Duchowość żydowska w Polsce”, pod red. M. Galasa, Kraków 2000.
J. D. Klier – „Mesjanizm żydowski w wieku Mickiewicza”, [w:] „Duchowość żydowska w Polsce”, pod red. M. Galasa, Kraków 2000.
W. Konopczyński – „Frank Jakub Józef, PSB, tom VII, Kraków 1948-58.
A. Kraushar – „Frank i frankisci polscy”, Kraków 1895.
D. Rozmus, J. Roś – „Ten, co mieszka w jaskini olsztyńskiej ma pod swoją pieczą siedem skarbów”, Przegląd Olkuski nr 14, 9 IV 1998.
G. Wigoder – „Słownik Biograficzny Żydów”, Warszawa 1998.
Ilustracje:
1. Jakub Frank, sztych z pracy Aleksandra Kraushara.
2. Sabbatai Cwi.
3. Jakub Frank.
4. Ewa Frank, córka Jakuba, sztych z pracy Aleksandra Kraushara.
Jeszcze jeden niezwykle atrakcyjny temat byłby z życiorysu Jakuba Franka i dziejów jego wyznawców, do nakręcenia długiego serialu telewizyjnego … Życie bywa o wiele czasem ciekawsze, niż seriale wymyślone … Cóż z tego … Gdyby ktoś nawet odważył się taki serial nakręcić, w naszych niewolniczo „poprawnych politycznie” czasach został by natychmiast oskarżony o antysemityzm, a i fala sądowych pozwów by go zatopiła, ze strony obrażonych potomków wielu rodzin pochodzenia frankistowskiego … Być może jednak, wielu z nich, nawet nie zdaje sobie sprawy z faktycznej historii swojej rodziny, co i może nawet lepiej … Inna sprawa, że niektóre, znane nam nazwiska rodzin frankistowskich, miały także swoje odpowiedniki w autentycznie polskich, herbownych rodzinach szlacheckich (znam wiele takich przykładów). Dzisiaj wszystkie dawne „stany” na tyle już są ze sobą wymieszane, że faktyczna historia staje się mało ważna bo i tak zalewa nas od dawna „ocean” nazwisk, sztucznie utworzonych typu „Małolepszyński” itp.