k kyrcz

Z krakowskim pisarzem Kazimierzem Kyrczem Jr. rozmawia Agnieszka Zub
Z wykształcenia rusycysta, z powołania prozaik, felietonista i… policjant. Autor zbiorów opowiadań „Femme fatale” (Szczecin, 2015), „Okruchy mroku” (Warszawa, 2017) i powieści kryminalnych: „Podwójna pętla” (Żywiec, 2013) oraz „Dziewczyny, które miał na myśli” (Warszawa, 2017). Ponadto współautor pięciu zbiorów opowiadań i czterech powieści. Akcja jego najnowszego kryminału będzie się rozgrywać m.in. w Olkuszu.

Agnieszka Zub: Jest Pan policjantem, który pisze książki czy raczej pisarzem, który pracuje w Policji? Jak to się stało, że połączył Pan te dwa zawody i który z nich jest dla Pana obecnie ważniejszy?

Kazimierz Kyrcz Jr.: Ostatnio znajoma zdiagnozowała, że muszę mieć w sobie wiele energii, inaczej nie dałbym rady robić tylu rzeczy jednocześnie. Choć na co dzień tego nie czuję, chyba trafiła w sedno. Fakt faktem, że służbą w Policji zarabiam na utrzymanie, a literatura stanowi przysłowiową wisienkę na torcie. Lubię jednak myśleć, że te dwie sfery mojego życia uzupełniają się i wzbogacają. Obie sprawiają mi mnóstwo satysfakcji, staram się więc godzić je ze sobą.

A.Z.: Akcja ostatniej Pana książki – thrillera „Dziewczyny, które miał na myśli” (wyd. 2017) – toczy się w Krakowie. Nie da się ukryć, że przedstawia Pan to miasto w sposób niezwykle mroczny. Czy właśnie tak widzi Pan Kraków?

K.K.: Może takie postrzeganie Krakowa jest wynikiem mojego skrzywienia zawodowego, choć raczej trudno o patrzenie przez różowe okulary na miasto, w którym roi się od przestępstw, patologii, a także tak uciążliwych zjawisk jak bufonada, czy zwykłe chamstwo.
Rzecz jasna w Krakowie mieszka wielu wspaniałych, życzliwych i najzwyczajniej w świecie dobrych ludzi. Tyle, że zazwyczaj nie ma ich w pobliżu, gdy są potrzebni.

A.Z.: Skoro o tym mowa – w jakim stopniu wykorzystuje Pan w swojej twórczości doświadczenia zdobyte podczas pracy w Policji? Czy pierwowzorem seryjnego mordercy z „Dziewczyn, które miał na myśli” jest autentyczna postać?

K.K.: Od 1996 roku, kiedy zostałem przyjęty do Policji, pracowałem w różnych jednostkach i wydziałach. Dzięki temu poznałem policyjną robotę od podszewki. Daje mi to pewien komfort w kreowaniu moich bohaterów, zarówno policjantów, jak i przestępców. Mogę więc bez większych obaw o wiarygodność pchać ich w różne tarapaty (śmiech). Oczywiście nie jestem sadystą, więc od czasu do czasu podaję im pomocną dłoń… Kuba Szpikulec, seryjny zabójca z „Dziewczyn…” rodził się w mojej głowie przez lata. Był to bolesny proces, bo galeria literackich i filmowych złoczyńców jest tak ogromna, że ciężko o wymyślenie pełnokrwistego zabójcy, który nie byłby kalką któregoś z dotychczasowych. Nie wzorowałem go jednak na nikim konkretnym. Przynajmniej nie świadomie.

A.Z.: Jest Pan w trakcie pisania kolejnego kryminału. O czym będzie traktować powstająca właśnie książka? Czy to kontynuacja poprzedniej, czy coś zupełnie nowego?

K.K.: Wbrew temu, co powszechnie się uważa, kontynuacja wcale nie musi być odcinaniem kuponów od sukcesu pierwszej części cyklu. Zależy mi na tym, żeby ciąg dalszy „Dziewczyn…” przeniósł czytelników w nowe rejony, nie tylko oczywiście geograficzne, ale przede wszystkim, by wzbudził nowe emocje i stanowił przyczynek do zastanowienia się nad innymi aspektami ludzkiej kondycji. Ciągnie mnie do tego, by w większym niż dotąd stopniu ukazać patologiczność relacji rodzic-dziecko i ich nierzadko tragiczne konsekwencje. Przy czym chciałbym tu od razu zaznaczyć, że czasami nawet źli rodzice są lepsi od ich braku. Dlaczego? Bo choć są wzorcem negatywnym, stanowią punkt odniesienia, od którego można się mentalnie odbić.

dziewczyny

A.Z.: W jednym z wywiadów powiedział Pan, że najlepiej pisze się o miejscach, które się zna – stąd w poprzedniej książce jako tło pojawia się Kraków, w którym mieszka Pan od 7. roku życia. Dlaczego akcję pisanej właśnie kolejnej powieści umieścił Pan między innymi w Olkuszu?

K.K.: Częściowo zostało to podyktowane względami fabularnymi, częściowo natomiast tym, że uwielbiam zwiedzać nasz kraj i poznawać nowych ludzi. Dzięki temu, że rzucam moich bohaterów w różne rejony Polski, mam pretekst, żeby samemu też tam pojechać. Tym sposobem łączę przyjemne z pożytecznym.

A.Z.: Czy to będzie Olkusz widziany z podobnej perspektywy jak Kraków, pełen ekscentryków i typów „spod ciemnej gwiazdy”? Czy Olkusz ma swoją mroczną stronę?

K.K.: Bez wątpienia. Wystarczy wspomnieć o kradzieży obrazu Claude’a Moneta „Plaża w Pourville”, której dokonał wszak nie kto inny, a właśnie mieszkaniec Olkusza – niejaki Robert Z. ps. „Cielak”. Ten niepozorny technik budowlany wykazał się godnym pozazdroszczenia sprytem, przez dziewięć lat uchodząc karzącemu ramieniu sprawiedliwości.
W kontynuacji „Dziewczyn, które miał na myśli” pojawi się mieszkanka Olkusza, która także będzie kimś zupełnie innym, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Nie chcę w tym momencie zdradzać zbyt wielu szczegółów, żeby nie psuć czytelnikom przyjemności z lektury.
Jeśli natomiast chodzi o mroczne oblicze Olkusza, nie da się ukryć, że nie brakuje w nim – niestety dość typowych – zabójstw w obrębie najbliższej rodziny, bądź na tle rabunkowym. Co ciekawe i raczej rzadko spotkane, sprawczyniami wielu z nich są kobiety.

A.Z.: Co takiego wydarzy się w naszym mieście? Mam tu oczywiście na myśli Olkusz z Pańskiej książki.

K.K.: Jeden z policjantów grupy zadaniowej, powołanej do ścigania seryjnego zabójcy, w trakcie powrotu do Krakowa przypadkowo zatrzyma się na stacji benzynowej w Olkuszu. Spędzi jednak w tym mieście dużo więcej czasu, niż zamierzał. A to za sprawą dziewczyny, którą pozna w dość dramatycznych okolicznościach… Ale o tym już przeczytają Państwo w książce (śmiech).

A.Z.: Czy ta powieść ukaże nowe, nieznane oblicze Olkusza?

K.K.: Nie roszczę sobie pretensji do miana odkrywcy Olkusza. Na pewno tutejsi mieszkańcy znają to miasto sto razy lepiej ode mnie. Na szczęście mam kilku kolegów, którzy mieszkają w Olkuszu bądź z niego pochodzą, więc planuję niecnie wykorzystać ich wiedzę. Inna sprawa, że z Krakowa do Olkusza jest przysłowiowy rzut kamieniem, więc na sto procent jeszcze nie raz wybiorę się tu na rekonesans.

A.Z.: Ponieważ powoli zbliżamy się do finału tej rozmowy, może na zakończenie powie nam Pan coś o sobie prywatnie? Marzenia, plany, wyzwania?

K.K.: Mój syn wkrótce będzie przystępował do matury. Od lat działa też aktywnie w harcerstwie, w którym całkiem sporo osiągnął. Chciałbym, żeby umiał znaleźć rozsądne proporcje między nauką i swoją pasją. Córka dopiero uczy się czytać, a że ma bujną wyobraźnię, nie zdziwiłbym się, gdyby kiedyś zainteresowała się działalnością literacką. Mojej żonie i sobie życzyłbym przede wszystkim zdrowia. Całą resztę jesteśmy w stanie zdobyć wytrwałością i pracą.

A.Z.: Dołączamy do życzeń i zapraszamy do Olkusza. Może przy okazji promocji najnowszej książki? Właściwie byłoby grzechem nie zorganizować tu spotkania autorskiego…

K.K.: Nie dziękuję, żeby nie zapeszać… Zawsze z wielką przyjemnością spotykam się z moimi Czytelnikami, szczególnie, że jest to najlepsza z możliwych motywacja do pisania. Jeśli tylko byłaby okazja pojawić się w bibliotece w Olkuszu, przylecę jak na skrzydłach.

Fot. 1. Urząd Fotografii

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Kazek
Kazek
5 lat temu

Dzień dobry 🙂 To ja może wyjaśnię tego Juniora… Mój Tata też ma na imię Kazimierz, no a poza tym bardzo lubię twórczość Kurta Vonneguta Jr… Serdeczności 🙂

piotrekm
piotrekm
6 lat temu

Świetne! Brawo Agnieszka! 🙂 Patrząc na to „Kazimierz Korcz Jr.” – myślę, że trzeba było spytać go jeszcze o to „Jr.”… 🙂 Skąd to i po co. 🙂

Adzia
Adzia
6 lat temu

Bardzo interesujący wywiad! Dziękuję za przedstawienie sylwetki tego autora.