Z Ireneuszem Bartoszem Kunderą o tradycji rodzinnej, wojennej i partyzanckiej.
Kiedy spoglądam za siebie na dzieje i losy naszej rodziny, to w tle zawsze stoi mój Ojciec, Józef Kundera, choć minęło już sporo lat (równe 20) od czasu, gdy zmarł, a i ja sam nie jestem już człowiekiem młodym. Jego życie wpisało się we wszystko, co było i wielkie i tragiczne w XX wieku w naszym kraju.
Jego życie i praca zawodowa zawsze wiązała się z Kielcami i Olkuszem, ale kiedy snujemy te wspomnienia, to może nawet nie to jest najważniejsze.
Z wykształcenia i wykonywanego przez wiele lat zawodu był ekonomistą. Z zamiłowania – żołnierzem. Najciekawsza jest nasza rodzinna tradycja żołnierska, tradycja wojskowa. Mój dziadek Franciszek służył jeszcze w armii carskiej. Ojciec urodził się w roku 1908 i z powodu kilkunastoletniej służby wojskowej dziadka dzieciństwo spędził w Rosji. Po rewolucji wrócił do wolnej Polski w ojczyste świętokrzyskie strony i w Kielcach, po ukończeniu szkoły średniej, zdobył zawód ekonomisty. Mimo że w rodzinie było dziesięcioro dzieci, dziadkowie starali się dać im co najmniej wykształcenie średnie. Po przepracowaniu kilkunastu miesięcy w banku, ojciec został powołany do odbycia obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej. Jako człowiek posiadający maturę został zakwalifikowany do „podchorążówki” w Zegrzu i po odbyciu ćwiczeń otrzymał oficerski stopień oficerski podporucznika rezerwy. Niestety, po powrocie z wojska, nie było dla niego pracy, były to właśnie lata 30., lata Wielkiego Kryzysu. Te kilkanaście miesięcy bezrobocia i głodu przeżył tylko dzięki pomocy rodziców. Zaowocowało to pewnie gorzkim stwierdzeniem po latach „nie o taką Polskę walczyłem, jaka była wówczas”.
Z radością przyjął propozycję pracy w Izbie Skarbowej w Olkuszu, który znajdował się wówczas w województwie kieleckim. Od tego czasu zaczęła się jego „przygoda” z naszym miastem. W 1939 roku awansował do Izby Skarbowej w Kielcach i tu pod koniec sierpnia został zmobilizowany już w stopniu porucznika do Grupy Operacyjnej „Śląsk” Armii „Kraków”, gdzie pełnił funkcję dowódcy 18. kompanii telefoniczno-kablowej. Jego wojna zakończyła się pod Tomaszowem Lubelskim, 25 września 1939 roku i to nie była, jak dziś wiadomo, ani jego, ani tysięcy walecznych polskich żołnierzy, wina. Właściwie, to wojna mojego Ojca nie zakończyła się przegraną kampanią wrześniową, bo natychmiast po powrocie do Kielc, Ojciec, a potem Mama zaangażowali się w ruchu oporu i działali aktywnie przez 5 lat, tzn. do rozwiązania Armii Krajowej. Były to kolejno: Służba Zwycięstwu Polsce, Związek Walki Zbrojnej, a wreszcie Armia Krajowa.
Z inspiracji Podziemia ojciec pracował w tym czasie w Izbie Skarbowej, będąc naturalnie tajnym informatorem co do po poczynań skarbowych okupanta
Od roku 1943, jako oficer AK pseudonim „Bartosz” a następnie „Orlik”, był szefem referatu łączności AK Obwodu Kielce, w skład którego wchodził IV Pułk Piechoty Legionowej AK. W Pułku tym pełnił funkcję oficera łączności. Tradycja legionowa była zawsze obecna w życiu mojego Taty-żołnierza, bo nazwa owego Pułku nawiązywała do tej właśnie tradycji, jeszcze z czasów Powstania Listopadowego.
16 sierpnia 1944 roku, w związku z rozkazem Generała „Bora”, w ramach akcji „Burza” wszystkie uzbrojone kieleckie oddziały AK wyruszyły na Warszawę, spiesząc na pomoc Powstaniu. Niestety bezskutecznie. Po ciężkich walkach IV Pułku z Niemcami pod Antoniowem, Radkowem i Fanisławicami, za dokonania bojowe Ojciec został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari i uzyskał awans na stopień kapitana.
W styczniu 1945 roku Armia Krajowa zakończyła swoją historyczną rolę, oddziały zostały rozformowane. Nasza partyzancka rodzina doczekała wyzwolenia, ale nastał dla niej zły czas. Po ujawnieniu się groziła Ojcu, jako oficerowi, deportacja do Rosji i np. Workuta. Taki był tragiczny los tego żołnierskiego pokolenia. Uratował go natychmiastowy wyjazd z Kielc do Olkusza już w marcu 1945 roku, choć i tu uchronił się przed prześladowaniami tylko na pewien czas. Zatrudniony w Urzędzie Skarbowym jako zastępca a następnie jako Naczelnik, w 1953 z powodu swej „niechlubnej, wojennej przeszłości” został odesłany na rentę w wieku 45 lat, którą to rentę odebrano mu oczywiście po kilku miesiącach. Ponowne bezrobocie, a w domu troje małych dzieci. Imał się więc różnych prac, dalekich od jego zawodowych kwalifikacji. Pracował nawet w Spółdzielni Kaflarzy i Zdunów. Po Październiku, w roku 1957, został zrehabilitowany i zatrudniony ponownie w administracji państwowej. Pracował kolejno w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej, a następnie w Powiatowej Kolumnie Transportu Sanitarnego w Olkuszu do czasu, kiedy w roku 1974 uległ groźnemu wypadkowi, który do końca życia, na 18 lat, przykuł go do łóżka.
Był jednak człowiekiem niezłomnym, wciąż aktywnym. Żył wspomnieniami, zgromadził imponując bibliotekę historyczną-pozostawił sporo książek, których jeszcze dotąd nie zdołałem wszystkich przeczytać. Dokumentował przeszłość, dzieje swojego oddziału partyzanckiego. Jego znajomość dziejów kieleckiej partyzantki wojennej była na tyle kompetentna, że korzystał z niej nawet autor monumentalnej książki historycznej „Jodła” płk. Wojciech Bożobohaty, ps. „Wojan”.
Ojciec cieszył się w społeczeństwie olkuskim ogólnym poważaniem i szacunkiem. Jeszcze przed wojną był Prezesem tut. Związku Rezerwistów, a po wojnie przez 12 lat prezesem olkuskiego ZBoWiD-u. Jego inicjatywą i dziełem są liczne, istniejące do dziś na Ziemi Olkuskiej, niestety zaniedbane i coraz bardziej zapominane, upamiętnienia walk i męczeństwa w postaci głazów, tablic, pomników. .Mówił: „Jeżeli my tego nie upamiętnimy, nikt tego nie zrobi po nas, a czas zaciera pamięć”. W roku 1973 został mianowany majorem, a w czasach prezydentury Lecha Wałęsy, razem ze wszystkimi uczestnikami zbrojnego podziemia – podpułkownikiem Wojska Polskiego w stanie spoczynku. Długo czekał na te awanse, bowiem władze PRL wciąż pamiętały jego, chwalebną przecież, przeszłość i miały mu za złe jego postawę światopoglądową.
Jak wspomniałem, moja Mama także aktywnie uczestniczyła w ruchu oporu. Jako dyplomowana pielęgniarka przeprowadzała szkolenia udzielania pierwszej pomocy dla uczestników walki zbrojnej. Pracując w kieleckim szpitalu zaopatrywała partyzanckie apteczki i jeśli trzeba było – organizowała leczenie rannych partyzantów. Również trzech młodszych braci Ojca należało do AK, w czasie akcji „Burza” walczyło w partyzantce. Mogę więc powiedzieć, że cała rodzina zapisała się w działaniach partyzanckich na ziemi kieleckiej. Za swoje zasługi wojenne i obywatelskie Ojciec odznaczony został między innymi: Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi. Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami ,dwukrotnie Krzyżem Walecznych, Krzyżem Partyzanckim, Krzyżem Armii Krajowej, czterokrotnie odznaczeniem przez Rząd Londyński „Ojczyzna swemu obrońcy” oraz Medalem Wolności i Zwycięstwa.
– Jak Pan widzi, jak wspomina Pan swojego Ojca po latach. O co nie zdążył go Pan zapytać?
– Tak…Dzisiaj żałuję, że nie zapytałem go, nie zdążyłem go zapytać, o historię jego, właściwie naszej rodziny, o której dziś dowiaduję się z różnych źródeł, iż była niezwykle ciekawa. A przecież drugi mój Dziadek, ze strony Mamy, opowiadał mi o sobie bardzo dużo, mimo że byłem zaledwie kilkuletnim chłopcem. Był maszynistą kolejowym, który brał udział w rewolucji 1905 roku, był ideowym PPS- owcem, uwielbiał marszałka Piłsudskiego…Zresztą ojciec
miał swoje tematy tabu, o których mi nie chciał opowiadać uważając, że jeszcze nie czas. Byłem przecież dzieckiem. „Jak dorośniesz – poznasz i zrozumiesz to wszystko”. Ale miał zwyczaj opowiadać nam, dzieciom na dobranoc historie partyzanckie, śpiewał wojskowe i partyzanckie piosenki,” Rozszumiały się wierzby płaczące,” O Panie, któryś jest na niebie…” a pamięć miał znakomitą. Zaczynał: Wiecie, 14 września 1944 roku właśnie…a 14 września 1944 to…„Dnia takiego i takiego, godzinie takiej i takiej…
Jaki był? Był człowiekiem pryncypialnym, pedantycznym i dokładnym i takiej postawy oczekiwał od swoich dzieci, zwłaszcza od mnie, swojego jedynego syna. Jego zaangażowanie w sprawy społeczne powodowało, że mało czasu spędzał w domu i naszym wychowaniem zajmowała się głownie nasza Mama. Ale miałem do Niego zaufanie i taki pozostał w mojej pamięci.
Był typem społecznika, który w tę swoją działalność wkładał całe serce. Mimo że w ZBoWiD-dzie miał jeszcze wiele do robienia, nie chcąc iść na kompromis z ówczesnymi prominentami i nie chcąc wstąpić do PZPR zrezygnował z kierowania Związkiem. W ogóle był typem społecznika, który jednak nigdy nie szedł na kompromisy z ówczesnymi partyjnymi prominentami, zdecydowanie opierał się propozycjom wstąpienia do PZPR, co spowodowało, że mimo poparcia środowiska, formalnie zrezygnował z kierowania ZBoWiD-em. Przez co najmniej 6 lat był bardzo aktywnym przewodniczącym Komitetu Rodzicielskiego w Liceum Ogólnokształcącym, w którym uczyły się wszystkie jego dzieci.
Oprócz wspomnianej biblioteki i maszynopisu wspomnień z kampanii wrześniowej 1939 zachowały się wszystkie odznaczenia, jakimi Ojca uhonorowano. Sporządziłem gablotkę, w której one zawisły. Przekażę ją kiedyś w spadku mojemu synowi, licząc, że będzie dumny ze swojego Dziadka-żołnierza i partyzanta.
Józef Kundera znał tajemnicę ogrodu dr. Wacława Kalisty, gdzie funkcjonariusze olkuskiego Urządu Bezpieczeństa, zdarzały sie takie wypadki, zakopywali zakatowane przez nich ofiary.