Pół wieku za nimi.
W roku 1961, na błotnistych  polach, między starym cmentarzem a stawem Tomsi wybudowano Szkołę. Otwarto ją pierwszego września. Pierwszą po wojnie nową szkołę podstawową. .Szkole nadano nr 4, kolejny w ilości szkół podstawowych w naszym mieście. Choć rzeczywistość była szaro-bura, Szkoła była  przykładem ówczesnej dobrej roboty: rozplanowanie i rozległość sal lekcyjnych, piękne parkiety, kuchnia, stołówka no i sala gimnastyczna, pełnowymiarowa, jakiej nie miała żadna z trzech działających szkół podstawowych. W roku 1963, w 100 rocznicę Powstania Styczniowego nadano „Czwórce” imię bohatera narodowego Francesco Nullo.  I do dziś trwa ta swoista symbioza bohatera spoczywającego na pobliskim cmentarzu i Szkoły. Już 50 lat!
Władza oświatowa zgromadziła w tej Szkole znakomity zespół nauczycieli, doświadczonych i początkujących, dlatego wymagano od nich więcej niż od innych. Szkoła była placówką pokazową, do której prowadziło się gości. Także zagranicznych. Na jej czele stała dyrektorka /wg. ówczesnej nomenklatury: kierowniczka / p. Janina Żelichowska, wcześniej nauczycielka w Szkole Podstawowej nr 1.
-Pani Żelichowska-opowiada  jedna z ówczesnych nauczycielek- wzór człowieka i nauczyciela starszego pokolenia. Autorytet pod każdym względem, szczególnie dla nas, młodych wtedy. Pracowałam w „Czwórce” 19 lat, w tym 6 lat byłam wicedyrektorką i mogę powiedzieć, że Pani Janina była także niedoścignionym wzorem dla każdego z kolejnych kierowników, czy późniejszych dyrektorów. Grono nauczycieli stanowiło świetny zespół, mądrze rywalizujący w wypełnianiu zadań dydaktycznych. Mimo czasów politycznie trudnych, mimo wszystko…
Rozmawiamy z obecną dyrektorką Szkoły, mgr Anną Knapik:
-Jestem nauczycielką nauczania początkowego. Urodziłam się 5. maja, w dniu rocznicy bitwy pod Krzykawką, zatem i święta naszej Szkoły. Jestem z nią związana nawet datą urodzenia. Mam za sobą  już 26 lat pracy. Ukończyłam Akademię Pedagogiczną w Krakowie w roku 1987. Do roku 1991 pracowałam w Szkole Podstawowej nr 7, dziś już nieistniejącej,  do roku 1991 w Szkole nr 10, do roku 2006 w Szkole Podstawowej nr 4.Wtedy wygrałam konkurs na stanowisko dyrektora tej szkoły. Ukończyłam też studia podyplomowe  z zakresu organizacji i zarządzana na UJ . Pełniłam również funkcję doradcy metodycznego dla nauczycieli nauczania początkowego w powiecie. Szukam  historii tej obecnej mojej Szkoły. Mam lat mniej niż ona, a pamięć ludzka jest, jak wiadomo zawodna. Wertuję kroniki, rozmawiam z byłymi nauczycielami. Wielu z nich przez te 50 lat odeszło już na zawsze. A uczyło  tu aż 220 pedagogów, kierowało nią 11 dyrektorów. Ja jestem 12, a moim  zastępcą  jest p.  Aneta Bugaj.  Każdy z nich wniósł w dzieje tej Szkoły swój zapał, swoje pedagogiczne ambicje i zamiary.
-Pamiętam śp. Adama Pabiana-wspomina jeden  z ówczesnych  nauczycieli wychowania fizycznego- Wojciech Bloch.-To był pasjonat sportu i wspaniały organizator. Z jego inicjatywy razem z Romanem Nowosadem utworzyliśmy w naszej szkole silny ośrodek, oczywiście piłki ręcznej, siatkówki, lekkiej atletyki. Kwitły zespoły artystyczne, śpiewał chór. Zimą razem z Romkiem wylewaliśmy przyszkolne lodowisko. Pozbawienie A. Pabiana w pewnym momencie, bez racji, stanowiska dyrektora było karygodnym czynem ówczesnych władz olkuskich, nie akceptujących ludzi samodzielnych.
-Dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 4 byłem w latach 1982-84-wspomina Jan Łaskawiec. Dobrze mi się tam pracowało. Po dwu latach zostałem  powołany na stanowisko dyrektora nowo wybudowanej Szkoły Podstawowej nr 2. Kontynuowaliśmy  z sukcesami sportowe tradycje w siatkówce. Ale  najlepiej wspominam 20- lecie Szkoły. Na tę  uroczystość Pani śp.  Stefania Gawarecka i jej Małżonek wykonali piękną Izbę Pamięci Narodowej. Otwarcie  tego obiektu było świętem Szkoły. Niestety, dokumentacja Izby gdzieś  się zapodziała „w czasie i przestrzeni”. To jakby koniec pierwszego, 20- letniego etapu działalności  Szkoły.
220 nauczycieli…Wielu z nich zapisało się na trwałe w pamięci ówczesnych uczniów, ludzi dzisiaj dawno dorosłych, którzy do tej Szkoły przyprowadzają już obecnie swoje dzieci a nawet wnuki. W większości wspomnień, obok Adama Pabiana, pojawia się Pani Wincentyna Pawlik, nauczycielka biologii. „Wicia”, jak ją i wtedy i obecnie, choć już nie żyje- nazywają.
Posłuchajmy wspomnień o niej i o innych nauczycielach z tych pierwszych dziesięcioleci.
-Wicia…To była Pani doprawdy pozytywnie nawiedzona. Dla niej świat przyrody był czymś najwspanialszym i niezwykłym.-„Pogłaszcz dżdżownicę po brzuszku. Czujesz tam szczecinki?” – Zapalona harcerka „od zuchów”. Zawsze chodziła w mundurze harcerskim, jeździła na obozy. Zawsze pogodna, uśmiechnięta. Wprawdzie komendantką naszego Hufca była Pani Barbara Jędrzejowska, ale Wicia była jedyna i niepowtarzalna…
– Na pierwszą lekcję w pierwszej klasie weszła do sali pięknie ubrana Pani z czerwoną  różą przy dekolcie: -„Nazywam się Filomena Hamerlik”- To było takie  piękne. I Pani była piękna. Pamiętam to po latach. Uczyła nas rzetelności i  dyscypliny…”
-Pani Aleksandra Marchajska. Nauczycielka nauczania początkowego. Osoba o anielskim wprost usposobieniu i miłości do dzieci. Takich zresztą Pań było więcej: p. Wanda Cieślik, p. Żakowa…
Był też Pan W. który krzyczał na nas w stołówce. „Jak nie chcesz jeść, to idź do baru…” Pamiętam do dziś tę naukę…
Pan M, który bywał „w stanie wskazującym”,  za co się z nim szybko i bez żalu pożegnano.
-Podobała nam się Pani Zofia Własnowolska. Była  dużą kobietą, czym nam imponowała. Uczyła nas muzyki, pięknie grała.
W pamięci należałoby także zachować cały personel administracyjny i obsługowy dzięki któremu Szkoła stanowiła żywy organizm…
I tak toczyło się szkolne życie. Historię przez ostatnie dziesięciolecia tworzyli  również nauczyciele kolejnych  pokoleń, w innych warunkach i okolicznościach historycznych. Łatwiejszych…chyba… Ostatnie dwudziestolecie-w warunkach wolnej Polski, w zupełnie odmiennym kształcie oświaty w naszym kraju. Pamięć przechowuje to, co było piękne, radosne w tym kilkusetosobowym ulu…
A co dzisiaj? Po  50 latach  budynek Szkoły został wreszcie w większości odnowiony, dokonaliśmy częściowej przebudowy wnętrz.  Budujemy  oryginalny plac zabaw, któremu chcemy nadać imię Adama Pabiana. Wystarczy na drugie półwiecze. Mamy obecnie 28 nauczycieli i 2 osoby dyrekcjj-kontynuuje Dyrektorka Anna Knapik- Edukujemy 250 uczniów klas I-VI, a wspomnę, że w roku 1963 było ich około 900, a był czas, że na dwie zmiany uczyło się aż 1500, do czasu wybudowania Szkoły nr 7, dziś IV Liceum i Gimnazjum nr III. Oczywiście w ówczesnym kształcie organizacyjnym (klasy I-VIII). Jesteśmy wyposażeni w nowoczesne pomoce naukowe na potrzeby XXI wieku i nowoczesnej szkoły, choć wciąż odczuwamy, że to za mało. Każdemu uczniowi dajemy możliwość korzystania z Internetu. Działa 20 zespołów zajęć pozalekcyjnych. Wykorzystujemy możliwości, nie tylko  finansowe, jakie daje Unia Europejska. Trzeba iść z duchem czasu i ja to czynię. Szkoła, jej cele i założenia zmieniły się przez te dziesięciolecia diametralnie. Trzeba dostosować się do wymogów Unii Europejskiej i zmierzać w stronę szkoły nowoczesnej, wychodzącej naprzeciw  potrzebom społecznym i iść o krok dalej. ze świadomością, że istniejemy dla środowiska, szczególnie tak specyficznego, jak Osiedle Skalska. Powinniśmy pokazać dzieciom, jak ciekawy jest świat, motywować je do nauki.  Sylwetka Patrona Francesco Nullo, bohatera narodowego- to motyw przewodni naszej koncepcji wychowawczej.
Wspominamy minione czasy, pamiętamy tych nauczycieli, którzy już minęli. Są  nam bliscy. zawsze w Święto Szkoły, 5. maja odprawiamy Mszę św. za ich wieczne odpoczywanie. Z tej tradycji półwiecza czerpiemy naszą siłę. Ale dzisiejsi nauczyciele muszą być inni, nowocześni w myśleniu i działaniu. Podjęłam  w „Czwórce” cztery lata temu zadanie, aby powrócić z nią do czasów jej świetności, aby szła do przodu zgodnie z życzeniami „naszych” rodziców i wymogami  nowych czasów.

W roku 1961, na błotnistych  polach, między starym cmentarzem a stawem Tomsi, wybudowano Szkołę. Otwarto ją pierwszego września. Pierwszą po wojnie nową szkołę podstawową. Szkole nadano nr 4, kolejny w ilości szkół podstawowych w naszym mieście. Choć rzeczywistość była szaro-bura, Szkoła była przykładem ówczesnej dobrej roboty: rozplanowanie i rozległość sal lekcyjnych, piękne parkiety, kuchnia, stołówka no i sala gimnastyczna, pełnowymiarowa, jakiej nie miała żadna z trzech działających szkół podstawowych. W roku 1963, w 100 rocznicę Powstania Styczniowego nadano „Czwórce” imię bohatera narodowego Francesco Nullo.  I do dziś trwa ta swoista symbioza bohatera spoczywającego na pobliskim cmentarzu i Szkoły. Już 50 lat!

Władza oświatowa zgromadziła w tej Szkole znakomity zespół nauczycieli, doświadczonych i początkujących, dlatego wymagano od nich więcej niż od innych. Szkoła była placówką pokazową, do której prowadziło się gości. Także zagranicznych. Na jej czele stała dyrektorka /wg. ówczesnej nomenklatury: kierowniczka / p. Janina Żelichowska, wcześniej nauczycielka w Szkole Podstawowej nr 1.

– Pani Żelichowska – opowiada  jedna z ówczesnych nauczycielek – wzór człowieka i nauczyciela starszego pokolenia. Autorytet pod każdym względem, szczególnie dla nas, młodych wtedy. Pracowałam w „Czwórce” 19 lat, w tym 6 lat byłam wicedyrektorką i mogę powiedzieć, że Pani Janina była także niedoścignionym wzorem dla każdego z kolejnych kierowników, czy późniejszych dyrektorów. Grono nauczycieli stanowiło świetny zespół, mądrze rywalizujący w wypełnianiu zadań dydaktycznych. Mimo czasów politycznie trudnych, mimo wszystko…

Rozmawiamy z obecną dyrektorką Szkoły, mgr Anną Knapik:

– Jestem nauczycielką nauczania początkowego. Urodziłam się 5. maja, w dniu rocznicy bitwy pod Krzykawką, zatem i święta naszej Szkoły. Jestem z nią związana nawet datą urodzenia. Mam za sobą  już 26 lat pracy. Ukończyłam Akademię Pedagogiczną w Krakowie w roku 1987. Do roku 1991 pracowałam w Szkole Podstawowej nr 7, dziś już nieistniejącej, później w Szkole nr 10, a do roku 2006 w Szkole Podstawowej nr 4. Wtedy wygrałam konkurs na stanowisko dyrektora tej szkoły. Ukończyłam też studia podyplomowe  z zakresu organizacji i zarządzana na UJ. Pełniłam również funkcję doradcy metodycznego dla nauczycieli nauczania początkowego w powiecie. Szukam  historii tej obecnej mojej Szkoły. Mam lat mniej niż ona, a pamięć ludzka jest, jak wiadomo zawodna. Wertuję kroniki, rozmawiam z byłymi nauczycielami. Wielu z nich przez te 50 lat odeszło już na zawsze. A uczyło  tu aż 220 pedagogów, kierowało nią 11 dyrektorów. Ja jestem 12, a moim  zastępcą  jest p. Aneta Bugaj. Każdy z nich wniósł w dzieje tej Szkoły swój zapał, swoje pedagogiczne ambicje i zamiary.

– Pamiętam śp. Adama Pabiana – wspomina jeden  z ówczesnych  nauczycieli wychowania fizycznego, Wojciech Bloch. – To był pasjonat sportu i wspaniały organizator. Z jego inicjatywy razem z Romanem Nowosadem utworzyliśmy w naszej szkole silny ośrodek, oczywiście piłki ręcznej, siatkówki, lekkiej atletyki. Kwitły zespoły artystyczne, śpiewał chór. Zimą razem z Romkiem wylewaliśmy przyszkolne lodowisko. Pozbawienie A. Pabiana w pewnym momencie, bez racji, stanowiska dyrektora było karygodnym czynem ówczesnych władz olkuskich, nie akceptujących ludzi samodzielnych.

– Dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 4 byłem w latach 1982-84 – wspomina Jan Łaskawiec. – Dobrze mi się tam pracowało. Po dwu latach zostałem  powołany na stanowisko dyrektora nowo wybudowanej Szkoły Podstawowej nr 2. Kontynuowaliśmy  z sukcesami sportowe tradycje w siatkówce. Ale  najlepiej wspominam 20- lecie Szkoły. Na tę  uroczystość Pani śp.  Stefania Gawarecka i jej Małżonek wykonali piękną Izbę Pamięci Narodowej. Otwarcie  tego obiektu było świętem Szkoły. Niestety, dokumentacja Izby gdzieś  się zapodziała „w czasie i przestrzeni”. To jakby koniec pierwszego, 20- letniego etapu działalności  Szkoły.

220 nauczycieli… Wielu z nich zapisało się na trwałe w pamięci ówczesnych uczniów, ludzi dzisiaj dawno dorosłych, którzy do tej Szkoły przyprowadzają już obecnie swoje dzieci a nawet wnuki. W większości wspomnień, obok Adama Pabiana, pojawia się Pani Wincentyna Pawlik, nauczycielka biologii. „Wicia”, jak ją i wtedy i obecnie, choć już nie żyje – nazywają.

Posłuchajmy wspomnień o niej i o innych nauczycielach z tych pierwszych dziesięcioleci.

– Wicia…To była Pani doprawdy pozytywnie nawiedzona. Dla niej świat przyrody był czymś najwspanialszym i niezwykłym.-„Pogłaszcz dżdżownicę po brzuszku. Czujesz tam szczecinki?” – Zapalona harcerka „od zuchów”. Zawsze chodziła w mundurze harcerskim, jeździła na obozy. Zawsze pogodna, uśmiechnięta. Wprawdzie komendantką naszego Hufca była Pani Barbara Jędrzejowska, ale Wicia była jedyna i niepowtarzalna…

– Na pierwszą lekcję w pierwszej klasie weszła do sali pięknie ubrana Pani z czerwoną  różą przy dekolcie: -„Nazywam się Filomena Hamerlik”- To było takie  piękne. I Pani była piękna. Pamiętam to po latach. Uczyła nas rzetelności i  dyscypliny…”

– Pani Aleksandra Marchajska. Nauczycielka nauczania początkowego. Osoba o anielskim wprost usposobieniu i miłości do dzieci. Takich zresztą Pań było więcej: p. Wanda Cieślik, p. Żakowa…

Był też Pan W. który krzyczał na nas w stołówce. „Jak nie chcesz jeść, to idź do baru…” Pamiętam do dziś tę naukę… Pan M, który bywał „w stanie wskazującym”,  za co się z nim szybko i bez żalu pożegnano.

– Podobała nam się Pani Zofia Własnowolska. Była  dużą kobietą, czym nam imponowała. Uczyła nas muzyki, pięknie grała. W pamięci należałoby także zachować cały personel administracyjny i obsługowy dzięki któremu Szkoła stanowiła żywy organizm…

I tak toczyło się szkolne życie. Historię przez ostatnie dziesięciolecia tworzyli  również nauczyciele kolejnych  pokoleń, w innych warunkach i okolicznościach historycznych. Łatwiejszych… chyba… Ostatnie dwudziestolecie – w warunkach wolnej Polski, w zupełnie odmiennym kształcie oświaty w naszym kraju. Pamięć przechowuje to, co było piękne, radosne w tym kilkusetosobowym ulu…

A co dzisiaj? Po  50 latach  budynek Szkoły został wreszcie w większości odnowiony, dokonaliśmy częściowej przebudowy wnętrz. Budujemy oryginalny plac zabaw, któremu chcemy nadać imię Adama Pabiana. Wystarczy na drugie półwiecze. Mamy obecnie 28 nauczycieli i 2 osoby dyrekcjj – kontynuuje Dyrektorka Anna Knapik – Edukujemy 250 uczniów klas I-VI, a wspomnę, że w roku 1963 było ich około 900, a był czas, że na dwie zmiany uczyło się aż 1500, do czasu wybudowania Szkoły nr 7, dziś IV Liceum i Gimnazjum nr III. Oczywiście w ówczesnym kształcie organizacyjnym (klasy I-VIII). Jesteśmy wyposażeni w nowoczesne pomoce naukowe na potrzeby XXI wieku i nowoczesnej szkoły, choć wciąż odczuwamy, że to za mało. Każdemu uczniowi dajemy możliwość korzystania z Internetu. Działa 20 zespołów zajęć pozalekcyjnych. Wykorzystujemy możliwości, nie tylko  finansowe, jakie daje Unia Europejska. Trzeba iść z duchem czasu i ja to czynię. Szkoła, jej cele i założenia zmieniły się przez te dziesięciolecia diametralnie. Trzeba dostosować się do wymogów Unii Europejskiej i zmierzać w stronę szkoły nowoczesnej, wychodzącej naprzeciw  potrzebom społecznym i iść o krok dalej. ze świadomością, że istniejemy dla środowiska, szczególnie tak specyficznego, jak Osiedle Skalska. Powinniśmy pokazać dzieciom, jak ciekawy jest świat, motywować je do nauki.  Sylwetka Patrona Francesco Nullo, bohatera narodowego- to motyw przewodni naszej koncepcji wychowawczej.

Wspominamy minione czasy, pamiętamy tych nauczycieli, którzy już minęli. Są  nam bliscy. zawsze w Święto Szkoły, 5. maja odprawiamy Mszę św. za ich wieczne odpoczywanie. Z tej tradycji półwiecza czerpiemy naszą siłę. Ale dzisiejsi nauczyciele muszą być inni, nowocześni w myśleniu i działaniu. Podjęłam  w „Czwórce” cztery lata temu zadanie, aby powrócić z nią do czasów jej świetności, aby szła do przodu zgodnie z życzeniami „naszych” rodziców i wymogami nowych czasów.

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
25 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Sedlak
Sedlak
13 lat temu

Nie,to nie jest tęsknota za komuną.To przeszłóść widziana oczyma dziecka.To tęsknota za młodością.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

Podsumowując moje wspomnienia muszę napisać, że darzę szkołę dużym sentymentem, a ilekroć obok niej przechodzę lub przejeżdżam zawsze wspominam. Do niedawna nie było to trudne, gdyż od tamtych czasów szkoła i jej otoczenie niewiele się zmieniło, ale ostatnio szkoła przybrała nowe zasłużone kolorowe szaty.

Nie wiem czy pamiętacie, ale w latach 60-tych przed szkołą było pole orne, potem ugór i krzaki, aż wybudowano małe miasteczko ruchu drogowego.
Z kolei przy stawie Tomsi stała duża szopa w której cały rok przechowywano w trocinach wycięte w stawie duże bloki lodu wykorzystywanego do schładzania wózków z lodami waniliowymi. Wleźliśmy wszędzie!

W okolicy szkoły, w ogrodzie przy domu jednej z wzorowych uczennic „czwórki” mieściła się stacja meteorologiczna którą zwiedzaliśmy. Rodzice uczennicy codziennie sporządzali raporty z pomiarów i telefonicznie przekazywali je do Warszawy. Tam opracowywano prognozę pogody prezentowaną wieczorem przez telewizyjnego Wicherka.

Młody
Młody
13 lat temu

Ciągła nostalgia – wróć komuno …

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

Religia.
Przedmiotu religii w naszych czasach w szkołach nie było i uważam, że bardzo słusznie. Zajęcia z religii odbywały się w salach przy kościele św. Andrzeja, a ponieważ były mało przekonujące, uczęszczałem na nie bardzo rzadko czego nie żałuję. Jak teraz tak i wtedy nikt chodzenia na religię nie zabraniał, ale też nie nakazywał. W szkole tematu religii i wiary nie było w ogóle, co zapewniało nam wszystkim komfort neutralności światopoglądowej. Przez cały okres uczęszczania do olkuskich szkół (13 lat) ani jeden raz nie spotkałem się z narzekaniem uczniów uczęszczających na religię do kościoła. Rozdzielenie wiary i religii od wiedzy i nauki, które sobie zaprzeczają, było naturalne i nikogo nie dziwiło. Dzisiejsza obecność religii w szkołach nie wpływa w sposób znaczący na poprawę świadomości i zachowanie uczniów, jest raczej czynnikiem zakłócającym jej normalne funkcjonowanie. A niczym nieuzasadniona nachalna ingerencja kościoła w szkolnictwo to zupełnie sprawa.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

.
Byłbym zapomniał.
W ogóle mieliśmy szczęście do matematyków. Przecież długo tego przedmiotu uczył nas przekochany pan Kordaszewski. Łysiejący, lekko pochylony, z czarnym wąsikiem. Bardzo sympatyczny, ale i stanowczy kiedy było trzeba. Bardzo lubiłem pana Kordaszewskiego.

Pani Trzcionkowska nas nie uczyła, ale również zapamiętałem, że była bardzo lubiana przez uczniów. Kiedyś miała u nas dwie godziny zastępstwa i opowiadała nam książkę „Tajemniczy Ogród”. Było to dla mnie niesłychane przeżycie. Na dwie lekcje za sprawą pani Trzcionkowskiej przenieśliśmy się w zupełnie inny świat. Widzieliśmy ciemny pokój który stopniowo jaśniał za sprawą chłopca, chorą bladą dziewczynkę w łóżku, a potem na wózku inwalidzkim. Zamkniętą furtkę do zarośniętego ogrodu, złą właścicielkę… i szczęśliwe zakończenie.
Nie pamiętam kolejnych lekcji matematyki, polskiego, fizyki, ale pamiętam te dwie jedyne wspaniałe lekcje 40 lat temu.
.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

Nauczyciele 1967-1975.
Za moich czasów kierownikiem szkoły był pan Pabian, a później już dyrektorką pani Jaworska. Moją wychowawczynią była pani Nowosad, która uczyła nas j. polskiego. Matematyki uczyła pani Lisowska (a przez kilka miesięcy w czasie urlopu macierzyńskiego panią Lisowską zastąpiła moja Mama – pamiętam, że dała mi sporo zasłużonych dwójek z matematyki czym zyskała szacunek u moich kolegów i koleżanek za bezstronność, za to mnie koledzy okazywali niespodziewaną choć w pełni uzasadnioną litość.) Chyba w ósmej klasie matematyki uczył nas pan Wieczorek.
.
Języka rosyjskiego uczyła pani Borowiec-Bloch, od historii była pani Sobczykowa, fizyki pani Stawiarska, chemii i biologii pani Pawlikowa. Plastyki i zajęć praktycznych uczyła pani Majdowa, a WueFu i muzyki pan Bloch. Historii krótko uczył nas też pan Boczkowski, który przyszedł chyba prosto po studiach. Był elegancki, w brązowym garniturze i żóltej koszuli.
Kierowniczką na świetlicy długo była pani Mrówkowa.

pracownik
pracownik
13 lat temu

… a propos dyrektorów.
W okresie kilkudziesięciu lat pracy miałem okazję być pod „opieką” różnych kierowników i dyrektorów. Zawsze kiedy przyszło mi ich oceniać starałem się być obiektywnym biorąc pod uwagę ich odpowiedzialność i złożoności obowiązków. I dlatego chyba mam prawo napisać, że bywali skrajnie różni.

Jeden z nich mawia tak:
„Rozumiem, że każdy z nas jako człowiek jest inny, więc staram się tę inność rozumieć i ją szanować, bo za to też mi płacą”.

Taka deklaracja i jej wypełnianie powoduje, że do przełożonego ma się zaufanie będąc pewnym, że w każdej sytuacji będzie się starał przede wszystkim nas zrozumieć, i bardziej pomóc niż zaszkodzić.
Relacje między przełożonymi i podwładnymi bardzo rzadko są doskonałe, jednak powinny być przyzwoite, ale najbardziej zależy to od przełożonego, gdyż „więcej może”… i za to też mu płacą.
To było tylko tak „a propos”, i nie dotyczy nikogo z artykułu.
.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

[quote name=”Ewa”]A jak to jest teraz z tym sentymentem w tej szkole? […] dzisiejszych lub tych co odeszli coś nam szepnie?[/quote]

Czy rzeczywiście z moich tekstów wynika, że było tak pięknie? Napewno różne układy (przyjaźnie i niesnaski) między nauczycielami, także na linii dyrektor – nauczyciel(e), były i w tamtych czasach. Niektóre my, uczniowie, dostrzegaliśmy. Przecież byliśmy świadkami różnych zachowań nauczycieli, usuwania ich ze szkoły, docierały do nas komentarze z różnych źródeł.
Jednak w pamięci – i dobrze, że tak jest – pozostają tylko miłe chwile beztroskich dziecięcych lat.
Dzisiaj wiem, że szkoła jest bardzo trudnym „przedsiębiorstwem” do zarządzania. Dobry dyrektor musi być osobą bardzo odpowiedzialną, znać zasady zarządzania, a przede wszystkim rozumieć i dobrze radzić sobie z trudniejszymi niż kiedyś problemami w relacjach z uczniami, rodzicami i nauczycielami. To trudna rola wypełniona tylko wtedy, gdy wszyscy są bardziej lub mniej, ale jednak zadowoleni.

Ewa
Ewa
13 lat temu

A jak to jest teraz z tym sentymentem w tej szkole? Układy nauczyciel – dyrektor ? Czy tak miło jak było? 😉 Moze oprócz P. Nogiecia któryś z nauczycieli dzisiejszych lub tych co odeszli coś nam szepnie?

zbliżona rocznikowo
zbliżona rocznikowo
13 lat temu

Obiady były chyba o 13.30 (po szóstej lekcji) zawsze urozmaicone, smaczne, dwudaniowe. Lubiłem wszystko, zapamiętałem niepowtarzalne plastry wołowiny lub jajko w sosie chrzanowym, niezwykłą przysmażaną kapustę kiszoną, ale też ryż ze śmietaną, kluski z serem i łazanki. Były kotlety schabowe i mielone, a kto chciał zawsze dostawał dokładkę. Jedliśmy i rośliśmy.
Na holu głównym był duży sklepik, a w nim największą furorę robiły ciepłe lody po złotówce, paczki i różne słodycze (batony, lizaki).

Jajko w sosie chrzanowym… niezapomniany smak dzieciństwa 🙂 Dodam zalewajkę, w której oprócz smaku do dziś fascynują mnie równiutenko pokrojone ziemniaki…
Łyżwy, sanki, gra w dwa ognie, skakanie w klasy i gumy, badmington, ping pong i… dyskoteki organozowane w wąskim gronie… nie, kończę, bo się rozpłaczę…

archanioł
archanioł
13 lat temu

[quote name=”Piotr Nogieć”] Myślę, że każdy powinien pamiętać dobry naukowo-fabularyzowany niemiecki film „Helga” o dojrzewaniu, który był pierwszym krokiem do później wprowadzonego przedmiotu „Wychowanie w rodzinie”. [/quote]

No i wszystko jasne… też kiedyś uwielbiałem niemieckie filmy o bardzo szybkim dojrzewaniu, ale z tego wyrosłem. 😆

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

Tło, czyli czasy o których napisałem.

W latach 1969-1975 gdy uczęszałem do „czwórki”, w telewizji był tylko jeden, a potem dwa programy, o komputerach było wiadomo tylko tyle, że służą do skomplikowanych obliczeń i zajmują wiele pomieszczeń. O PC, internecie i video nikomu nawet się nie śniło. Z zespołów rockowych w Polsce królowali Breakout, SBB, Perfect a zagranicą Black Sabbath, Slade, Procol Harum (między innym).
Moi rówieśnicy i starsi koledzy nagrywali utwory z mitycznego RADIA LUXEMOURG na lampowych magnetofonach szpulowych ZK 120 lub 140 (później tranzystorowe ZK 120T, 140T), jeździli na Komarkach, mijali po drodze Fiaty 125p, Syreny 104, a od roku mniej więcej 1973 hit – Fiata 126p. Dużą popularnością cieszył się rower „Składak”, hobbyści mogli udawać, że coś kupują w sklepie „Harcerz” na dawnej ulicy 1 Maja, a podwórkowi „sportowcy” tylko pomarzyć o drogich piłkach w Sklepie Sportowym w Rynku. Nie było MKS-ów ani busów, a szpital mieścił się na Szpitalnej.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

Pieczone ziemniaki,
były coroczną tradycją która być może przetrwała w szkole do dzisiaj. Największy udział w przygotowaniu mieli rodzice, a po lekcjach szliśmy na wyznaczone miejsce. Ja pamiętam dwa, na Słowikach (Pakusce) w okolicy torów i za Alejami Tysiąclecia, mniej więcej na wysokości dzisiejszej Straży Pożarnej.
.
Wycieczki.
Starano się, aby każda klasa raz w roku wyjechała na wycieczkę. Pamiętam tę Szlakiem Orlich Gniazd w najlepszym turystycznym okresie, kiedy pod Grotą Łokietka były tłumy turystów i mnóstwo kramów z pamiątkami. Byliśmy też w Łańcucie, Wieliczce, a beze mnie klasa w Krakowie i w Warszawie.
Czasami chodziliśmy do kina na przymusowe szkolne seanse. Myślę, że każdy powinien pamiętać dobry naukowo-fabularyzowany niemiecki film „Helga” o dojrzewaniu, który był pierwszym krokiem do później wprowadzonego przedmiotu „Wychowanie w rodzinie”. Oglądaliśmy też „Hubala”, „Potop” i wiele innych filmów, w tym radzieckich.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

[quote name=”Młody”]Dlaczego nam nie pozwoliliście zasmakować tamtego wspaniałego ustroju … :oops:[/quote]

Ustrój to zupełnie inna sprawa. Ja staram się raczej opisać to co zapamiętałem z „czwórki” w nadziei, że inni moi rówieśnicy dopiszą więcej 🙂 .

Młody
Młody
13 lat temu

Dlaczego nam nie pozwoliliście zasmakować tamtego wspaniałego ustroju … 😳

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

Świetlica.
Funkcjonowała przez cały okres mojego pobytu w szkole, i najlepsza była wtedy, gdy nikt w nasze zajęcia nie ingerował. Czasami po jakiś kontrolach, usiłowano nam organizować przymusowe zajęcia, ale przeważnie panowała swoboda. Świetlicę mile wspominam, graliśmy w różne gry planszowe, czytaliśmy „Świat Młodych”, „Płomyczek”, „Płomyk”, ale najczęściej po prostu gadaliśmy i wygłupialiśmy się.

Na lekcjach było inaczej. Wiem, że dzisiaj w niektórych szkołach dzieci plątają się po klasie, zaczepiają i rozpraszają innych uczniów, aktywnie przeszkadzają nauczycielom w prowadzeniu lekcji. Za moich czasów to było nie do pomyślenia. Siedzieliśmy cicho, słuchaliśmy nauczycieli, o jakimkolwiek spoufalaniu się albo żartowaniu nie było mowy. Nauczyciele mieli więcej spokoju, więc i łatwiej było im przekazywać wiedzę. Pamiętam, jak kilka razy w mojej obecności rodzic stłukł ucznia za to, że był niegrzeczny. Wtedy nawet największe łobuzy czuły respekt przed nauczycielem.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

Zycie codzienne II
O ile sobie przypominam, po dwóch godzinach lekcyjnych (9.30) była długa przerwa śniadaniowa, i większość dzieci korzystała z „jadalni”. W okienku wydawano bułki (z serem, z dżemem, kiełbasą) i herbatę, kawę lub kakao w kubkach. Obiady były chyba o 13.30 (po szóstej lekcji) zawsze urozmaicone, smaczne, dwudaniowe. Lubiłem wszystko, zapamiętałem niepowtarzalne plastry wołowiny lub jajko w sosie chrzanowym, niezwykłą przysmażaną kapustę kiszoną, ale też ryż ze śmietaną, kluski z serem i łazanki. Były kotlety schabowe i mielone, a kto chciał zawsze dostawał dokładkę. Jedliśmy i rośliśmy.
Na holu głównym był duży sklepik, a w nim największą furorę robiły ciepłe lody po złotówce, paczki i różne słodycze (batony, lizaki). Tam też można było kupić tarczę szkolną i podstawowe przybory (lata 1968-1975). W holu głównym swoją szafę miała stale obecna Pani Woźna. Ona dzwoniła szkolnym dzwonkiem i pilnowała porządku, a w zimie wypożyczała łyżwy które trzymała w szafie.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

Życie codzienne I
Szkoła rzeczywiście była jasna i przestronna. Dzień zaczynało się od szatni, gdzie w wygodnych boksach klasowych zmienialiśmy obuwie i zostawiali kurtki oraz płaszcze. W poniedziałki był zbiorowy apel na sali gimnasycznej na którym przekazywano nam różne informacje, potem rozchodziliśmy się do klas. Już wtedy był gabinet do geografii, z którego najbardziej pamiętam… wielkie strusie jajo. Były sale biologiczno-chemicze, fizyczna, historyczna. W korytarzu przy sali gimnastycznej były gabinety higienistki i dentystki. Tam też szatnie wf-u, a w małym holu wyjścia na podwórze zawsze „odpoczywał” nieużywany przez Pana Blocha wielki fortepian. Wtedy używaliśmy go my, a popularne „kotlety” na czarnych klawiszach miały wielu wykonawców. Fortepian na pewno był z najtwardszej stali, gdyż mimo naszych starań przez 6 lat nie daliśmy mu rady i zawsze kiedy musiał pięknie przygrywał na akademiach.
Dyscyplina w szkole była, a poważniejszych incydentów bardzo mało.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

Szkolne życie towarzyskie.
Istniało. Przeważnie w zaułku za salą gimnastyczną. Tam tylko najodważniejsi z najodważniejszych, siadając na kamieniach, palili papierosy. Tam też przychodzili absolwenci szkoły (być może z sentymentu), którzy w tym szczególnym kąciku towarzyskim przez lata spędzali większość przerw i wagarów. Bezradni nauczyciele raczej omijali to miejsce wychodząc z założenia, że „szkoda nerwów bo to i tak nic nie da”. Pojawiały się też puste butelki po winie patykiem pisanym, tłuczone szkło, „bywalcy” w ten sposób znaczyli swoje miejsce. Nazywało się ono „za salą” a sąsiadowało z asfaltowym boiskiem do piłki ręcznej. Właśnie na tym boisku odbywały się lekcje W-F, treningi i międzyszkolne zawody w piłce ręcznej. A w zimie wylewano na nim LODOWISKO. Była spora grupa chłopców jeżdżących mistrzowsko na „panczenach”. Czasami grali w hokeja innym razem popisywali się skokami przez wysokie przeszkody. Spędzaliśmy czas na lodowisku do późnych godzin wieczornych.
.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

Harcerstwo.
Nie wiem, czy rzeczywiście działało tak jak powinno. Nie przypominam sobie ciekawych i wciągających „zbiórek” chociaż należałem do Zuchów, a później do Harcerzy. Osobiście odbierałem je tylko jako „Harcerstwo na pokaz”, gdyż faktem jest, że podczas capstrzyków zuchy i harcerze ze wszystkich szkół w różnokolorowych chustach ładnie się prezentowali. (Nasze chusty były bordowe, jedynka miała żółte, dwójka – pomarańczowe, trójka – niebieskie… choć mogłem coś pomylić). Może w innych klasach i w innych rocznikach harcerstwo było bardziej aktywne, ale ja tego nie pamiętam. Dla chłopców z naszej klasy zawsze najważniejsza była PIŁKA NOŻNA.

Dzidek Salik i Jurek Drygała byli najlepszymi zawodnikami, tak, jak Lubański i Szarmach. Graliśmy na asfaltowym boisku obok szkoły (także na boisku Ekonomika) lub na łąkach za obecną halą sportową. Często też, ku niezadowoleniu nauczycieli, graliśmy na wyłożonym płytkami dużym szkolnym podwórzu. Warunki mieliśmy doskonałe.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

Orkiestra harcerska.
Prowadził ją wspomniany Pan Bloch, a istniała jeszcze na początku lat 70-tych. Podobnie jak chór i cała muzyczna oprawa wszystkich akademii „z okazji” i ten kilkanastoosobowy zespół był przygotowany profesjonalnie. Pamiętam próby jakie odbywały się w piwnicach szkolnych, głośne trąbki i werble, i przemarsze orkiestry podczas capstrzyków.
Tylko nasza szkoła miała taką orkiestrę, więc byliśmy z niej dumni. Ale kiedy odeszli ze szkoły wyuczeni przez lata chłopcy, i orkiestra odeszła razem z nimi.

Zajęcia praktyczne
Odbywaly się w dwóch salach w piwnicach. Nas uczyła Pani Majdowa, inne klasy także Pani Baldy. Lubiłem plastykę, ale zajęcia praktyczne były bardzo stresujące, gdyż w tamtych czasach nie było dobrych narzędzi, desek, gwoździ, a dobrym kleju można było tylko pomarzyć. Zazdrościliśmy kolegom, których ojcowie mieli w pracy dostęp do materiałów, Kiedy zaniosłem do oceny swój karmik dla ptaków, rozleciał się zaraz po uzyskaniu marnej „trójki”.
.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

1/
Szkoła jak szkoła, chodziłem do niej 6 lat, od roku 1969 do 1975 (wcześniej dwa lata do kochanej trójki). Nie może dobrze szkoły wspominać ten, do kogo „pały” lgnęły jak pszczoły do cukru. Ale takie to były czasy: piłka, boisko, rower, Ekran z Bratkiem, Ekran z Bratkiem, rower, boisko, piłka… a tornister czekał w przedpokoju nietknięty do kolejnego ranka.

Dla mnie osobą najważniejszą w szkole był Pan Wojciech Bloch. Nie, nie dlatego, że dawał mi piątki albo nawet czwórki, i od niego dostawałem czasami takie same pały jak od innych nauczycieli, ale Pan Wojtek znakomicie grał na fortepianie. Do dzisiaj (po 40 latach) pamiętam rozbudowane, cudownie brzmiące i drgające w powietrzu sali gimnastycznej AKORDY akompaniamentu dużego czarnego fortepianu.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

1/
Szkoła jak szkoła, chodziłem do niej 6 lat, od roku 1969 do 1975 (wcześniej dwa lata do kochanej trójki). Nie może dobrze szkoły wspominać ten, do kogo „pały” lgnęły jak pszczoły do cukru. Ale takie to były czasy: piłka, boisko, rower, Ekran z Bratkiem, Ekran z Bratkiem, rower, boisko, piłka… a tornister czekał w przedpokoju nietknięty do kolejnego ranka.

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

2/
A występy solistów na różnych akademiach to było coś!: Danka Tomsia (Pomarańcze), Sylwek i Wojtek Stach (Powiedz stary gdzieś ty był) i moja siostra Jadwiga (Nie wierzcie piechocie), były niezapomnianym przeżyciem, a CHÓR!? Chór perfekcyjnie śpiewał na trzy głosy… I pewnie dlatego do dzisiaj uwielbiam dźwięk fortepianu i pianina, a słuchanie dobrej muzyki rozrywkowej jest moją wielką pasją. Panie Wojtku, DZIĘKI :-).

Ale to nie wszystko. Wspomniane w tekście międzyszkolne zawody piłki ręcznej też były niesamowitym przeżyciem, które chyba najbardziej nas, uczniów integrowały. Do dzisiaj pamiętam najlepszych zawodników, chłopców i dziewczęta, także z innych szkół (Iśka, Witek, …, …) – no tak, z imionami mam już kłopot :-).

Piotr Nogieć
Piotr Nogieć
13 lat temu

3/
Z przedmiotów zawsze najbardziej lubiłem matematykę, a z nauczycieli (Panie Franciszku, nie mam powodu, aby się podlizywać) właśnie Panią Lisowską. Moją wychowawczynią była Pani Rozalia Nowosad, Naszą Panią bardzo lubiliśmy, choć miała z nami sporo problemów. Kiedyś, już będąc dorosłym, spotkałem Panią Różę w autobusie, i powiedziała mi, że byłem grzecznym chłopcem. Nie, nie byłem, grzecznym, to Pani Róża była kochana :-). Lekcji geografii z Panem Pabianem nie lubiłem, Biologii z Panią Pawlikową także nie, no cóż, Wu-Ef, muzyka, i matematyka były jedynymi przedmiotami dla których chodziłem do szkoły. Tak to było.