Po zaborach znalazł się Wolbrom najpierw w Austrii, potem od 1809 r. w granicach podległego Rosji księstwa Warszawskiego, a w 1815 wszedł w skład Królestwa Polskiego.
W latach 1803-1805 Urszula Dembińska sprzedała pod zabudowę należące do niej łąki (tzw. Nowa Łąka). Kupującymi byli wolbromscy Żydzi. Starościna sprzedała w tym czasie także młyn Koziński starozakonnemu Faybuszowi Jekowiczowi Kleine. Z kolei młyn Ogonowski z ogrodami, łąkami i stawem zakupił Joachim Kuc, browar sprzedała starościna Izraelowi Szaiowiczowi, a karczmę Lewkowi Abramowiczowi. W 1805 r., gdy przez Wolbrom przechodziły wojska rosyjskie, zniszczeniu uległ drewniany ratusz.
W kilka lat po powstaniu listopadowym, w 1838 r., z części dóbr wolbromskich utworzono majorat darowany przez cara majorowi Niełojowi. W skład owego majoratu, obejmującego 3893 morgi gruntów, wchodziły obok folwarku Wolbrom (dom folwarczny, dom szynkowy, budynki gospodarcze: stajnia, krowiarnia, owczarnia, spichlerz, areszt, 3 stodoły, młyn Rosochacz) także następujące wsie: Łobzów, Dłużec i Nowa Łąka (zwana kolonią „Starozakonnych”), a także jeszcze jeden młyn, cegielnia i wapiennik. Po wydzieleniu majoratu w dobrach rządowych pozostało miasto Wolbrom, folwark Lgota Wolbromska, wieś Lgota i trzy młyny, razem 1014 mórg.
W 1827 r. było tu 209 domów i 1987 mieszkańców. W 1857 domów było 223, z czego 8 murowanych, zaś liczba mieszkańców grubo przekroczyła 2 tyś. (2504). Polacy, których była mniejszość, utrzymywali się z rolnictwa, Żydzi z handlu zbożem. Droga bita z Miechowa, przez Wolbrom, do Olkusza powstała w 1847 r.
Naturaliści. Miedzy innymi przez Wolbrom wiodła jedna z tras tzw. Wyprawy Naturalistów, pierwszych w dziejach nauki polskich badań terenowych. Przez tę miejscowość (a także m.in. przez Kromołów, Ogrodzieniec, Pilicę, Smoleń i Imbramowice) wiodła trasa Wiślickiego i Loewenhardta, którzy przeszli ją w 1856 roku.
W tymże 1856 zawaliła się ze starości rzeźnia miejska. Wnet przystąpiono więc do budowy nowego szlachtuza. Dwa lata potem zaplanowano remont studni na rynku i budowę dwóch kolejnych: przy ul. Miechowskiej i na przedmieściu żarnowiecko-pilickim. Studnię na rynku wyremontowano w 1862, wtedy też zreperowano mosty na ul. Pileckiej, Lgockiej i na rzeczce Pokrzywnicy.
W 1863 r. w Wolbromiu w 222 domach mieszkało 2832 osoby. W tym samym roku wzniesiono nowy budynek szpitala. Rok później nastąpiła kasacja klasztoru kanoników regularnych i przywrócenie parafii świeckiej. Budynek klasztorny został przeznaczony na plebanię. Proboszczem został ks. Gawroński. W 1867 r. było w Wolbromiu 215 domów drewnianych i 3 murowane, stacja pocztowa, magistrat. Każdego roku odbywało się w nim 6 jarmarków.
Po powstaniu styczniowym, w 1869 Wolbrom podobnie jak inne miasta ziemi olkuskiej (poza Olkuszem) stracił prawa miejskie. Odzyskał je dopiero po 50 latach. W 1865 r. na chwilę przed utratą miana miasta liczył Wolbrom 3085 mieszkańców (o ponad tysiąc więcej niż Olkusz), w tym 2028 Żydów (65,7 proc.), a 1057 chrześcijan. Olkusz pozostał miastem, bo miał dość wysokie dochody. Z kolei Wolbrom należał do najbiedniejszych miast guberni (w 1843 dochody miasta nie przekraczały 3 tys. rubli).
Z roku 1875 mamy informację o działających w Wolbromiu zakładach: wytwórni miodu pitnego (własność M. Potari), 4 garbarni (G. Półtoraka, R. Szafira, A. Majtehasa, Sz. Chalberga), 2 gorzelni (Sz. Chochermana, U. Bruknera).
W latach 1883-85 przez Wolbrom poprowadzono linię kolejową, dzięki której w późniejszych latach rozwinął się w tej miejscowości przemysł. Rok 1886 to wielki pożar Wolbromia, który strawił znaczną część jego w przeważającej mierze drewnianej zabudowy; nim do miejscowości dotarli strażacy z odległego Olkusza, było już po sprawie. Pożar przyczynił się do powstania w Wolbromiu straży pożarnej.
Szczegółowy obraz Wolbromia w 1893 roku rysuje „Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego”: „Drogi bite z Pilicy do Miechowa, i z Olkusza do Żarnowca krzyżują się w Wolbromiu. Osada ma obecnie kościół par. murowany, kościółek filialny, dom przytułku dla starców, urząd gm., urząd poczt., dwie szkoły początkowe (męska i żeńska), doktora, aptekę, 6 jarmarków dorocznie, przeszło 6000 mk. (w tej liczbie 5000 żydów)”. Cała gmina liczyła w 1893 r. 13323 morgi powierzchni, na której mieszkało 12779 mieszkańców. „Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego” idzie dalej i podlicza, ilu było w tym gronie katolików (7850) i ilu Żydów (5064), co o dziwo w sumie dało większą liczbę mieszkańców (12914) niż wcześniej podano. A przy tym zapomniano o prawosławnych, może niewielkiej grupce, ale zapewne istniejącej? Ot, zagadka?
Koniec XIX w. to początek ruchu spółdzielczego na ziemi olkuskiej. Pierwsze spółdzielnie powstały w Bolesławiu, Sułoszowej, Żarnowcu, Pilicy, Kluczach, Sławkowie i właśnie Wolbromiu. Tutejsza Spółdzielnia nazywała się „Rolnik”.
Władysław Reymont
Ciekawostka. Reymont na wolbromskiej scenie. W 1897 r. wędrówka teatralna zaprowadziła do Wolbromia (i Olkusza) trupę aktorską, w której występował 30. letni podówczas Władysław Reymont, późniejszy autor „Chłopów” i „Ziemi obiecanej”, laureat literackiej Nagrody Nobla w 1924 r.
Przełom XIX i XX w. to powstanie dzielnicy zwanej Kapkazy, która powstała w wyniku nadania przez rząd carski czterem osobom po 6 mórg gruntu z dóbr rządowych – była to nagroda za ich udział w walkach na Kaukazie. Nazwa Kapkazy ma „kaukaskie” pochodzenie; podobnież faktycznie przypominała ona górzysty krajobraz Kaukazu.
Rok po powstaniu olkuskiej Emalierni (zbudowana w 1907 r.), podobny zakład zaczęto wznosić w Wolbromiu. Zakład zwał się wtedy Olkuskie Towarzystwo Akcyjne Przemysłu Żelazno-Metalowego w Olkuszu, Oddział w Wolbromiu. Zbudowano go przy linii kolejowej, w południowo-wschodniej części miasta. Tam też wybudowane dzielnicę mieszkaniową dla pracowników tzw. Raje. Od 1912 r. fabryka miała własną osobowość prawną. W tym czasie z produkcji naczyń przerzucono się na wyroby gumowe, toteż zakład zwał się już Fabryka Wyrobów Gumowych Sp. Akc. W Wolbromiu „Wolbrom”.
Od 1910 r. zaczęto kładzenie bruku na głównych ulicach Wolbromia (Krakowskiej,. Pileckiej, Błotnej, Bocznej).
Fałszywe oskarżenie. W 1913 r., oskarżono miejscowych Żydów o porwanie i morderstwo rytualne młodej dziewczyny, chrześcijanki. Opamiętanie nastąpiło dzięki stanowczemu działaniu dziedzica Wąsa, który spoliczkował ojca dziewczyny, co tak zdruzgotało pomawiającego, iż ten przyznał się do ukrycia córki.
Także w 1913 r. syn generał Niełojewa (podobnież był z niego utracjusz prowadzący hulaszczy tryb Życia) sprzedał Żydowskiemu przedsiębiorcy 600 mórg lasu, który został wycięty; Nowa Łąka zaczyna być zabudowywana, aż po Zabagnie.
Gdy w 1914 r. wybuchała I wojna światowa Rosjanom udało się wcielić do wojska raptem 3 rekrutów z Wolbromia, a i oni wnet wrócili do domów, bo nim dotarli do carskiego wojska, pod Jędrzejowem Austriacy wyparli Rosjan. Do Wolbromia austriacka kawaleria weszła 6 sierpnia 1914 r. Ludność miejscowa zapamiętała okupację austriacką jako znośna, lepszą od rosyjskiej, rozkwitał handel, zwłaszcza z Krakowem. Tyle, że ludzie stracili oszczędności w rublach, który Austriacy nie wymieniali na nową, wprowadzona przez siebie walutę. Pod koniec 1916 r. do okupujących Wolbrom Austriaków dołączyli Niemcy. Pierwsze, co zrobili, to nałożyli na kahał żydowski obowiązek mycia i szorowania ulic i chodników. Podobno po raz pierwszy w dziejach miasto było czyste. Żydzi odwołali się do władz Austriackich i z uwłaczającego im przymusu sprzątania zostali zwolnieni. Dość szybko w Wolbromiu powstała Polska Organizacja Wojskowa, która liczyła ok. 40 członków, a komendantem był Trzęsiński. Później członkowie wolbromskiego POW brali udział w rozbrajaniu żołnierzy państw zaborczych, które poprzedziło odzyskanie przez Polskę niepodległości. Pierwszym wójtem Wolbromia w wolnej Polsce był Plechowski. Podówczas Wolbrom był małą i biedną miejscowością.
Ciekawostka. Wyklęty ksiądz. W 1915 r., niedługo po wyświęceniu wikarym w Wolbromiu był ks. Andrzej Huszno (1892-1939), organizator „Polskiego Katolickiego Kościoła Narodowego”, Wydał kilka broszur i książek, w których domagał się zmian w ustroju Kościoła. Za swe poglądy suspendowany. Odwołał poglądy zawarte w broszurze „Syn człowieczy” (Kraków 1917) i wycofał ją ze sprzedaży. Wybrany przez Radę Narodową na proboszcza w Mstyczowie objął tę funkcję bez zgody kurii diecezjalnej. Z czasem zaczął działać na własną rękę (od 1917 r.). jako wywrotowiec spędził nawet 10 miesięcy w więzieniu. Zajmował się potem znachorstwem. W 1923 r. założył w Dąbrowie Górniczej samodzielną gminę religijną nazwaną Polskim Katolickim Kościołem Narodowym. Wydawał pismo Głos Ziemowida” („biblijnego Dawida zmienił na Ziemowida” – pisze Czesław Lechicki w PSB). „Głosił królestwo Boże na ziemi i reinkarnację dusz, szerzył wiarę „słowiańską” i Chrystusa przedstawiał jako „polskiego Jessie Lado”, odrzucając judeochrystianizm i krzyż zastępując swastyką”. Cieszył się sporym poważaniem wśród robotników Zagłębia, bo występował przeciwko kapitalistom. Prześladowany przez administrację poddał się jurysdykcji Cerkwi prawosławnej (1926 r.). Miał około 2 tys. wyznawców. Był to jedyny w historii przypadek, by Cerkiew zaaprobowała i przyjęła na swoje łono rzymskich katolików i pozwalała im na msze łacińskie. Następnie został administratorem Polskiego Kościoła Narodowego. W późniejszych latach wycofał się z życia religijnego, zajmował się znachorstwem. Przed śmiercią odwołał swoje poglądy i powrócił na łono Kościoła katolickiego. Zmarł w zapomnieniu. Jako ks. Kania występuje w powieści „Czarne skrzydła” Juliusza Kaden-Bandrowskiego.
W wyborach do Sejmu Ustawodawczego w lutym 1919 r. posłem został Bolesław Koźlicki (Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie”), mieszkaniec Wolbromia, właściciel młyna i tartaku. W kraju panował kryzys. Płace spadały. Ludzie tracili pracę. Wynagrodzenia w wolbromskiej fabryce Westena – z racji inflacji – traciły na wartości.
W wojnie 1920 r. zginęło 17 mieszkańców gminy Wolbrom.
W 1921 r. Wolbrom liczy 8324 mieszkańców. W latach 1923-24 rozbudowana zostaje Fabryka Wyrobów Gumowych. Kolejna rozbudowa fabryki miała miejsce po 1927 r. Cech szewski – najliczniejsza grupa wolbromskich rzemieślników – w 1924 r. ufundował na rynku pomnik Jana Kilińskiego, bohaterskiego szewca warszawskiego z czasów insurekcji kościuszkowskiej. W 1926 r. w ramach reformy rolnej dokonano parcelacji gruntów dworskich rodziny Nowakowskich.
Pomnik Kilińskiego w Wolbromiu, pocztówka z PRL-u
Rok 1930 zapisał się w dziejach Wolbromia przywróceniem mu praw miejskich. Pierwszy Tymczasowy Zarząd Miejski mieścił się w domu Ludwika Kallisty przy ul. Krakowskiej. Tymczasowym kierownikiem Zarządu Miejskiego mianowany został przez Starostwo Powiatowe urzędnik tegoż Kazimierz Piotrowski. W 1933 na stanowisku zastąpił go Ludwik Kallista, a jego zastępcą został mgr farmacji Henryk Rozenbaum.
W roku 1931 na sześć tygodni zamknięta została Fabryka Wyrobów Gumowych, wg dyrekcji ze względu na brak zamówień, wedle niektórych na skutek działalności działaczy robotniczych. W latach 30. poza „Gumą” działała jeszcze Garbarnia Landaua przy ul. Krakowskiej, a w większości domów produkowano buty, z czego Wolbrom był znany w całej okolicy (na mieszkańców mówiono „Szpilorki” od nazwy gwoździków do obuwia). Miasto było skomunikowane z zagłębiem Dąbrowskim (dwa autobusy garażowały nawet w Wolbromiu).
1 września 1939 r. na Wolbromiem pojawiły się niemieckie samoloty zwiadowcze. Już na miesiąc przed wojną w Wolbromiu kopano rowy i okopy. 3 września 1939 r. miasto zajęli Niemcy. Komendantem mianowali Harera, byłego urzędnika z Fabryki Gumy, który był Niemcem. I to Harer wytypował na burmistrz miasta ks. Chwistka, a na sekretarza Ludwika Pogłódka. Nowy zarząd, zresztą dość sprawny w sprawach aprowizacyjnych, urzędował tylko kilka tygodni, bo w tym czasie wrócili do Wolbromia burmistrz Ludwik Kallista i sekretarz Władysław Haberka. W większości do urzędów, na pocztę i do Granatowej Policji wrócili dawni pracownicy. Ci ostatni niechlubnie się zapisali przy likwidacji getta żydowskiego, a nawet zdarzyło się, że dwóch funkcjonariuszy zastrzeliło podczas pościgu handlarzy mąką. Pierwsze większe aresztowania miały miejsce 15 października 1939 r.: Antoni Staszkiewicz, Jan Bijakowski – sędzia Sądu Grodezkiego, Józef Kołodziejczyk, Urban – naczelnik poczty i jeszcze sześć osób narodowości polskiej (m.in. rejent Łoziński, sklepikarz Ścisłowski), oraz 13 Żydów, z Henrykiem Rozenbaumem i Moszkiem Wajngartenem na czele. Wszyscy zostali zwolnieni po trzech tygodniach gnębienia, tortur i straszenia rozstrzelaniem.
Późniejszy biskup. Od 1942 r. uczniem Szkoły Handlowej w Wolbromiu był urodzony w 1928 r. w Sułoszowej Miłosław Jan Kołodziejczyk, późniejszy biskup.
W roku, w którym wybuchła II woja światowa Wolbrom liczył 10269 mieszkańców.
Żydzi wolbromscy
Początki osadnictwa żydowskiego w Wolbromiu to XVII wiek (pierwsza wzmianka o bytności ich w tym mieście to 1661 r., ale prawdopodobnie mieszkali tu już wcześniej). W 1787 r. stanowili już jedną czwarta mieszkańców (191 osób). W 1790 r. zmarł pierwszy znany rabin z Wolbromia, Menachem Nachum Ben Rabbi Bienjamin (na krakowskim kirkucie Remu zachował się jego kamienny nagrobek). Znanym rabinem z Wolbromia był zmarły w 1864 r. wówczas 90 letni Haim Kamiński, którego książka „Zichron Haim” ukazała się w 188 r. w warszawie. Z kolei w 1908 r. w Piotrkowie wydano książkę „Ohel Mosze” autorstwa jeszcze bardziej znanego wolbromskiego rabina, Mosze Weinberga. W przedwojennym Wolbromiu Żydzi stanowili poważną siłę polityczną i np. w pierwszych po odzyskaniu praw miejskich wyborach do rady (w 1931 r.) na 9 list wyborczych aż 5 wystawili Żydzi. Zwyciężyła chadecja (8 mandatów), narodowcy 2, PPS – 1, a organizacje i partie żydowskie – 13. Henryk Rozenbaum został wiceburmistrzem. W mieście działały prężnie żydowskie organizacje młodzieżowe, kulturalne, sportowe i polityczne (w tym liczne syjonistyczne). W 1939 r. Wolbrom liczył 10 269 mieszkańców, z czego grubo ponad połowę stanowili Żydzi. Nie dziwi więc, że stanowili w mieście siłę i częściowo dzierżyli w nim władzę. II wojna światowa przyniosła zagładę tej licznej społeczności. Niemcy utworzyli w mieście w 1941 r. getto, liczące ok. 8 tysięcy ludzi, które zlikwidowano już w następnym roku. Na przełomie 1941-42 roku pojawił się w mieście prawdziwy kat wolbromskich Żydów, komendant żandarmerii Eduard Baumgarten, zwyrodnialec przypominający Amona Goetha, komendanta obozu w Płaszowie. Baumgarten zamordował dziesiątki osób i jeszcze żądał od Judenratu (administracji żydowskiej), by mu zwracano „koszty” kuli i fundowano butelkę wódki za każdego zabitego. We wrześniu 1942 r. policja niemiecka i stacjonujący w Wolbromiu kolaboranci ukraińscy spędzili Żydów z getta na stację kolejowa, gdzie odbyła się selekcja. Około 600 ludzi, głównie starych, ale także chorych i osłabionych zostało rozstrzelanych przez Niemców w lesie pod Wolbromiem i pochowanych w zbiorowych mogiłach. Większość pozostałych na stacji Izraelitów zostało wywiezionych do obozu śmierci w Bełżcu. Tylko kilkuset młodych mężczyzn nie podzieliło ich losu – trafili do obozów pracy. Do 1944 r. na cmentarzu żydowskim w Wolbromku okupanci rozstrzelali jeszcze ok. 400 Żydów, którzy ukrywali się w mieście i jego okolicy, i których Niemcy złapali m.in. na skutek denuncjacji.
Relacja Benjamina Katza z książki „Wolbrom irenu” („Nasze miasto Wolbrom”), pod red. M. Geshuri (Brucknera), wydana w Tel Awiwie w 1962 r.: „Piątek, 5 września 1942 r. Kilka dni wcześniej miechowscy Żydzi zostali zabici i już wiedzieliśmy, że wolbromscy Żydzi będą następni. Wspólnota bez mała dziewięciu tysięcy ludzi wiedziała, że za chwilę zostaną starci z powierzchni ziemi w najbardziej okrutny i przerażający sposób… Miasto otoczone zostało pierścieniem setek polskich policjantów, strażaków i zwykłych Polaków, którzy chcieli pomóc uczynić Wolbrom wolnym od Żydów. Zapewnili, że nikt nie zdoła opuścić miasta. Niektórzy Żydzi próbowali przedrzeć się przez łańcuch strażników i uciec, ale większość została zastrzelona i zabita… Następnego dnia wcześnie rano zaczęli wyciągać Żydów z domów i gromadzić ich na centralnym placu – rynku. Początkowo Żydzi odmawiali wyjścia o woleli umrzeć na miejscu. Wiadomo, że wielu umarło heroiczną śmiercią, przykryci swymi modlitewnymi szalami… W ciągu dwóch do trzech godzin większość Żydów została zebrana na placu, który został szczelnie wypełniony ludźmi. (…) Przygotowano kilka końskich zaprzęgów i starcom oraz słabym, którzy nie mogli pójść na stację kolejową, kazano na nie wsiąść. Żydzi na wozach zostali zabrani prosto do lasu za cmentarzem, gdzie kazano im się rozebrać i gdzie ich zastrzelono… (…) Następnego dnia, w niedzielę zaczęli siłą rozdzielać rodziny. Młodzi mężczyźni ustawieni zostali po jednej stronie… Wielu ludzi odmówiło rozdzielenia z rodzinami, choć mogli siebie ocalić, przynajmniej na jakiś czas. Wielu próbowało zabrać starego ojca lub młodszego brata do obozu pracy. (…) Gdy tylko nadjechał pociąg, wszyscy zaczęliśmy spontanicznie krzyczeć – kobiety, starcy i dzieci z jednej strony, a mężczyźni z drugiej. Wszyscy wiedzieliśmy, że zaraz odjedziemy na zawsze i nigdy już się nie zobaczymy ponownie. Wiedzieliśmy co nas czekało…”.
Rodzina Janowskich z Wolbromia
Losy Mosze Janowskiego, jednego z ocalałych z Holokaustu
Rodzice: Dawid Janowski, ojciec Mosze, urodził się w 1901 w Wolbromiu, (koło Krakowa), jego rodzicami byli Baruch i Rivka. Baruch, który był ortodoksyjnym Żydem, był całkiem bogatym kupcem w Wolbromiu. Posiadał trzy piętrowy dom przy rynku. Jego liczna rodzina (rodzice i osiemnaścioro dzieci) mieszkali na górnym piętrze. Na pozostałych piętrach znajdował się jego sklep i magazyny. Baruch sprzedawał szeroki asortyment towarów w swoich sklepach, jak meble, artykuły spożywcze, warzywa, owoce, ubrania, obuwie, itp. W każdy czwartek Baruch wzywał wszystkich swoich synów do pomocy, gdyż był to „dzień targowy” i wielu klientów robiło wtedy zakupy. Mosze pamięta, że w latach przedwojennych przy wejściu do sklepu dziadka zazwyczaj stał polski antysemita (prawdopodobnie z Endecji), który się starał przekonać klientów gojów, by nie kupowali u Żyda. W 1922 Dawid Janowski ożenił się z Anną Hagerman. Anna urodziła się w 1905 w Żarnowcu. Jej ojciec, a dziadek Mosze, pełnił urząd rabina w Żarnowcu. Został zamordowany w 1942 przez polskich chuliganów, którzy bez powodu zdzielili go łopata w głowę, na oczach jego wnuka Mosze. Było to w dniu wielkiej akcji z września 1942, gdy Żydów z okolicznych miejscowości (łącznie z Żarnowcem) wysłano do Wolbromia, by następnie ich deportować do obozów zagłady. Dziadek Mosze znalazł się między nimi. W 1926 Dawid uruchomił własną fabrykę papieru. Fabryka znajdowała się w Bielsku-Białej [w województwie śląskim] i Dawid codziennie tam dojeżdżał z Wolbromia. Gdy Niemcy wkroczyli do miasta zakończyło się normalne życie dla Żydów, łącznie z pracą, interesami, szkołą itp. Natomiast przemoc i prześladowania stały się częścią ich codzienności. Musieli się wyprowadzić z mieszkania usytuowanego z frontu budynku, którego okna wychodziły na rynek, do mieszkania na tyłach tej samej kamienicy, która była własnością Dawida. Dawid kupił ten dom pięć lat wcześniej, jego rodzina mieszkała na parterze, a pierwsze i drugie piętro zostały wynajęte innym rodzinom. Dawid Janowski dalej prowadził swoja fabrykę w Bielsku-Białej dla Niemców, i pod ich nadzorem, do 1942. Podczas dwóch akcji we wrześniu i listopadzie 1942, cała społeczność żydowska Wolbromia została wyeliminowana. Dawid, który przewidział nadchodzącą katastrofę, przygotował niewielki bunkier w piwnicy ich domu, który wyposażył w zapas jedzenia na dwa lata i zaplecze. Miał zamiar ukryć tam rodziców, żonę i dzieci. Gdy ogłoszono, że wszyscy Żydzi mają się stawić następnego dnia rano na rynku, Dawid uciekł z miasta i ukrył się w lesie, zamierzając później wrócić by zająć się rodziną schowaną w bunkrze. Mosze, który był młody i miał zawód, został zabrany przez Niemców do przymusowej pracy, natomiast pozostali członkowie rodziny nie przeżyli. Mosze sadzi, że polski policjant, który wynajmował mieszkanie w ich kamienicy, doniósł Niemcom o bunkrze, albo nawet sam zamordował jego rodzinę. Dawidowi udało się pozostać przez jakiś czas na wolności, prawdopodobnie przez ponad rok, a nawet pomóc synowi. W końcu został aresztowany i wysłany do obozu koncentracyjnego, gdzie zmarł kilka dni po wyzwoleniu. Po jego wyjeździe w 1942, Mosze nie zobaczył już więcej żadnego członka rodziny.
Mosze Janowski urodził się w Wolbromiu 15 lutego 1924. Miał jednego brata, Aleksandra, który był o sześć lat młodszy. W wieku pięciu lat Mosze poszedł do polskiej szkoły powszechnej. Ukończył szóstą klasę i kontynuował naukę w „Ort” (szkoła i internat) w Rzeszowie przez kolejne trzy lata, aż do 1939. To właśnie tam nauczył się grawerstwa, fachu, który później uratował mu życie. Jak wspomniano powyżej, podczas wielkiej akcji z 5 września, Mosze został zabrany wraz z tysiącem innych Żydów za miasto, na opuszczoną działkę w pobliżu stacji kolejowej. Niemcy przeprowadzili tam selekcję. Gdy okazało się, że Mosze jest grawerem wysłano go do obozu przymusowej pracy do Rzeszowa, który założono przy fabryce produkującej silniki do samolotów. Mosze ma dwa ważne wspomnienia z tego okresu. Pierwsze dotyczy wiadomości, którą otrzymał prawdopodobnie w 1943 od ojca, który ukrywał się w Katowicach. W liście ojciec pisał, że jeśli Mosze może kogoś wysłać by się z nim spotkał, przekaże mu „dobre rzeczy”. Kurierem był młody Polak, który również pracował przymusowo tak jak Mosze, ale nie był więźniem. Dawidowi udało się przemycić do Mosze dużą sumę pieniędzy (w monetach) w butach i klopsie, które przekazał polskiemu robotnikowi. Za te pieniądze Mosze mógł kupić żywność i pomogły mu one przeżyć obóz. Kolejne wspomnienie dotyczy niemieckiego majstra, który był jego zwierzchnikiem i który, w sekrecie, dawał mu często kromki chleba i kiełbasę. Nazywał się Hoffman. Wiele lat po wojnie Mosze odnalazł go w Niemczech w Stuttgarcie i wręczył mu prezent na bardzo poruszającym spotkaniu.
Wolbrom 1910-15 Nakładem B. Janowskiego, Handel w Wolbromiu
Mosze przebywał w obozie przez mniej więcej dwa lata, aż do czasu gdy Armia Czerwona dotarła w pobliże i Niemcy przenieśli fabrykę do Francji w 1944. Wszyscy robotnicy przymusowi zostali wysłani do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück w Niemczech. Zostali zatrudnieni w pobliskiej fabryce, która produkowała dwutonowe bomby samolotowe. Zostali tam do kwietnia 1945. Następnie, gdy Armia Czerwona zaczęła się zbliżać, Niemcy zagonili ich do pociągu, z zamiarem wywiezienia ich nad Bałtyk, wsadzenia na statek, który następnie miał zostać zatopiony na pełnym morzu. Na szczęście pociąg został zatrzymany przez atak alianckich samolotów, a więźniów zabrano do pobliskiego obozu dla rosyjskich jeńców wojennych, gdzie znaleźli ciała tysięcy żołnierzy leżące na ziemi. Kilkaset Rosjan wciąż żyło, Obóz znajdował się w pobliżu Ludwigslust, na Pomorzu i został wyzwolony 1 maja 1945 roku przez armię amerykańska. Kilka tygodni po wyzwoleniu, gdy Mosze doszedł do siebie, zaczął szukać swojej rodziny. Dotarł do Bergen-Belsen, gdzie poznał Fellę Blumenstein, kobietę z Wolbromia w jego wieku, która przeżyła obóz. Przebywała w tym czasie w obozie dla wysiedleńców (obóz założony przez Brytyjczyków dla wysiedleńców i prowadzony przez Joint) w Bergen-Belsen. Z Fellą były jeszcze dwie kobiety, które również przeżyły hitlerowskie obozy. Jedną z nich była Shoshanna (Wisogorcka), przyszła żona Mosze. Pod koniec 1945 roku przeniesiono ich do innego obozu prowadzonego przez Joint, w pobliżu Leipheim, miasta w okręgu Günzburg w Bawarii, w Niemczech. Mieszkali w tym obozie przez trzy lata. Mosze został zatrudniony jako szef ochrony w obozie i dowodził grupą 20-30 osób. Dzięki stanowisku poprawiły się jego warunki życiowe w obozie . Mosze i Shoshanna pobrali się w 1947 a w 1948 urodził się ich pierwszy syn, Dawid. Na początku 1949 postanowili wyemigrować do Izraela. Dotarli tam w marcu 1949 na statku „Modika”. Prze pewien czas (około roku) rodzina mieszkała w Netanji, w namiocie. Mosze szybko znalazł pracę w Izraelskim Lotnictwie w swoim zawodzie (grawer). W 1951 przeprowadzili się do nowego mieszkania w Ness Ziona, gdyż miejsce to było położone w pobliżu bazy wojskowej, w której Mosze pracował. W 1951 Mosze wstąpił do policji i służył w niej aż do emerytury w 1980. Uzyskał stopień porucznika policji i był komendantem miejscowego posterunku w Rehovot. W 1952 urodziła się jego córka Sara. Sara jest nauczycielką; mieszka w Caesarea i ma dwie córki, o imionach Hilla i Meirav. David ożenił się z Tiki i mają dwóch synów, Tala i Roya. David prowadzi sklep z oponami i zakład wulkanizacyjny w Rehovot. Mieszka z rodziną w Tel Awiwie. Mosze wciąż pracuje w zakładzie syna. (Streszczenie wywiadu przeprowadzonego w języku hebrajskim, który miał miejsce w Izraelu, jako część programu Polskie Korzenie w ramach projektu Izrael).
Wojna ma to do siebie, że nikt nie zna dnia ani godziny. Podczas II wojny szczególnie odnosiło się to do Żydów. Stefan Zabczyński, komendant OSP Olkusz, wspominał w 1992 r.: „Będąc u lekarza dentysty w Wolbromiu w czasie zabiegu dentystycznego wchodzi do gabinetu żona lekarza i jego córka by się pożegnać jak gdyby wychodziły na śmierć. Po ich wyjściu pozwoliłem sobie na uwagę, czy pani doktorowa gdzieś wyjeżdża? Dostałem odpowiedź, że nie, idzie tylko do sklepu w rynku, ale nie wiadomo czy wróci”.
Na cmentarzu w Krzykawce (gm. Bolesław, ale nominalnie kirkut ten używali Żydzi Gminy w Sławkowie) leży Jochym Grosfeld, żonaty, ur. 6. 02. 1887 r. w Wolbromiu, syn Moszka i Marii z domu Katz. Został tam pochowany na początku II wojny światowej, bo zginął 6 września 1939 r. zastrzelony przez Niemców pod Sławkowem. Mieszkał Jochym Grosfeld w jednym z zagłębiowskich miast, a znalazł się w Sławkowie bo próbował uciec przed Niemcami.
Ocalali Żydzi (wojnę przeżyło ok. 300 osób) nie zapomnieli o Wolbromiu. „Zbyt kochane i zbyt urokliwe było to nasze miasto – Wolbrom” – pisał Abraham Starka we wspomnianej już księdze pamięci Żydów wolbromskich w 1962 r. „W mieście oddychało się zdrowym powietrzem okolicznych lasów, rodziło się, wzrastało, z mlekiem matki wysysając wszystkie sekrety żydowskości, wszelkie niuanse i subtelności pisanej i mówionej Tory, wraz z głęboką wiarą w wielkim zadziwieniu, że „i tak będzie aż po kres czasów” – pisał dalej. Wiemy, że ten kres przyszedł szybko, bardzo szybko. Dalej Abraham Starko pisze o szatańskim hitleryzmie, który to żydowskie miasteczko unicestwił „Przy aktywnym i biernym wsparciu przeważającej większości pobliskich polskich sąsiadów”. Te słowa bolą, ale musimy je zrozumieć. Żydzi wiedzą doskonale, że Holokaust to niemiecki wynalazek, ale nie mogą zapomnieć winy zaniechania polskich sąsiadów. Kiedyś czytałem wspomina ocalałych Żydów, którzy nie mogli zrozumieć, że ich polscy sąsiedzi, często bliscy im ludzie, odmawiali im w trudnej chwili nawet szklanki wody. Wiadomo, że za pomoc Żydom w okupowanej Polsce groziła kara śmierci i często byłą stosowana (przypadki zamordowania całych rodzin za ukrywanie Żydów znamy również z Ziemi Olkuskiej, z Pilicy -Biskupic i Wierbki). Tym większa zasługa tych, którzy się nie lękali, jak ów anonimowy człowiek, który wszedł na rynek i naprawił zatkaną pompę, czym zapewne uratował (niestety, nie na długo) wielu ze spędzonych tam i umierających z pragnienia Żydów. Wolbrom ma też swoją stronę Sprawiedliwą Wśród Narodów Świata, Kazimierę Strzałkę. A takich, jak ona, było jeszcze kilku, Ireneusz Cieślik i Krzysztof Kocjan, autorzy pracy „Wolbromscy Żydzi” podają dwie kolejne osoby: Edka Słotę, który ukrywał Benjamina Katza i Stacha Pacię, który ukrywał aż cztery osoby. Ocalał też Baruch Spłowacz z córką i dwoma wnukami, ukrywany przez polskiego przyjaciela, którego nazwiska nie znamy. Do ocalonych należy również Felix Mitelman, urodzony w 1940 r. w Wolbromiu, zamieszkały w Szwecji, wybitny naukowiec, badacz genetycznych przyczyn powstawania nowotworów, który w 1991 r. został pierwszym w historii Wolbromia Honorowym Obywatelem miasta.
Ostatnie lata okupacji. Po burmistrzu Kalliście kolejnym burmistrzem został Władysław Majewski, b. burmistrz Olkusza, który znał się dobrze z niemieckim landratem (starostą) Grollem; ponoć uczyli się razem w Lipsku. 14 X 1943 r. Niemcy zorganizowali w Wolbromiu akcję pacyfikacyjną, podczas której mężczyźni klęczeli na rynku, a kobiety były zamknięte w kościele. Zginęło tego dnia siedem osób: murarz Sokołowski, Kokoszka, pani Gaikowa, Wojciech Haberka z Dłużca, Skorupka z Kąpiel, Wojciech Ciepioł z Łobzowa i rolnik z Jangrota. 26 stycznia 1944 r. przy ul. Ligockiej Niemcy rozstrzelali 20 zakładników. Rozstrzelani zostali: Jan Barczyk Jan Kotnis, Józef Kotnis, Piotr Mendak, Ludwik Milewski, Stanisław Radosz, Ignacy Rozlach, Antoni Rozlach, Władysław Rozlach, Józef Zając i jeszcze osiem nieznanych z nazwiska osób. Oobecnie ulica Ligocka zwie się 20-tu Straconych.
Nocą, 25 lipca 1944 r. batalion „Surowiec” dowodzony przez Gerarda Woźnicę „Hardego” mimo obecności w Wolbromiu trzykrotnie silniejszego garnizonu niemieckiego opanował miasto i opróżnił tutejsze magazyny żywności oraz zaopatrzenia. Stoczono też bitwę z niemiecką kolumna motorową, która chciała przejechać przez Wolbrom, ale nie mogła tego uczynić przez całą noc, bo została powstrzymana przez partyzantów.
Początek 1945 r. to przemarsz wojsk, który spowodował duże straty w zabudowie, tak mieszkalnej, jak i przemysłowej. 17 stycznia 1945 r. do Wolbromia weszły wojska radzieckie.
Po 1945 r. Od chwili wyzwolenia tych terenów, do więzienia w Wolbromiu trafiali niepewni politycznie „obywatele”. Szczególny parol ludowa władza zagięła na przedstawicieli ziemiaństwa. Los więźnia spotkał m.in. Ludwika Popiela ze Ściborzyc, Annę Moes z Udorza i Annę Goc z Rzeplina. W 1946 r. Wolbrom miał 5437 mieszkańców. W dwa lata później zaczęto budowę ulic po północnej stronie torów kolejowych (ul. Garbarska). W 1949 r. zgodnie z duchem czasów pozmieniano nazwy ulic: ul. Miechowską zastąpiła Armia Czerwona, ul. Polną zwano odtąd Wyzwolenia, Bóżniczą – Krótką, a ul. Pierackiego (przedwojenny minister zabity przez nacjonalistów ukraińskich) zamieniono na 1 Maja.
Ks. Piotr Oborski (arch. PO)
Przez kilka powojennych lat w okolicznych lasach działał nieliczna partyzantka, walcząca z narzuconym przez Rosjan systemem.
W 1950 r. wybuchła tzw. sprawa wolbromska. Wtedy to aresztowano członków organizacji zwanej Armią Podziemną lub Armią Polską oraz dwóch księży miejscowej parafii: proboszcza dr Piotra Oborskiego i wikarego Zbigniewa Gadomskiego. Armia Podziemna, w której składzie byli głównie mieszkańcy Wolbromia, sprzeciwiała się nowe władzy; jej członkowie napadali na funkcjonariuszy komunistycznych, okradali sklepy, ale najbardziej głośną była sprawa wolbromskiego Pawki Morozowa, czyli likwidacja w grudniu 1949 r. 14-letniego Waldka Grabińskiego. Wyrok śmierci na nim wykonali jego trzej koledzy. Ponoć prosiła o to matka chłopca, Maria Grabińska, bo syn miał grozić, że wyda organizację milicji, a działał w niej także jej drugi syn. W wyniku wielomiesięcznego śledztwa 10 osób z Wolbromia stanęło przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Krakowie. W kolejnych miesiącach odbywał się następne sprawy „procesu wolbromskiego”. Krakowski sąd skazał trzech oskarżonych na karę śmierci, 5 osób otrzymało dożywocie, a aż 46 karę pozbawienia wolności do lat 15. Proboszcz Piotr Oborski, któremu postawiono zarzut podżegania do zabójstwa czternastoletniego chłopca skazany został na karę dożywocia. I kara ta bardzo szybko stała się faktem, gdyż już po roku wolbromski proboszcz zmarł w ciężkim więzieniu w Rawiczu. Po rozbiciu oddziału i głośnym procesie Wolbrom popadł w niełaskę. Na podstawie ubeckich materiałów z toczącego się w Krakowie procesu wybitny pisarz, wówczas już piewca komunizmu, Tadeusz Borowski, napisał niedokończone opowiadanie: „Dysputy księdza dobrodzieja”, a wieloletni agent UB i SB literat Kazimierz Koźniewski upichcił nawet całą powieść na kanwie wydarzeń wolbromskich pt. „Biała plebania”. W styczniu 1951 r. „proces wolbromski” był jednym z pretekstów do aresztowania, a następnie – po dwóch latach uwięzienia i tortur – procesu biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka. Ks. Piotr Oborski został zrehabilitowany 23 kwietnia 2013 r. Rehabilitacji doczekał się także ks. Zbigniew Gadomski.
Jeszcze w pocz. lat 50-tych stała zrujnowana synagoga, okazały budynek rozebrano jednak i jedynym żydowskim budynkiem publicznym, jaki się ostał, jest dawny cheder (szkoła).
Rok 1951 to powstanie Cechu Rzemiosł Różnych (sekcje szewska i metalowa). Dwa lata potem w mieście działało 77 warsztatów rzemieślniczych i punktów usługowych. Od 1960 r. targ przeniesiono z rynku na ul. Świerczewskiego. Wolbrom w następnym roku liczył 6697 mieszkańców, a powierzchnia miasta 9,3 km2..
W latach 50. i 60. zbudowano osiedle zakładowe Zakładów Przemysłu Gumowego przy ul. Armii Czerwonej. W 1959 r. rozpoczęła się budowa miejskich wodociągów, a w 1962 kanalizacji.
Czerwiec 1956 r. Akurat w trakcie wydarzeń poznańskich na wycieczce w tym mieście byli pracownicy wolbromskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej. Jeden z nich, pochodzący ze Skały Sylwester Boroń, zginął w Poznaniu, ponoć biorąc czynny udział w walkach. Jego grób znajduje się w Skale. Zdjęcia z wycieczki w zbiorach Muzeum Regionalnego PTTK w Olkuszu.
Machejek o Wolbromiu. W „Życiu Literackim” (nr 5), który ukazał się 3 lutego 1957 r. znalazł się sążnisty felieton największego grafomana w dziejach literatury polskiej Władysława Machejka, w którym ten znany demagog odmalował atmosferę w Wolbromiu popaździernikowym. Machejek, odwiedzający Wolbrom w ramach kampanii wyborczej do Sejmu, opisuje atmosferę spotkania. Nie ukrywa, że zgromadzeni w większości są do niego nastawieni negatywnie. Sam pozwala sobie m.in. na takie uwagi: „W Wolbromiu miały miejsce nożownicze i zgoła złodziejskie wystąpienia po przełomie październikowym. W małym miasteczku podpadającym w dużej części wpływom kołtuństwa nie znajdę za dużo zwolenników. Ich interpretacja VIII Plenum nastawia się na szukanie w uchwałach Partii i w intencjach przełomu kierunku sklepikarskiego”. Kapitalny jest dialog gadającego o gospodarczych sześciolatkach i drobnej wytwórczości Machejka z obywatelami, którzy postanowili partyjnego literata ustawić:
– Może by tak o b y w a t e l wyjął rękę z kieszeni – zagadnął mężczyzna z pierwszego rzędu krzeseł, papieros w jego ustach przerzucił się z kącika w drugi kącik.
Zaczyna się – pomyślałem i ciągnąłem dalej:
– Ostatnimi miesiącami rozlegały się coraz niecierpliwiej dzwonki alarmowe… Przełom październikowy, przeprowadzony przez czołowe siły narodu pokierowane przez Partię, na której czele znów stanął Gomułka – ów rewolucyjny przełom październikowy wynikł nie tylko z dążeń do rozszerzenia swobód politycznych…
– Może by jednak o b y w a t e l wyjął rękę z kieszeni…
Popatrzyłem na przewodniczącego, licząc, że skarci ten wyskok. Ale nic… Twarz jego była rozmarzona, uśmiechnięta po raz pierwszy od chwili mojego tu przybycia. Zdawałoby się, że jakiś tajemniczy balsam spływa na jego serce.
– Czy o b y w a t e l o w i przeszkadza moja ręka w kieszeni?
O b y w a t e l znów przerzucił papierosa z kącika w kącik.
– Przeszkadza.
– Nie szkodzi. Idźmy dalej:
„Robotnik, chłop, inteligent włożyli w budowę fundamentów socjalizmu zbyt dużo potu, wyrzeczeń i zapału, żeby wreszcie nie zapragnąć owoców z socjalizmu dla siebie, a nie dla samej ojczyzny. Chcieliby uczynić ten socjalizm swoją własnością, którą by się polubiło pełnym sercem. Stąd wynikło dążenie do zbudowania polskiego modelu socjalizmu”.
– Może by jednak o b y w a t e l wyjął rękę z kieszeni…
Pomyślałem: on daje sali niejako znaki porozumiewawcze. Nawiązuje do rzekomej mojej pracy w UB. Czym prędzej odpaliłem:
– W której kieszeni trzymam rękę?
– W lewej.
– No właśnie. O b y w a t e l nie wie, że w lewej kieszeni nie nosi się rewolweru?
Zobaczyłem błysk ni to zaskoczenia, ni to podziwu w wielu oczach. Westchnąłem. Może już teraz bezpiecznie dokończę”.
Dalej opowiada Machejek o pacyfikacji Poręby Dzierżnej.
W latach 1961-63 wybudowano w Wolbromiu Liceum Ogólnokształcące oraz Szkołę Podstawową tzw. Tysiąclatkę. Przełom lat 60. i 70. to czas budowy osiedla mieszkaniowego im. XX- lecia oraz wzniesienie gmachu Urzędu Miasta (lata 70.). Lata 80. to z kolei budowa przychodni miejskiej i budowa osiedla mieszkaniowego po południowej stronie ul. Armii Czerwonej.
„Rozumek” i Wojciech Biały
Żeglarz bez patentu. 18 grudnia 1972 r. z portu w Kapsztadzie w ostatni rejs wypłynęła żaglówka „Rozumek”. Co to ma wspólnego z Wolbromiem? Ano to, że jedynym uczestnikiem tego rejsu był Wojtek Biały, wówczas liczący lat 31 śmiały żeglarz, który urodził się właśnie w Wolbromiu i w tym mieście zdał w 1958 r. maturę. Na czym polegał jego wyczyn? Ano na tym , że Rozumek nie był de facto żaglówką, ale przerobioną szalupą ratunkową. Biały zaś nie był z wykształcenia żeglarzem. Wprawdzie po maturze zdał do Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni, nawet brał udział w rejsie kandydackim na „Darze Pomorza”, ale nie spodobały mu się stosunki na pokładzie i dryl, więc zrezygnował. Potem studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. O morzu i pływaniu jednak nie zapomniał. W 1967 r. wraz z doświadczonym żeglarzem Jurkiem Tarasiewiczem sprowadzili do Krakowa szalupę ze statku „Generał Bem”. W ośmiometrowej łodzi zamontowali dwa maszty, pokład, uszyli żagle, i wysłali „żaglówkę”: koleją nad Adriatyk. Zapomnieli pokazać jacht inspektorom z Polskiego Związku Żeglarskiego i Urzędu Morskiego, zapewne bojąc się, że ci nie dopuszczą go do pływania. Tym bardziej, że ambitnie zaplanowali popłynąć dookoła świata. W czwórkę, bo na jacht zamustrowały jeszcze dwie koleżanki, płynęli po Morzu Śródziemnym. W Palma del Mallorca z pokładu zszedł Tarasewicz z jedną z koleżanek, tym samym żaglówka straciła kapitana, bo Biały patentu nie miał. W początkach lutego z koleżanką Ewą dopływa Biały do Gibraltaru. Tu żaglówka przechodzi 3-miesięczny remont. W końcu maja wypływa w rejs wzdłuż Afryki. Cumują w kolejnych portach, jakby nigdzie im się nie spieszyło, bo pewnie tak właśnie było. W Monrowii czyli stolicy Liberii znudzona i zmęczona podróżą schodzi z pokładu Ewa. Biały ani myśli zawracać. Znajduje na jej miejsce inną chętną, polską dziennikarkę Magdę Fertag, która jest doskonale obeznana w miejscowych układach. To się przydaje jachtowi i jego „kapitanowi”. Wojtek z Magdą postanawiają przepłynąć Atlantyk. Przypomnijmy, Biały nie miał patentu, a szalupa papierów na pływanie. Przeprawiają się na drugą stronę oceanu w długie 13 tygodni. Magda ma jednak dość i rezygnuje z dalszego rejsu w Rio de Janeiro, gdzie dopływają w maju 1969 r. Dzielny żeglarz, bo dokonał przecież wyczynu, zwrócił się do PZŻ o patent, ale mu odmówiono. Dziennikarz Jacek Sypień tłumaczy odmowę tym, że Biały „pokazał, że można dokonać nie lada wyczynu nie oglądając się na oficjalne błogosławieństwo władz żeglarskich, partyjnych i państwowych, dla których najważniejsze było, żeby w „papierach się wszystko zgadzało”. Poza tym nagłaśnianie wyprawy Białego, który finansował ją z własnych środków stawiało pod znakiem zapytania oficjalne, bardzo kosztowne wyprawy żeglarskie organizowane przez PZŻ”. W Brazylii trochę pomagała mu miejscowa Polonia, znalazł też chętnego do zamustrowania,
Południowafrykańczyka Johna Drydena. Podczas rejsu do Kapsztadu „Rozumek” stracił „część blachy miedzowej z poszycia dna (z obu burt)” – jak pisał Biały w liście do „Żagli”. Przydarzył się też wypadek, za który Białemu należały się co najmniej dwa patenty kapitańskie; podczas sztormu wypadł za burtę Dryden, a Polak, wykonał manewr podejścia do tonącego na szalupie, „chodzącej pod wiatr gorzej od rejowców” pisali A. Kaszowski, Z. Urbanyi. „Ciekawe, czy potrafili by to zrobić „kapitanowie żeglugi biurowej” z PZŻ, pisze z sarkazmem Sypień. W Kapsztadzie ogłoszono go bohaterem, uznając, że Rozumek był pierwszą bezbalastową łodzią, która wpłynęła do tego portu od Zachodu. Ale tu Biały utknął. Zamustrował jako oficer na statku kursującym między Kapsztadem a Durbanem. Minęły trzy lata, podczas których jego jacht, zapomniany, niszczał w porcie. W początkach 1972 r. w takim stanie zastał go opływający glob na „Polonezie” kapitan Krzysztof Baranowski. W książce, relacji z podróży, napisał Baranowski, że jedyne, co świadczyło, że „ten wrak był kiedyś dla kogoś domem i statkiem, to na wpół zgniły materac podwinięty na rozbitej koi, by nie dosięgała go woda”. Baranowski usłyszał wtedy od Białego, że ten planuje „Rozumka” trochę podmalować i popłynąć nim do Australii. Biały musiał opuścić RPA, bo kończyła mu się wiza. Szkoda, że nie udał się do Polski, do rodziny, która w PRL-u zostawił. Właśnie 18 grudnia 1972 r. wypłynął w rejs, z którego już nigdy nie powrócił. Ostatni rejs „Rozumkiem” okazał się bezrozumny. Na zdjęciu w książce „Polskie jachty na ocenach” widzimy Wojciecha Białego, jak coś notuje siedząc za sterem „Rozumka”; młody, mocno zbudowany mężczyzna, z brodą, jaka przystoi wilkowi morskiemu. Takim go zapewne zapamiętano.
Obecnie Wolbrom to niemal 10 tyś. zadbane miasto, z dobrze rozwiniętym przemysłem. Po 1989 r. dzięki władzom samorządowym wyremontowano rynek, który stał się wizytówką Wolbromia, powstaje obwodnica miasta od strony południowo-wschodniej (przez Brzozówkę). Wolbrom posiada dobre połączenia komunikacyjne z Olkuszem, Krakowem i Śląskiem.
Honorowi obywatele Wolbromia i znani ludzie wywodzący się z tego miasta:
Felix Mitelman, urodził się w Wolbromiu 26 sierpnia 1940 r. Profesor Uniwersytetu w Lund (Szwecja), naukowiec o światowej renomie zajmujący się badaniami nad powstawaniem u ludzi nowotworów. Współpracuje z polskimi kolegami, członek Wydziału Nauk Medycznych Polskiej Akademii Nauk. Pomoc mieszkańców Wolbromia w czasie okupacji pozwoliła rodzinie Mitelmana uciec przed Niemcami. Honorowy Obywatel Wolbromia.
Bolesław Michał Nieczuja-Ostrowski, urodzony 29 września 1907 r. zm. 2008, w Haliczu. Przedwojenny oficer. Brał udział w kampanii wrześniowej. Uciekł z niemieckiej niewoli, potem działał w AK. Był komendantem Miechowskiego Inspektoratu, któremu podlegał m.in. Wolbrom. Używał pseudonimu „Tysiąc”. Po wojnie, w 1947 zatrzymany przez UB, torturowany, spędził w więzieniach 7 lat. Wyszedł na wolność w 1956 r. i zamieszkał w Elblągu. Dosłużył się stopnia generała. Uhonorowany licznymi odznaczeniami wojskowymi i państwowymi. Czasy wojny opisał we wspomnieniach. Honorowy Obywatel Wolbromia.
Konstanty Jan Kulka, wybitny skrzypek, związany rodzinnymi węzłami z Wolbromiem ( miał w tym mieście dziadków, i często ich w dzieciństwie odwiedzał.
Elżbieta Jagielska, aktorka, która urodziła się w 1931 w Wolbromiu (zm. w 2003 w Warszawie). Od 1955 przez dwa lata występowała w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, następnie w latach 1957-63 w Teatrze Ziemi Mazowieckiej w Warszawie, a potem m.in. w Teatrze im. Osterwy w Lublinie i przez ostatnie lata, do 1989 r. w Teatrze Polskim w Warszawie. Grała w wielu filmach i serialach, m. in.: „Sami swoi”, „Wedle wyroków twoich…”, „Wtorek”, seriale: „Dom”, „Alternatywy 4”, „Zmiennicy”, „W labiryncie”, „Plebania”, „Kasia i Tomek”.
Elżbieta Penderecka, z domu Solecka (ur. 1947 w Krakowie) – żona kompozytora i dyrygenta Krzysztofa Pendereckiego, działaczka kulturalna, inicjatorka konkursów muzycznych, członkini władz międzynarodowych fundacji muzycznych. Rodzinnie związana z Wolbromiem.
Elżbieta Starostecka, aktorka i piosenkarka. Zasłynęła rolą Stefani Rudeckiej w filmie „Trędowata” (1976) Jerzego Hoffmana. Związana rodzinnie z Wolbromiem; w tym mieście uczęszczała do liceum.
Stanisław Franciszek Targosz (1948 – 2013) – generał broni Wojska Polskiego pilot, honorowy obywatel miasta Wolbromia, a także Strzegomia i Świdwina.
Andrzej Duda – urzędujący Prezydent RP – Honorowy Obywatel Wolbromia.
Szrapnele wmurowane w ścianę kościoła św. Katarzyny
Zabytki:
Najważniejszym zabytkiem w Wolbromia jest kościół św. Katarzyny, którego początki giną w pomrokach dziejów. Kościół z XV-XVI wieku był jednak dużo mniejszy od obecnego. Na początku XVII wieku zaczęto wznosić nową świątynię, przy okazji rozbierając po kolei mury starej. Pod koniec lat 30. XVII wieku sprowadzono do Wolbromia kanoników regularnych laterańskich świętego Augustyna z kościoła Bożego Ciała w Krakowie, którzy wznieśli przy kościele klasztor (jak już wspominaliśmy obecnie budynek ten pełni rolę plebani) oraz północna nawę obecnej świątyni (nazywana jest „Starą Kaplicą”). W latach 30. naszego stulecia dobudowano południową nawę, zwaną „Nową kaplicą”. Kilkanaście lat temu podniesiono też o trzy metry sąsiadującą z kościołem dzwonnicę. W wystroju świątyni zwraca uwagę ołtarz główny z XVII w. oraz cztery XIX-wieczne ołtarze boczne i ambona dłuta Pawła Turbasa, utalentowanego rzeźbiarza rodem z Białego Kościoła. W ścianie frontowej kościoła tkwią – jak głosi legenda – szrapnele austriackie z czasów I wojny światowe, które trafiły w świątynię, ale nie wybuchły (był to częsty zwyczaj wmontowywania łusek w ściany świątyń i tworzenia wokół tego atmosfery cudu). Wewnątrz uwagę zwracają liczne epitafia. W prezbiterium znajdują się następujące tablice: Marcina Wolbrama, kanonika od św. Anny w Krakowie, Jana Gaudentego, dziekana i proboszcza tutejszego (zm. 1638 r.) oraz Konstantego Nowakowskiego, naddzierżawcy dóbr wolbromskich (zm. 1893 r.).
Na terenie parafii, przy ul. Mariackiej, stoi jeszcze jednonawowy kościół szpitalny p. w. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny (z 1638 r.) z czczonym w okolicy obrazem Matki Boskiej z Dzieciątkiem i zabytkowymi sarkofagami. Sam szpital, czyli ówczesny przytułek dla kalek i biedaków wznosił się na przeciwko kościółka, ale się do naszych czasów nie zachował. Drewniana świątynia wzniesiona została z fundacji ks. Macieja Wolbrama. Kościół został w II poł. XIX w. gruntownie odrestaurowany i nieco przekształcony.
Dawny klasztor, dziś plebania
Bardzo miłe wrażenie sprawia wolbromski Rynek, który w połowie lat 90. został gruntownie odremontowano. Nowe oblicze uzyskały też stojące przy nim XIX i XX wieczne kamieniczki. Odrestaurowano wówczas także pomnik Jana Kilińskiego (wzniesiony w 1924 r. przez miejscowy cech szewski) i zabytkową remizę straży pożarnej z charakterystyczną wieżyczką, ze św. Florianem we wnęce i wymalowaną pod spodem datą powstania budynku (1893). Jeszcze poniżej płyta pamiątkowa poświęcona Józefowi Piłsudskiemu i odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r.
Obok nowego osiedla mieszkaniowego i starszego przedwojennego (zwanego Rajami) stoi drewniana kapliczka z 1915 r., wzniesiona na polecenie Austriaka Oscara Franka przez Ottocara Simeceka, o czym donosi łaciński napis, który dotrwał do naszych czasów. W kapliczce, która w ostatnich latach została gruntownie przebudowana, wisi pamiętający początki tej świątyni obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, również niedawno odrestaurowany. Jego fundatorką była opiekunka kościółka Helena Barczyk. Kiedyś siostry karmelitanki prowadziły tu lekcje religii. Na terenie gminy stoi też wiele zabytkowych XIX i XX-wiecznych krzyży i kapliczek (w tym domkowych).
Jak już było wspominane, w latach 50. rozebrano resztki murów wolbromskiej synagogi. W wydanym w 1996 r. wykazie synagog w Polsce za wolbromską synagogę uważa się budynek przy ul. Krótkiej 4, który jest ruiną z wybitymi oknami, częściowo zamurowanymi otworami drzwiowymi i okiennymi.
Jedynie resztki ostały się z dworku Nowakowskich, który popadł w ruinę w latach 70. XX w. Wtedy to syn ostatniej właścicielki przeniósł się do bloków. Dworek znajdował się w zachodniej części Wolbromia. Nowakowscy mają płytę w kościele parafialnym (z I poł. XIX w.).
Cmentarz rzymskokatolicki przy ul. Miechowskiej. Najstarszy grób (wg J. Abramskiego) jest z 1873 r. i znajdują się w nim doczesne szczątki Ignacego Sierzputowskiego. Monografista zwraca uwagę na dużą liczbę grobów kapłańskich: ks. Józefa Ćwiklińskiego (zm. 1883 r. w 82 wiośnie życia), ks. Jana Kudelskiego (zm. 20.12.1907 r. mając 44 lata, jego nagrobek wymurował P. Kmerski z Ćwińska k/Zagnańska), ks. Franciszka Smółki (21.01. 1885 – 9.04.1917), ks. Józefa Zaleskiego (proboszcza parafii Wolbrom, dziekana olkuskiego i kanonika honorowego kieleckiego, który zmarł mając 67 lat 4 X 1925 r.), ks. Józefa Chwistka (proboszcza i dziekana w Wolbromiu, który odszedł do Pana w wieku 68 lat 5. IX 1941 r.), ks. Romana Mosurka (proboszcza miejscowego, żył w latach 1923 – 1976), ks. Tadeusza Jasińskiego (1931-1995). Jest grób organisty z kościoła św. Katarzyny Jakuba Pałczyńskiego (1846-1921). Na tej nekropolii pochowany jest Konstanty Nowakowski, administrator majoratu Wolbrom, właściciel majątku Parcze Górne (dziś dzielnica Olkusza), który urodził się 2.07. 1835 r. a zmarł 4.04.1893. Okazałe pomniki zbudowane przez sosnowiecką firmę Jana Rogali mają zmarli z rodzin Wodeckich i Rogalów. Piękna rzeźba anioła zdobi pomnik Irki Gołębiowskiej (zm. 1908). Symboliczny nagrobek ma Władysław Baran, żołnierz 1920 i 1939 r., porucznik AK, który zginął w Gross-Rosen. W latach 1992-93 zbudowano kaplicę cmentarną p.w. św. Józefa.
Cmentarz żydowski
Niewiele nagrobków zachowało się na tym założonym w XIX wieku nieogrodzonym kirkucie przy ul. Skalskiej. W 1988 r. staraniem Fundacji Rodziny Nisenbaumów odsłonięto na nim pomnik w kształcie bramy z napisem hebrajskim i polskim: „Pomnik poświęcony pamięci 4500 obywateli polskich narodowości żydowskiej mieszkańców Wolbromia zamordowanych przez hitlerowców w czasie II wojny światowej”. W 2003 r. cmentarz odwiedził ambasador Izraela w Polsce prof. Szewach Weiss.
Zabytkiem architektury przemysłowej jest wzniesiony w 1908 r. przez Piotra Westena budynek biurowy ówczesnego Olkuskiego Towarzystwa Akcyjnego Przemysłu Żelazno-Metalowego w Olkuszu Oddział w Wolbromiu, które od 1912 r. było już samodzielną Fabryką Wyrobów Gumowych (obecnie siedziba dyrekcji Fabryki Taśm Transportowych Stomil Wolbrom).
Kapliczki i krzyże przydrożne. Przy ul. Miechowskiej znajduje się drewniana kapliczka słupowa wysokości 4 metrów z Jezusem Frasobliwym. Wykonał ją w 1879 r. niejaki Grabowski, a rzeźbę Czapnik. Pierwotna figura Frasobliwego została skradziona, obecna wykonana została na wzór starej. Miejscowa legenda łączy ja z osobą Józefa Piłsudskiego, który miał w tym miejscu odpoczywać.
Krzyż przy ul. Wiejskiej. Posadzony na czworokątnej kamiennej podstawie, ma ponad 3,5 m. wysokości. Otynkowany i pomalowany, z obrazkiem Matki Boskiej na cokole. Wzniesiony w XIX wieku.
Inne atrakcje turystyczne:
W gestii Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji jest wolbromski zalew, na którym można uprawiać sporty wodne.
Przed gmachem Miejskiego Ośrodka Kultury na postumencie stoi zabytkowy egzemplarz samolotu odrzutowego Mig 17, który po dzielnej służbie bojowej w polskim lotnictwie wojskowym od prawie 40 lat stoi na cokole w Wolbromiu.
Skąd pochodzi informacja o liczbie osób z Wolbromia, które zostały wcielone do wojska rosyjskiego w czasie I wojny światowej? Źródła rosyjskie z tego okresu, które przeglądałam wskazują z imienia i nazwiska co najmniej kilkadziesiąt osób z Wolbromia (powyżej 70), które zostały wcielone do wojska a także zostały ranne.
Nie ma też niestety nic w artykule na temat przymusowych wcieleń mieszkańców guberni kieleckiej do armii carskiej. Służba wojskowa u cara trwała od kilku do kilkunastu lat i powoływani byli do niej głownie chłopi.
Notariusz Łoziński miał na imię Józef.
Józef Łoziński – notariusz przy Wydziale Hipotecznym powiatu Olkuskiego.
Bijakowski był zaś sędzią Sądu Grodzkiego w Wolbromiu.
Wyczerpujący szkic, jednak ulica w Wolbromiu nazywała się Lgocka (przed wojną przez Żydów zwana Elgoter) a nie Ligocka.
Nie dawno bylem w Wolbromie, szukalem sladow moich rodzicow i mojego Zydowskiego narodu, i nic.
W Wolbromiu zmazali setki lat historji Zydow i napisali nowa, wolna od Zydow. Nie ma zadnego wspomnienia o tym.
Dokladnie jak za Stalina tylko z innej strony.
Wiezcej niz 50% ludnosci Wolbromia zamordowano, znikli nagle, czesc z nich z aktywna pomoca miejscowych jak sami piszecie. W lesie jest pomnik pamieci zbudowany jeszcze w czasach PRL. W samym miescie nie ma zadnej pamienci, nie ma zadnego respektu. Ja dla mojej pamieci nie potrzbuje was, ale jak wy sie samych cierpiecie?
Misiu, Ty lubisz takie artykuły;)
„Na terenie parafii, przy ul. Mariackiej, stoi jeszcze jednonawowy kościół szpitalny p. w. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny (z 1638 r.) z czczonym w okolicy obrazem Matki Boskiej z Dzieciątkiem i zabytkowymi sarkofagami.”
To nie są sarkofagi, a jedynie mensy ołtarzowe o takim kształcie !!!
Ciekawy tekst, ale brakuje w nim epizodu związanego z formowaniem się w Wolbromiu, na przełomie lat 1918/18 pododdziałów elitarnego 1. Pułku Ułanów Krechowieckich! Ciekawy byłby również wątek związany z przyjęciem przez rodzinę Nowakowskich zakonnic ze Zgromadzenia Karmelitanek w burzliwych latach stalinowskiego terroru.
Troche ten tekst nieaktualny… A obwodnicy to chyba jeszcze nie ma 🙂
Czy Polacy z Wolbromia nie ginęli w niemieckich obozach koncentracyjnych ? – o tym też należalo napisać w tym artykule.