Rozmowa z dr Małgorzatą Magdziarz, pracownikiem naukowym Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ, z urodzenia olkuszanką.
– Pani doktor. Opinie na temat wychowawczych walorów telewizji i Internetu są podzielone. Nawet skrajnie podzielone. Dzieci nie powinny  zbliżać się do telewizji, unikać Internetu, bo one – ogólnie mówiąc, szkodzą – powiadają jedni. Inni twierdzą, że czasu i postępu się nie cofnie i trzeba znaleźć  odpowiedni sposób na ”włączenie” tych środków komunikacji społecznej do zestawu narzędzi wychowania. Pani Doktor prowadzi  naukowe badania tego zagadnienia. Gdzie zatem, Pani zdaniem – jest prawda?
– Trzeba sobie najpierw zadać pytanie, o jakie dzieci chodzi. Czy o dwuletnie maluchy, czy o przedszkolaki, czy o dzieci w wieku szkolnym? A także, o jaką telewizję chodzi? O programy dla dzieci? Czy o brutalne i wulgarne filmy i programy rozrywkowe? Czy o programy dokumentalne? Wreszcie, trzeba też stanowczo oddzielić telewizję od Internetu. To są zupełnie różne media, nie można utożsamiać ani sposobu ich użytkowania, ani korzyści, ani ewentualnych zagrożeń.
– Oddzielmy zatem. Telewizja…
– … przynosi dzieciom więcej szkód niż korzyści, lecz jednocześnie nie sposób zupełnie dziecka od niej odciąć, jeśli się nie chce wychować jednostki odizolowanej od społeczeństwa.
Telewizja jest szkodliwa dla zdrowia dziecka, pokazuje nadmierną ilość przemocy, źle wpływa na rozwój wyobraźni i empatii, wreszcie – jej domniemane walory edukacyjne są stosunkowo nikłe. Mimo licznych zastrzeżeń trzeba jednak przyznać, że bywają także ładne i mądre programy telewizyjne, że dzięki telewizji można zobaczyć niedostępne miejsca i zdarzenia, że wreszcie może ona być atrakcyjną rozrywką. Dlaczego więc nie mielibyśmy korzystać z jej zalet, skoro już nie da się jej całkiem wyeliminować? Testy na inteligencję i testy kompetencji poznawczych, przeprowadzane od połowy dwudziestego wieku, wyraźnie dowodzą wzrostu i inteligencji, i wiedzy u dzieci. Dzisiejsze kilkulatki są wyraźnie mądrzejsze, niż byli ich rodzice i dziadkowie w ich wieku! I na pewno przynajmniej w części odpowiada za to także telewizja. Tylko trzeba z niej korzystać rozsądnie.
– No właśnie – co znaczy rozsądnie, gdy chodzi o dziecko?
– Światowa Organizacja Zdrowia stawia sprawę jednoznacznie: dzieci do trzeciego roku życia w ogóle nie powinny mieć dostępu do telewizora. W pierwszych latach życia telewizja tylko szkodzi – zarówno zdrowiu, jak i rozwojowi emocjonalnemu i poznawczemu malucha. Dzieci powyżej trzeciego roku życia nie powinny oglądać więcej niż godzinę dziennie, dziesięciolatkowi można pozwolić maksymalnie na dwie, i w dodatku nie powinny to być godziny skumulowane. O wiele lepiej, gdy dziecko patrzy w telewizor kilka razy dziennie, w krótkich odcinkach.
U nieco starszych dzieci dochodzi jeszcze kwestia doboru repertuaru. Nie chodzi tylko o to, ile oglądają, ale także co. I nie sposób tu przyjąć, że jeśli dziecko ogląda programy dla dzieci, to nic mu nie grozi. Także wśród programów dziecięcych są wartościowe i są pełne przemocy, obrzydliwe, prymitywne; tych drugich w komercyjnej telewizji jest chyba nawet więcej. W dodatku dzieci bardzo wcześnie przejawiają preferencję dla programów dla dorosłych. No, ale trudno się dziwić, że bardzo chcą oglądać to, czym emocjonuje się starsze rodzeństwo czy rodzice…
– Co można z tym problemem zrobić?
– Niestety, trzeba poświęcić swój czas. Jedynym wyjściem jest stała kontrola i rozsądny dobór – zarówno programów dziecięcych, jak i dla dorosłych. Nie ma nic złego w tym, że dziecko zobaczy program dla dorosłych, jeśli to będzie wartościowy program. A najważniejsze: telewizor to nie niańka. Dziecko nie powinno zostawać z nim samo. Trzeba oglądać z nim razem i na bieżąco rozmawiać, komentować, odpowiadać na pytania. W przeciwnym razie odpowiedzialność za wychowanie naszego dziecka przejmują – jakże często widziani w telewizorze – gołe panie i faceci z kałasznikowem…
– A propos: mówi się, że dla małych dzieci atrakcyjnymi programami telewizyjnymi są reklamy. Banalne, prymitywne, akurat  do dziecięcych gustów…
– Rzeczywiście, reklamy podobają się dzieciom. W dodatku nie są przez maluchy identyfikowane jako programy perswazyjne. Co prawda – jak wskazują badania – już cztero-, pięciolatki potrafią odróżnić reklamy od innych programów, ale dopiero dla dzieci siedmio-, ośmioletnich jasny jest cel ich emitowania, a dopiero w okolicy dziesiątego roku życia uczą się traktować reklamy jako programy umowne, często mijające się z prawdą lub manipulujące uczuciami widza. Tutaj szczególnie wyraźnie widać, jak ważne mogą być obecność i zaangażowanie rodziców, gotowych odpowiadać na pytania i prostować mylne wyobrażenia.
– Dobrze tak Pani mówić! Zapracowani i zagonieni rodzice nie mają czasu, a bywa, że i kwalifikacji do oceny tego, co ich progenitura ogląda. Dziecko, młody człowiek żyje w środowisku, które nierzadko ma na niego większy wpływ niż rodzina.
Franciszek Lisowski

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze