Spójnia Osiek kontynuuje fantastyczną serię zwycięstw. Po ostatnim weekendzie zespół prowadzony przez Piotr Kasprzyka ma ich na swoim koncie już dziewięć, co zapewnia mu nie tylko komplet punktów, ale również i gigantyczną przewagę w tabeli. Takiego pasma sukcesów nie pamiętają nawet najstarsi piłkarscy związkowcy. – Działam w piłce na różnym szczeblu już od 35 lat, ale z taką sytuacją spotykam się po raz pierwszy – przyznaje z szacunkiem Prezes Podokręgu Piłki Nożnej w Olkuszu, Bolesław Ściepura. Podobnych głosów jest o wiele więcej, ale nie ma się co dziwić. W końcu okazja do spieszenia z gratulacjami jest niecodzienna.
GRĘBAŁOWIANKA Kraków – SPÓJNIA Osiek 1:2 (1:1)
Jeśli Spójnia miała gdzieś stracić punkty, to miał być to właśnie Grębałów. Nic z tego. Lider co prawda nawet przegrywał, ale i tym razem potrafił się odrodzić niczym Feniks, w końcówce zapewniając sobie trzy punkty. Po raz kolejny głównie to zasługa grającego trenera Kasprzyka, który na boisku pojawił się w drugiej połowie, a do siatki rywali trafił na trzy minuty przed upływem regulaminowego czasu gry. Jak zwykle doświadczony gracz Spójni, przeżywający swoją już którąś z kolei młodość, gola poprzedził przebojową akcją, mijając kilku przeciwników i uderzając obok bezradnego bramkarza. Zanim jednak osieczanie dopisali do swojego konta kolejne punkty, musieli się nieco wysilić. Wszystko przez to, że jako pierwszy na listę strzelców wpisał się Fiust, pomocnik Grębałowianki. Spójnia odpowiedziała niedługo później za sprawą nie tylko dobrze kierującego obroną, ale także zabójczo skutecznego pod bramką rywala Wdowika. A w końcówce, jak wiadomo pokazał się wszędobylski weteran Kasprzyk…
LEŚNIK Gorenice – PILICZANKA Pilica 2:3 (1:1)
Po sromotnym laniu na Czarnej Górze, w Leśniku nastąpiło małe trzęsienie ziemi. Z drużyną pożegnać musiał się jej dotychczasowy szkoleniowiec Marcin Sosiński, a tymczasowo obowiązki trenera przejął bramkarz Piotr Wesołowski. Beniaminek, który przed tygodniem ewidentnie nie miał dnia i został upokorzony, do meczu z wiceliderem z Pilicy przystąpił z mocnym postanowieniem poprawy swojego wizerunku w oczach kibiców. I trzeba sobie jasno powiedzieć, że goreniczanie byli bliscy może nie samego zwycięstwa, ale już na pewno zdobycia choćby honorowego punktu, który z przebiegu spotkania, jak najbardziej im się należał. Futbol nie zawsze jest jednak sprawiedliwy, czego dowodem były ostatnie chwile sobotniego pojedynku. Wynik otworzył Tondos, a po zmianie stron na gola Dudkiewicza z rzutu karnego odpowiedział Szpejna. Gdy Leśnik odzyskiwał prowadzenie, na sędziowskim zegarku upłynęła już 70. minuta. To wcale nie zraziło wykazujących ciągłą ochotę do gry gości. Najpierw wyrównał Kowalczyk, a gdy już zdecydowana większość obserwatorów pogodziła się z podziałem punktów, Wesołowskiego po raz drugi pokonał Dudkiewicz. Była 93. minuta… I jak tutaj nie wierzyć w zasadę, że biednemu zawsze wiatr w oczy wieje…
PRZEMSZA Klucze – JURA Łobzów 1:1 (1:0)
Pojedynek w Kluczach był z gatunku tych za „sześć” punktów, a to z racji tego, że obu zespołom tej jesieni, mówiąc po piłkarsku wyraźnie nie idzie. Jak to często również bywa w takich momentach, zamiast błyskotliwego przełamania niemocy którejś ze stron, kibic do oglądania dostaje mecz, w którym dominuje walka, walka i jeszcze raz walka. W tej sobotniej „przepychance” triumfatora nie było i chyba dobrze, bo zarówno Przemsza jak i Jura zasłużyły na coś lepszego niż porażkę. Więcej powodów do radości mają jednak w Łobzowie, bowiem goście wyrównali dosłownie w ostatniej chwili, już w doliczonym czasie gry. W ogromnym zamieszaniu na przedpolu Draby, piłkę do siatki skierował grający trener łobzowian A. Adamus. Jeszcze przed przerwą miejscowych fanów uszczęśliwił doświadczony A. Barczyk i gdyby jeszcze jego dużo młodsi koledzy byli bardziej skuteczni, to już schodząc do szatni na przerwę, gospodarze mogliby się czuć dużo pewniej. Po pauzie role na boisku się odwróciły. To Jura zabrała się do odrabiania strat, a za ambicję została nagrodzona remisem.
SŁOMNICZANKA Słomniki – IKS Olkusz 2:1 (1:0)
O tym, że olkuszanie grają w kratkę, a na boiskach rywali tracą swoje wszystkie atuty przekonujemy od sierpnia. I tym razem tradycji stało się zadość, choć patrząc na ostatnie wyniki uzyskiwanie przez zespół ze Słomnik, chyba mało kto typował zwycięstwo ekipy Artura Gawła. Swoją drogą po meczu z Leśnikiem, gdzie Romanowi Madejowi i jego piłkarzom wychodziło praktycznie wszystko, teraz zdarzyło się 90 minut, kiedy to IKS jedynie na początku spotkania wypracował sobie dwie dogodne okazje, z których nie wykorzystał nawet jednej. – Z takich pozycji z jakich uderzał Banyś czy Kluczewski, nie można pudłować – piekli się trener Madej. – Druga strona medalu jest taka, że nie można wygrać meczu, w którym nie ma się pomysłu na rozgrywanie akcji ofensywnych. Tłumaczyć się złym boiskiem nie wypada – dodaje olkuski szkoleniowiec. Miejscowi objęli prowadzenie po strzale Piwowarskiego w kierunku dalszego słupka, a na 2:0 w sytuacji sam na sam z Kotyzą podwyższył Nigeryjczyk Okere. IKS bramki kontaktowej doczekał się dopiero w 95. min, po rzucie karnym egzekwowanym przez Piegzika. Na wyrównanie nie wystarczyło już czasu.
W tabeli I grupy krakowskiej klasy okręgowej bez zmian. Na czele trójka: Spójnia, Piliczanka, IKS, natomiast na dnie kolejny tercet: Przemsza, Leśnik, Jura.