Centrum Kultury im. Marii Płonowskiej w Bolesławiu „zafundowało” mieszkańcom miasta i okolic prawdziwy rarytas. Przy finansowym wsparciu sponsorów wydało powieść, która ukazała się po raz pierwszy w roku 1935, Jana Waśniowskiego „Ognie w pirytach”.
Autor był synem Józefa Waśniowskiego, nadsztygara i zawiadowcy nieistniejącej już kopalni „Ulisses”. Urodził się w roku 1886 w Krążku i tu spędził swoją wczesną młodość, wśród hałd, górników i zapewne stałych domowych rozmów o kopalni. Potem studiował w Krakowie, w Warszawie, pracował w radiu jako spiker. Zmarł w roku 1945 na pracach przymusowych w Niemczech. Był pisarzem, którego liczne, mniejsze i większe, formy literackie związane były z górnictwem bolesławsko-olkuskim. Najlepszą jego powieścią są właśnie wspomniane „Ognie w pirycie”.

Ta ciekawa, sympatyczna powieść opowiada o życiu osady górniczej Krążek, gdzie w latach 20. ubiegłego wieku funkcjonowała niewielka kopalnia „Ulisses” (w powieści- „Herakles”). Nieskomplikowana fabuła mówi o konflikcie starego nadsztygara Zygmunta Walickiego (w znacznej mierze został tu sportretowany ojciec pisarza) z młodym, ambitnym zarządcą Feleńskim. Dyrekcja Kopalni znajdowała się wówczas w Dąbrowie Górniczej. Na tym tle widzimy romansowe wątki górniczych urzędników-sztygarów czy mierniczych z urodziwymi, nudzącymi się okolicznymi pannami, mężatkami i „ciepłymi wdówkami”.

Konflikt doprowadza pośrednio do pożaru kopalni, który pokazuje swoisty honor sztygarów i zwykłych górników, ich poświęcenie dla ocalenia miejsca pracy (w kopalni pracowało 300 górników, a wobec wielkiej okolicznej nędzy praca w kopalni była darem losu). W pożarze ginie-w dramatycznych okolicznościach – główny bohater powieści. Ale po co streszczać powieść. Warto i należy ją przeczytać. Jej wartość wypływa wszakże z czego innego.

Autor nie sili się na specjalnie fikcyjną fabułę. Umieszcza akcję w tutejszym krajobrazie, miejscowościach: Krążek, Tłukienka, Wodąca, Bolesław, Bukowno („mała stacyjka kolejowa wśród lasów”), Podlesie, Krzykawa (dlaczego Krzykawa?), w oddali Olkusz (miasteczko z potwornym brukiem w rynku-jak i dziś- i restauracją, do której jeździli na wódkę bolesławscy sztygarzy i która słynęła ze znakomitej kuchni. Hm…), Jaroszowiec i Kraków z jego Akademią Górniczą. Czyni to z nadzwyczajnym realizmem. Błotniste drogi i ścieżki, domostwa i chałupy z klepiskami w sieniach, obyczaje górnicze („Barbara”) i coroczne bale w restauracji w Bolesławiu-okazja do pijatyki i dwuznacznych romansów… I mieszkańcy tych okolic: Ścigajowie, Kwietniowie, Gładysze-nazwiska znane przecież i dzisiaj. Wystarczy udać się na stary cmentarz w Bolesławiu i poczytać epitafia. Tam również spoczywa nadsztygar Józef Waśniowski. Można jednak powiedzieć, że głównym „bohaterem” powieści jest wspomniana kopalnia „Herakles”. Jej topografia, tajemnicze podziemia, hałdy, urządzenia- już w miarę nowoczesne, warunki pracy, zagrożenia-kurzawki, woda, pożary, tąpnięcia i owe „ognie w pirytach”, które doprowadziły niemal do jej zagłady.

Kto jednak miałby niedostatek wiedzy wypływającej z powieści i nie wiedział nawet, co to jest ów piryt -niech się nie martwi. Wszystkowiedzący inżynier Józef Liszka, dla którego Bolesław to „z całego świata tamta strona”, uzupełnił naszą wiedzę wspaniałymi komentarzami i dopełnieniami. Któż by wiedział, gdyby nie Pan Józef, że wówczas w Wodącej nie było szkoły, nie było więc tam urodziwej nauczycielki, do której w grzeszne amory uderzał jeden z bohaterów powieści. Albo, że w Bolesławiu była restauracja Grabowskich, przodków znanych dziś aktorów. Albo, że pierwsza siedmioklasowa szkoła podstawowa w Bolesławiu została założona w roku 1925, a jej kierowniczką była Janina Tarchalska. Przewija się także nazwisko Marii Płonowskiej, która patronuje tamtejszemu Centrum Kultury. Płonowska przez długie lata mieszkała w Krzykawie. Dowiadujemy się przy okazji, że w Bolesławiu był teatr, którego budynek spłonął w roku 1912… Natomiast służącą w domu Waśniowskich była Otylia Sadowska. Być może te rozsypane informacyjki są dla tutejszych ludzi ciekawsze, niż sama fabuła powieści.

Książka została także wzbogacona zdjęciami obrazów Władysława Jastrzębskiego, bolesławskiego malarza, który udokumentował pracę górników niegdysiejszego „Ulissesa”, a także fotografiami pozostałości po tej kopalni, na której miejscu działają dziś Zakłady Górniczo-Hutnicze „Bolesław” w Bukownie.

A kto chce wiedzieć jeszcze więcej-przeczyta z zainteresowaniem obszerny, naukowy wstęp dr. Marka Pieniążka umieszczający powieść w bogatym nurcie literatury o „małych ojczyznach”. Poparty obszerną bibliografią.

Mówi się, że olkusko-bolesławskie górnictwo kończy swój żywot. Jeszcze rok, dwa, dziesięć lat. Książka Waśniowskiego jest swoistym nagrobkiem nad jego początkami i pamiątką dla licznych-dawnych i obecnych rodzin górniczych, którzy oglądając swoje zasobne dzisiejsze domy, mogą pomyśleć „skąd ich ród”.

Franciszek Lisowski

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze