Od czasu kiedy wykryto u mnie raka, nie mogłem zrozumieć, dlaczego ludzi wprawia to w zakłopotanie. Czy zdarzyło Wam się zauważyć (mówię do tych, u których wykryto raka lub inną nieuleczalną chorobę) to odległe spojrzenie, które rodzi się w oczach i twarzy osoby, której mówisz o swojej chorobie? Pod pewnymi względami to spojrzenie przypomina mi wzrok małżonka, który tak naprawdę nie słucha co mówimy, albo może wzrok jelenia, który przemknął w światłach samochodu, z którym za chwilę miał się zderzyć. Jednak w rzeczywistości, jest to ten rodzaj spojrzenia, który sprawia, że mamy ochotę chwycić taką osobę i zmusić, aby patrzyła nam w oczy. Mamy nadzieję, że patrząc w nasze oczy taka osoba zobaczy, że wszyscy w jakiś sposób cierpimy na nieuleczalną chorobę, a w każdym razie kiedyś nas to dotknie, ponieważ już samo życie jest nieuleczalną chorobą. Być może dlatego ludzie mają taki roztargniony wzrok; nie chcą przyjąć tego faktu do wiadomości. Ludzie, którzy dobrze się czują lub przynajmniej nie cierpią na żadną zagrażającą życiu chorobę, martwią się o tych z nas, którzy znaleźliśmy się na ostatniej drodze. Nie chcą o tym mówić, tak jakby to była jakaś nieczysta tajemnica. Nie chcą, broń Boże, przyznać, że wyglądamy na chorych i czują się z tym naprawdę niewygodnie. Teraz wiemy, że nie każdy jest taki, ale znaczna część ludzi tak. Ale widzicie, my jako osoby chore, chcemy o tym rozmawiać, o wszystkich aspektach naszej choroby, nie wyłączając faktu, że możemy wkrótce odejść. Nie boimy się śmierci ani choroby, ale irytuje, że tak wielu ludzi martwi się o nas z tego powodu.
Często zastanawiamy się, ilu innych chorych odbierało negatywnie takie traktowanie, z jakim my się spotykaliśmy. W głębi duszy myślimy sobie, że może to przejście od życia do śmierci byłoby o wiele łatwiejsze dla nas cierpiących na choroby zagrażające życiu, gdyby inni nie bali się tak bardzo zaakceptować swoją własną śmiertelność. Przychodzi nam to do głowy, gdy „zdrowi” ludzie pytają, jak to jest, kiedy żyje się z nieuleczalną chorobą. W rzeczywistości, rzadko przejmujemy się swoim losem; no cóż, takie życie. Mamy swoje lepsze i gorsze dni, tak jak to było zanim zachorowaliśmy. Chociaż nie jest łatwo ciągle być zmęczonym albo znosić różne dolegliwości i bóle związane z chorobą. Nie możemy natomiast powiedzieć, żebyśmy mieli coś przeciwko utracie wagi – móc jeść co się tylko chce i nie tyć to prawdopodobnie marzenie każdego z nas! Wolimy znajdywać pozytywne aspekty życia z chorobą. Mamy największe szanse na świecie, żeby podróżować, możemy poświęcać się zajęciu, które uwielbiamy, a na które nigdy nie mieliśmy czasu.
Najważniejsze jest jednak to, że wreszcie mamy czas, aby poważnie pomyśleć i ocenić swoje życie. Gdy patrzymy w przeszłość, myślimy, że nie byliśmy najszczęśliwszymi osobami na świecie. Teraz jesteśmy szczęśliwsi niż byliśmy kiedyś, i rak odegrał w tym dużą rolę. Nie ma sensu ciągle zamartwiać się swoją dolą, kiedy i tak nic nie można na to poradzić. Kiedy jednak mowa o życiu i śmierci, trzeba pomyśleć o innych. Obchodzi nas, kiedy ludzie, którzy tak naprawdę nas nie znają, są poruszeni lub zakłopotani naszą chorobą, którzy w dobrych intencjach robią więcej złego niż dobrego. Jest wielu bliskich nam ludzi, którzy akceptują nas razem z chorobą, ale najważniejsi są dla nas przyjaciele z grupy wsparcia.
W wieku 50 lat (wtedy stwierdzono u mnie chorobę) nie myślałem o czasie. Wydawało mi się oczywiste, że pobędę tu do osiemdziesiątki lub dziewięćdziesiątki, co było normą w obu stronach mojej rodziny. Nigdy wcześniej nie chorując miałem poczucie, że jestem niepokonany. Zawsze był czas na robienie tego, co chciałem robić. Chciałem rozwijać talenty artystyczne, może napisać powieść. Zrozumiałem, że tak łatwo było brać rzeczy za oczywiste, a teraz gdy czas umyka, żałuję, że nie robiłem tych rzeczy wcześniej. Być może nadal bym odwlekał, ponieważ praca i zarabianie pieniędzy było bardzo ważne w moim życiu. Nigdy nie myślałem, że tak było, aż do czasu, gdy zastanowiłem się nad swoim życiem. Może nie będę miał czasu na zrobienie wszystkich tych rzeczy, które chciałem zrobić, ale mam dość czasu, żeby upewnić się, że nigdy więcej nie stracę z oczu tego, co jest naprawdę ważne dla mnie. Niektórzy ludzie pytają mnie, jak to możliwe, że mam taką pozytywną postawę wobec tej choroby. Akceptuję fakt, że mogę umrzeć, ale nigdy nie porzuciłem myśli, że mogę żyć. Nie jestem silniejszy od raka, ale mocno wierzę, że nastawienie odgrywa ogromną rolę w ostatecznym rozrachunku.