Był czas, kilka lat temu, kiedy swoistą furorę na lokalnych i krajowych estradach robiła śpiewająca i grająca Rodzina Dudków. To było „rodzinne muzykowanie.”
– Ach tak, to była piękna, artystyczna przygoda w latach 1987-91. Na scenie występowała wtedy Mama, ja, czyli Piotr, moja wówczas 6-letnia córka Ania i Dorotka, córka mojej siostry. Danuta, moja żona, grała na pianinie, mój syn Szymon na perkusji, brat Franek i jego syn na gitarach i jeszcze kilkoro innych. Cała familia Dudków. Świetnie nam się grało i śpiewało.
– No i co się stało z muzykującą rodziną? – Czas zrobił swoje. Mama teraz już zamilkła, a całe życie była za pan brat z muzyką w duszy. Ania ukończyła studia muzyczno-teatralne i z Szymonem występowała na licznych koncertach i festiwalach poezji śpiewanej – z sukcesami. Ania zresztą śpiewała od dziecka, m.in. na Festiwalu Piosenki Dziecięcej, jako uczennica szkoły podstawowej na Festiwalu Młodych Twórców. Było tych imprez wiele, a wszystkich jej sukcesów już nawet nie pamiętam. Teraz, mam nadzieję, że chwilowo, wychowuje nowe śpiewające pokolenie.  Pięcioletnia Natalka, moja wnuczka, też już podśpiewuje. Szymon ukończył szkołę muzyczną w klasie perkusji. Franciszek z Dorotką i jej mężem mają swój zespół poezji śpiewanej (Stachuriadę – przyp. F.L.). Dorotka i jej mąż to zawodowi muzycy. Owa Dorotka – to Dorota Stachowicz, śpiewaczka, a jej mąż to Michał Mączka, znany artysta i animator różnych zespołów muzycznych w Miejskim Ośrodku Kultury. Dzieci wyrosły na profesjonalistów.
– Mówiąc żartem: otworzysz lodówkę – Dudek, otworzysz konserwę…
– No, jest nas sporo. A to jeszcze nie wszyscy. Rośnie nowe pokolenie rodziny zakochanej w muzyce. Na  razie wystarczy tyle…
– To doprawdy ewenement. Skąd u was, w waszej rodzinie, takie muzyczne szaleństwo?
– Hm… Nie wiem. Ale zaczęło się chyba od babci Anny, Ślązaczki z okolic Tarnowskich Gór. Na Śląsku zawsze żywa była – i jest nadal – tradycja rodzinnego i zespołowego śpiewania w chórach i chórkach. Babcia śpiewała, podobno pięknie, w kościele parafialnym. Dziadek też występował w chórze. To śpiewanie ich połączyło. I do śpiewu wyrosła moja mama Felicyta. Była talentem samorodnym, namawiano ją nawet na studia wokalne, miała swojego instruktora, ale przyszła wojna, i niestety, nie czas był myśleć o śpiewaniu. Tata też śpiewał w chórze. I jak to u nas w tradycji – ten śpiew ich połączył. Muzyka była stałym gościem w ich – w naszym domu. W roku 1961 rodzice przenieśli się do Jaroszowca, tu otrzymali mieszkanie, no i śląskie Dudki uwiły nowe gniazdo w Małopolsce. Przeniosły w te strony swoją pasję grania i śpiewania. Ja także „wżeniłem się” w rodzinę muzykującą: moja żona Danuta jest pianistką, a teść grywał w orkiestrze dętej jako trębacz.
– A pan…?
– Co ja mogę powiedzieć o sobie? Muzyka to wszystko, całe moje życie. Żyję dla niej i dla rodziny. No i z niej! Miałem zawsze dziwną pasję zakładania zespołów muzycznych. Było ich kilka: w szkole podstawowej, w liceum, w Jaroszowcu, gdzie założyłem zespół o niesympatycznej nazwie „Wandale”, a co ważniejsze, tam poznałem swoją muzykującą żonę. Grywałem w wojsku, założyłem zespół przy OFNE, grałem w rodzinnym naszym zespole „Pars”. Jestem muzykiem zawodowym. Ukończyłem szkołę muzyczną II stopnia i otrzymałem państwowe uprawienia muzyka zawodowego. Grywam na gitarze, pianinie, organach i perkusji. Stąd też  współpracowałem w swoim czasie z Wojewódzkim Ośrodkiem Kulturalnym w Katowicach, jako instruktor muzyczny, i w Miejskim Domu Kultury – bo tak się wtedy nazywał – w Olkuszu. Występowałem na różnych festiwalach jako solista-wokalista i muzyk na gitarze i klawiszach.
W latach 1990-94 pracowałem w Osiedlowym Klubie „Kubuś”, prowadząc tam naukę gry na instrumentach i zespoły wokalne. Mieliśmy piękne sukcesy na festiwalach krajowych. To ja, nie chwaląc się, wychowałem dziewczyny tworzące znany dziś w kraju Zespół K-3 z największym talentem Moniką Gębalą, swego czasu najmłodszą „Olkuską Nadzieją Artystyczną”. Spełnioną!
Tu, gdzie teraz pracuję w Klubie Przyjaźń, w Stowarzyszeniu „Wszyscy dla Wszystkich”, też mam taki gimnazjalny talent, Alicję, ale nie wymienię jej nazwiska, żeby nie zapeszyć.
A! Pracowałem jeszcze w Szkole Podstawowej nr 3 i w  IV Liceum Ogólnokształcącym przez 2 lata. Chętnie zmieniam miejsca pracy, bo wtedy poznaję innych ludzi.
Dla mojej Ani i dla Dorotki piszę czasami teksty piosenek i komponuję do nich muzykę, a także muzykę do utworów poetów polskich i naszych, lokalnych: pani Anny Piątek i pana Jacka Majcherkiewicza. Bo moja pasja muzyczna to poezja śpiewana. W tym się, że tak powiem, specjalizuję i najlepiej odnajduję. Chętnie też gram i śpiewam bluesa, ale to muzyka trudna, zazwyczaj uprawiamy ją w domu, szczególnie, kiedy „sfrunie się” kilkoro śpiewających i grających Dudków. Rodzinna tradycja muzykowania wciąż jest żywa w naszej  familii.
Tu jest mi dobrze. Nie wydzieram się i nigdy nie wydzierałem do świata. W Olkuszu też można żyć, można się pokazać, zaistnieć, grać!
Mam lat 60. Pracuję całe lata z młodzieżą i to mi dodaje wigoru. Sporo rzeczy i pomysłów jest już poza mną.  „Ale gdyby powiało zdrowo, to bym jeszcze raz pofrunął”.

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze