Jak zwykle, w literacką sobotę, 9. kwietnia br. w BWA odbyło się spotkanie z pisarzem, tym razem prozaikiem, Marcinem Pilisem. To pisarz-niespodzianka na literackiej „niwie”. Ma lat 36, wywodzi się z Myszkowa. Jego pierwsza, debiutancka powieść „Opowieści nawiasowe” z roku 2009 spotkała się z więcej, niż oziębłym przyjęciem ze względu na niekonwencjonalną formę, a jeszcze bardziej na mało przejrzystą treść i niespójną kompozycję.
Ale już kolejna pt. „Relikwie” wywołała emocje, można powiedzieć pozaliterackie, gdyż traktuje ona o duchownych, o ich słabościach, zwątpieniach, o sensie powołania w ogóle, a także o odpowiedzialności za podejmowane decyzje, których konsekwencje niesie się przez całe życie. Określono ten utwór, również ze względu na ostry język, na dosyć „:nieprzyzwoite” sceny erotyczno-seksualne, jako „zamach na świętość”. Trzeba było odwagi, aby podjąć taki temat. Autor wyjaśnia, że nie czuje żadnych uprzedzeń do osób duchownych, ale zdaje sobie sprawę, jak trudno jest przeżyć z decyzją podjętą raz i na całe życie…
Dopiero trzecia powieść Pilisa, „Łąka umarłych”, znalazła uznanie w oczach krytyków literackich i czytelników. – „Łatwo nie jest, przyjemnie nie jest i lekko tym bardziej”- pisze jedna z zawodowych czytelniczek. Bo autor podejmuje żywy obecnie i dyskusyjny temat odpowiedzialności Polaków, mieszkańców symbolicznej wsi, za mordowanie Żydów w czasie wojny. Po wojnie nastaje czas sądu, a właściwie moralnego samosądu sprawców owych mordów, choć nic tu nie jest jednoznaczne.
„Marcin Pilis tworzy wielowarstwową powieść, w której złożone relacje polsko-żydowskie i przerażające wydarzenie z okresu II wojny światowej wciągają bohatera w nieodwracalną spiralę zła”. Trzeba przyznać, że bogactwo i mnogość okrutnych opisów u młodego przecież pisarza, mogą budzić i zdziwienie i uznanie. A więc- problem zła w człowieku. Jakże często, spotykając się z brutalnymi mordami zatykającymi dech w piersi ze zgrozy, pytamy: „dlaczego”, skąd się bierze zło w człowieku. Takie też pytania znajdziemy w tej powieści.
Jej wartością jest nie tylko owo szkolne pytanie „Co autor chciał powiedzieć”, ale również rozbudowany wątek fabularny, problem przyjaźni i miłości i język znakomicie oddający cechy opisywanego wiejskiego środowiska. No i mimo tragicznej tematyki-pozytywne zakończenie.
Spotkanie oscylowało na granicy żartu i poważnej dyskusji o literaturze. Autor komentował proces tworzenia, jego intuicyjność. – „Nie wiem, co to jest wena-mówi. Nad każdym zdaniem, każdą stroną, pracuję bardzo rzetelnie, korzystam z wiedzy zdobytej przez lekturę, przez kontakt z życiem. Prowadzi mnie również historia. Język moich powieści, jego melodia, rytm, słownictwo, tkwią we mnie, słyszę go wokół siebie, również te wulgaryzmy czy słownictwo erotyczne. Czy pisałem z myślą o jakiejś tezie…Nie, to byłoby zabicie utworu. Nie myślę o jakiejś myśli przewodniej, lecz o właściwie skonstruowanej fabule, o prawdopodobieństwie postaci. Piszę taką oto powieść przez mniej więcej pół roku. Potem idzie ona do ludzi i to oni znajdują to, „co chciałem powiedzieć”. Ja już nie mam nic do wyjaśniania, uzupełniania, czy komentowania. Ale zgadzam się: powieść „Relikwie” istotnie jest, jak dziś widzę, o odpowiedzialności każdego za swoje decyzje życiowe, za powołanie, które z latami może wygasać i wtedy człowiek zaczyna przeżywać dramat. „Łąka umarłych” to powieść o źle w człowieku, ale ja nie wiem, dlaczego w człowieku jest zło. Nie należy jej jednak łączyć z tematyką głośnych obecnie książek Grossa, ani dopatrywać się lokalizacji opisywanej rzeczywistości.
Nie kupować,nie czytać,Tyle możemy zrobić dla zamordowanej przez Niemców rodziny Ulmów i innych bohaterskich Polaków.
Kolejny antypolski „pisarz” w Olkuszu promuje swoje fantazje….dobrze by było zaprosić w końcu kogoś kto nie pisze fantazji na zamówienia GW lub innych tym podobnych brukowców…