W II rocznicę śmierci Księdza Proboszcza Kanonika Stanisława Gajewskiego –
F. Znaniecki „ Człowiek żyje tak długo, jak długo żyje pamięć o nim w umysłach i sercach innych ludzi, jak długo trwają jego dzieła”.
Właśnie 11.02.2012 mija 2 rok jak zmarł Ksiądz Proboszcz Kanonik Stanisław Gajewski – budowniczy Kościoła pod wezwaniem św. M. M. Kolbego w Olkuszu.
I kiedy przypominam sobie ten dzień – to wspominam Przegląd Olkuski, zapełniony zdjęciami i tekstami o tym jakże znanym Księdzu. I wszyscy, którzy wtedy w dniu pogrzebu udzielali krótkich wypowiedzi dla Przeglądu Olkuskiego mieli łzy w oczach i bardzo pozytywnie wypowiadali się na temat Księdza.
Nie wyobrażano sobie kościoła św. Maksymiliana bez Księdza St. Gajewskiego. Bez jego znanego wszystkim donośnego głosu, bez jego pięknych, trafiających w samo serce kazań, a niejednokrotnie w samo sumienie. W kazaniach swoich często nawiązywał do historii i tłumaczył wiele faktów. Był oczytany jak mało kto. Z bardzo interesujących spotkań można wymienić spotkania na mszach świętych z dziećmi. Siedział wtedy Ksiądz Proboszcz na stopniach ołtarza , a wokół niego siedziały małe dzieci. Mawiał wówczas, że „siedzi jak bochen chleba między grochem” Dzieci cieszyły się z tych spotkań, mogły rozmawiać, śpiewać i nauczyć się wiele od swojego Księdza Proboszcza. Nagrodą za pewne działania dzieci były cukierki, a czasem słynny „uścisk ręki Księdza Proboszcza”. Słynny bo był to mocny i zdecydowany uścisk. Kto podawał rękę Księdzu np. na powitanie – wie o czym napisałam.
W okresie wakacji czy między semestrami organizował dzieciom wycieczki krajoznawcze, aby poznały historię otaczających ich miejsc. Ksiądz St. Gajewski lubił kontakty z ludźmi. Nie było niedzieli by go nie widziano przed kościołem rozmawiającego z wiernymi. Zawsze miał z nimi jakiś temat do omówienia. Znał prawie wszystkich. Otaczał się ogromną ilością ludzi. Szukał w ludziach tego co mądre. Denerwowała go głupota. Wszystkie sprawy Kościoła tak mu bliskie przedstawiał do wiadomości wiernym w ogłoszeniach parafialnych. Niecierpliwi denerwowali się że za długo mówił i za dużo na to poświęcał czasu. Ale wiedziano – co po kolei jest robione w kościele, jak i kiedy. Ksiądz wiedział co można zrobić rękami wiernych, a co muszą zrobić firmy. Sam zabiegał wszędzie gdzie tylko mógł o pomoc dla budowanego kościoła.
A zaczynał od spotkań z ludźmi pod kapliczką na suchej sośnie. Później była budowa Kaplicy z salkami do nauki religii, domu katechetycznego i wreszcie kościoła. I zabrakło by miejsca na wspomnienia jak to się działo w tamtych czasach, kto pamięta wie, a kto nie pamięta niech mu inni opowiedzą. Wyjście po raz pierwszy z Kaplicy i wejście do Kościoła, gdzie jeszcze nie było podłogi, ani ławek, było wielkim przeżyciem dla każdego. Nareszcie wolna przestrzeń. I Ksiądz Gajewski pokazywał i opowiadał o ołtarzu z kamienia i o Tabernakulum i o pomysłach na to wszystko co miało się później pojawić. Później ławki i organy. Ile z nimi było kłopotów. A jak tu nie wspomnieć rzeźby, które dokonywały się na naszych oczach – jedna św. Maksymiliana, druga Matki Boskiej Brzemiennej. Św. Barbara patronka górników także znalazła swoje miejsce w kościele. Pierwsze nowe konfesjonały ufundowane przez rodziców dzieci I komunijnych i stacje Drogi Krzyżowej. O wszystkim mówił, informował, rozprawiał i radził się i myślał by było jak najlepiej. I jeździł do innych kościołów, oglądał i wracał z nowymi pomysłami.
I jak tu nie wspomnieć takiego „konkursu dla malarzy” na namalowanie własnej olkuskiej Matki Boskiej. Żebyśmy mieli olkuską Matkę. Niczyją tylko naszą. I powstało kilka prac. Do dzisiaj nie wybrano ani jednej na tą, która miała zyskać miano olkuskiej. Nie wiem czy Ksiądz St. Gajewski dokonał wyboru.
Ksiądz St. Gajewski pozostał w mojej pamięci jako wielki człowiek, wielkiej odwagi, prawdy i umiejętności nazywania białego białym, a czarnego czarnym. Odważny kapłan w trudnych czasach. Umiał zjednywać sobie ludzi, gdyż był człowiekiem otwartym. Potrafił się człowiekiem zachwycić i zganić go jeśli była taka potrzeba. W wielu trudnych sytuacjach życiowych był podporą radząc dobrym słowem. Miał bardzo trafne spostrzeżenia.
Sam nie dbał o wygody dla siebie. Jak mieszkał – kto chciał, wiedział. W jego mieszkaniu były stosy czytanych książek, wszędzie – na parapecie okna, na stole, na podłodze. Pochłaniał te książki dniami i nocami.
Na dole kaplicy była kuchnia i jadalnia gdzie można było przy herbatce porozmawiać z księdzem, na różne tematy. Tu systematycznie spotykał się z katechetami by omawiać sprawy katechizacji w szkole i w Parafii. Tu można było spędzić przyjemne chwile. W tych spotkaniach brali też udział księża wikarzy z Parafii, gdyż czuli się odpowiedzialni za wychowanie dzieci i młodzieży. Tu poznawali problemy uczniów i tu próbowaliśmy pomagać sobie wzajemnie w ich rozwiązywaniu. Ksiądz Proboszcz miał zdrowe spojrzenie na te sprawy i dużo nam pomagał. Był autorytetem, których dzisiaj brakuje. Tu odbywały się także spotkania z dyrekcjami szkół i nauczycielami np. w związku z przyjęciem przez młodzież Sakramentu Bierzmowania.
Pamiętam też spotkania z okazji imienin Proboszcza. Bywało, że z kwiatami przewijali się ludzie przez kilka tygodni. Różnego stanu, zawodu. I rozmawiali, zawsze rozmawiali. A wszędzie były książki do czytania – te w prezencie dla niego. Zawsze można było wypożyczyć od niego ciekawą książkę, a i on odwiedzając wiernych w domach zawsze wypatrzył sobie jakąś książkę w ich półkach i też wypożyczał dla siebie.
Ksiądz był dla mnie i myślę, że nie tylko dla mnie niedościgłym nauczycielem wiary, mądrości i prawego życia, odwagi życia w prawdzie.
Poza tym nigdy nie skarżył się nas swój los, na swoje zdrowie. A mógł. Był bowiem chory od wielu lat. Poważnie chory i miał poważne dolegliwości. Wiele ciężkich operacji. Będąc jakiś czas przy nim w szpitalu podczas jego ostatnich dni przeżyłam „trudne rekolekcje” zdumiewałam się jego przytomnością umysłu i cierpliwością w cierpieniu. Poddawał się zaleceniom lekarza i nie sprzeciwiał się nikomu z personelu medycznego. Zawsze był zadowolony z odwiedzin ludzi znanych mu i mniej znanych, mimo, że był tak bezradny w swojej chorobie, że nie mógł zmienić biegu dalszych dni. Modlił się na różańcu, który zawsze leżał blisko niego by mógł go dostać na wyciągnięcie ręki. I wtedy gdy on sam był tak cierpiący, jeszcze ludzie z sal obok przychodzili do niego by się wyspowiadać. Cieszyło go to, że nawet w takim stanie jest jeszcze przydatny ludziom i Bogu. Czytał, wciąż czytał , nawet gdy mnie się to wydawało już bezsensowne. Chciał być na bieżąco z wszystkimi wiadomościami z kraju i ze świata. Był dobrej myśli, że jeszcze wróci do domu – do pewnego czasu. Aż pewnego dnia powiedział mi – „niedługo umrę – wiesz? Tak mi powiedziano”.
I od tego dnia już nic nie było tak jak dawniej, gdyż w rozmowach wracał temat śmierci, godzenia się z tym nowym jak by nie było faktem i planami pogrzebowymi. Było mi smutno, ale cieszył mnie każdy dzień, w którym żył i rozmawiał, odwracając uwagę od siebie, a zwracając się ku ludziom.
Taki w wielkim skrócie był Proboszcz ks Kanonik Stanisław Gajewski, którego znałam. Brakuje go i nikt nie jest w stanie go zastąpić, bo nawet każdy kwiatek koło kościoła, każde drzewko wsadzone mówi o Księdzu, który kochał świat i przyrodę, zachwycał się jej pięknem, uczył spoglądania na nią, otwierania oczu i zatrzymywania się. Każda rzecz w kościele przypomina go, każdy kamień. Te mury wysokie mówią o nim i będą mówiły przez wieki. To jego dzieło. Tylko dlaczego na tablicy pamięci Ks. Kanonika wiszącej we wnętrzu autor tablicy wykonał tak brzydką twarz księdza jakiej nigdy nie miał?
To przykre, że został pochowany w Skale, a nie w Olkuszu, w miejscu gdzie zostawił swoje zdrowie, życie i pracę. I nawet by zaświecić lampkę pamięci trzeba pojechać do Skały. Radni w porywach serca by upamiętnić budowniczego Kościoła nadali kawałkowi ulicy Biema nową nazwę Księdza Kanonika Gajewskiego. By: ocalić od zapomnienia. By był związany na zawsze ze swoim Kościołem tym murowanym i tym ludzkim.
Wiem, że jest wielu ludzi, którzy jeszcze lepiej znali Księdza i dużo więcej o nim wiedzą, o budowie kościoła, ja dzielę się takim wspomnieniem w II rocznicę śmierci.
Msza św. w intencji śp. Księdza Proboszcza zostanie odprawiona w Skale 13. lutego o godzinie 18.00. {jcomments off}